[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dalił w stronę Siemian. Potem straciłem go z oczu.
Powrócili z połowów dwaj rycerze spinningu. Nie złapali ani jednej rybki. Tym więk-
sza była ich wściekłość, kiedy nadpłynęła Marta z domową wagą.
Okoń ważył kilogram i dziewięćdziesiąt trzy dekagramy. Dziewczyna pobiła abso-
lutny rekord Polski.
— Może ta waga jest zła? — powątpiewał pan Anatol.
Obydwaj z panem Kaziem podpisali jednak protokół. Marta powiedziała, że wagę
okonia potwierdzi jeszcze na posterunku milicji wodnej.
Cały czas, gdy ważyli rybę, siedziałem przed swoim namiotem i udawałem, że nie
dostrzegam Marty.
Byłem wściekły. Bo jak się przedstawiał bilans mojego pobytu nad Jeziorakiem?
Nie spotkałem Człowieka z Blizną i w dalszym ciągu nie miałem pojęcia, gdzie znajduje
się zatopiony samochód. To była pierwsza i najważniejsza sprawa, dla której tu przyje-
chałem. Ale już nad Jeziorakiem wyłoniło się parę problemów, które mnie dręczyły. Bo
przecież wszystko, co się tu działo, każdy najdrobniejszy szczegół mógł mieć wielkie
znaczenie przy rozszyfrowaniu sprawy skarbów. A ja nie wiedziałem, kim jest Kapitan
Nemo i kim Kaznodzieja-Płetwonurek, czyli Fałszywy Ornitolog. Dlaczego tak ogromną
sumę pieniędzy Wacek Krawacik chce dać za odzyskanie mapy łowisk? I gdzie jest w
tej chwili ta mapa?
— Czy pan jest w dalszym ciągu przeciw towarzystwu jakiejkolwiek dziewczyny? —
usłyszałem głos Marty. — Ma pan taką minę, jakby zamierzał pan kogoś zabić.
— Wrrrrr — zawarczałem i kłapnąłem zębami. Machnąłem ręką, co miało znaczyć,
że w takim nastroju nie nadaję się na towarzysza.
Załadowała na łódkę swoją wagę i rybę; do kieszeni spodni wsadziła oświadczenie
rycerzy spinningu i odpłynęła w stronę Siemian, a więc chyba do swego domu. Nie
bardzo orientowałem się, gdzie ona mieszka.
Po jej odpłynięciu zbliżył się do mnie pan Anatol.
— To jakaś dziwna osóbka, ta pana znajoma — zagaił rozmowę. — Tam gdzie
teoretycznie powinien żerować szczupak, ona łowi węgorza. Dziś na „paternoster”
schwytała ogromnego okonia. Panie, co to wszystko ma znaczyć? — wyrwał mu się z
piersi okrzyk pełen zdziwienia i rozpaczy.
— Nie bardzo rozumiem, o co panu chodzi? Ona chyba po prostu umie łowić ryby
— odrzekłem.
— A ja? Pan myśli, że ja nie umiem? Ona chyba nie przeczytała w swym życiu
jednej setnej tej lektury o rybach, co ja, panie szanowny. A gdzie nie usiądzie ze swoją
wędką, tam chwyta. Co to ma znaczyć?
— Może umie czarować — wzruszyłem ramionami. — Ale pan wygląda mi na czło-
wieka, który w czary nie wierzy.
— Nie wierzę — pokręcił głową bez przekonania. — Trudno mi jednak w sposób
racjonalistyczny wyjaśnić tak dziwne zjawisko. Jeśli ona tu znowu przypłynie i zacznie
łowić, i znowu schwyta jakąś ogromną rybę...
— To co pan zrobi? Ogłosi pan ją czarownicą? — zapytałem uprzejmie. I dorzu-
ciłem poufnym szeptem:
— Ja też uważam, że ona jest czarownicą...
Zjadłem obiad z konserw, wsiadłem w wehikuł i popłynąłem na Czaplak. Pospa-
cerowałem po wyspie, lecz nie trafiłem na Czarnego Franka ani nikogo z jego bandy. A
byłem już zdecydowany odbyć z Czarnym Frankiem rozmowę o mapie łowisk.
Potem skierowałem się na wysepkę, gdzie minionej nocy zostałem uwięziony. Lecz
po bandzie Czarnego Franka został rozwalony szałas, pognieciona trawa, trochę papie-
rzysk z opakowań, puste puszki po konserwach. Wszystko wskazywało, że banda już
nigdy tu nie powróci.
ROZDZIAŁ JEDENASTY [top]
POKÓJ CZY WOJNA • „O OJCZYSTA NASZA MOWO...” • SODOMA I GOMORA •
ODWET BANDY • CO ZROBIĆ Z BRONKĄ • JAKA DZIEWCZYNA BUDZI SZACUNEK
• JAK ZDOBYĆ AUTORYTET • KTO KOMU IMPONUJE • UGODA Z BRONKĄ • CZY
SPOTKAM CZŁOWIEKA Z BLIZNĄ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]