[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie. Naprawdę jestem wdową  odparła sztywno.  A mój mąż nie miał
żadnej rodziny, o ile mi wiadomo.
 Jak do tego doszło, że przyjęła pani posadę u pułkownika Chase'a?
 Był niegdyś sąsiadem moich rodziców.
 Doprawdy?
Zadawał zbyt wiele pytań i czujność Fanny, na krótko uśpiona, znowu się
obudziła.
 Tyle pytań, milordzie. Czy powinnam znalezć sobie adwokata?  Starała
się, by reprymenda zabrzmiała lekko i żartobliwie.
 Nie mam pojęcia. Czyżby miała pani coś na sumieniu?
 O, bez wątpienia mam wiele grzechów  odparła, raz jeszcze
przywdziewajÄ…c maskÄ™ beztroski.
 Niech się więc pani modli, żebym ich nie odkrył  poradził jej.
 Cóż, w takim razie nie odpowiem już na żadne pytania, aby pan nie
odsłonił czasem mojej mrocznej przeszłości.
Była to ryzykowna gra, ale Fanny miała nadzieję, że w ten sposób uśpi jego
czujność. Nie wiedziała tylko, czy jej się to udało. Odsunęła się od niego i dzięki
temu po raz pierwszy mogła zobaczyć coś więcej niż twarz i barki Sheffielda.
Mokra koszula przylgnęła do jego torsu, podkreślając potężną klatkę
piersiową, płaski brzuch i muskularne ramiona. Pod wpływem wody cienkie
płótno stało się niemal przezroczyste i pozwalało dostrzec śniadą skórę i czarne
włoski, porastające pierś.
98
RS
Fanny odwróciła wzrok; miała nadzieję, że jest w dalszym ciągu zbyt
zmarznięta, by mogła się zaczerwienić. Sheffield pochylił się ku niej, opierając
głowę na ręce. Ten ruch sprawił, że uwydatniły się mięśnie jego klatki piersiowej i
ramion. Fascynujące. Nic dziwnego, że bez trudu wziął ją na ręce. Miała wrażenie,
że cały składał się z muskułów, kości i ciemnej, spalonej słońcem skóry. Jak
grozne, drapieżne zwierzę.
Przecież tym właśnie jest, uprzytomniła sobie Fanny. Drapieżnikiem, który
zwraca oczy na każdą zdobycz, na tyle nieostrożną, by przyciągnąć jego uwagę.
Ptakiem, krążącym swobodnie nad Londynem i oczyszczającym miasto ze
szkodników. Takich jak Alphonse. I ona.
Wróciła jej natychmiast dawna ostrożność i zdrowy rozsądek.
Kogo usiłowała zwieść? Ten człowiek to doświadczony śledczy i znakomity
prawnik. Byłaby idiotką, myśląc, że zdoła go oszukać. Miała tylko jedną szansę
uniknięcia pazurów lorda Sheffielda, polegającą na unikaniu wszelkich z nim
kontaktów.
 Dobry Boże, drży pani jak listek. Musimy panią rozgrzać.
Chwycił ją znów w objęcia. Tym razem czuła się niezręcznie. Była świadoma
drgnienia każdego ścięgna i muskułu, stykającego się z jej ciałem, siły
obejmującej ją ręki, unoszenia się i opadania klatki piersiowej przy każdym
oddechu.
 Proszę mnie puścić.  Pod wpływem strachu z jej głosu znikło wszelkie
ciepło.  Mogę już iść.
 Bzdury. Nie ciąży mi pani bardziej niż zmoknięty kot.
 Proszę mnie puścić  syknęła rozkazująco.  Nie jestem workiem z mąką,
żeby mnie miętosić.
Policzki mu pociemniały. Bez słowa postawił ją na ziemi i się odsunął.
 Odeślę panu marynarkę przez kogoś ze służby, jak tylko wrócę do Quae
Lamia.
 Można się z tym wstrzymać do wieczora.
Wydawał się zażenowany, zły i zaskoczony jej nagłym chłodem. Doskonale.
Wiedziała, że tak jest lepiej. Mimo wszystko jednak była to dziwnie okazywana
wdzięczność za to, że ocalił jej życie, że pocieszał ją i tulił. I sprawił, że
przypomniała sobie, jak to jest, gdy ma się opiekuna, nawet jeśli przywykła sama
troszczyć się o wszystko.
99
RS
 Jestem panu bardzo zobowiązana  powiedziała i aż się wzdrygnęła w
duchu, takie to było sztywne i zdawkowe.
 No, no  odparł.  Z trudem to pani przeszło przez gardło, prawda?
Zaczerwieniła się i udała, że nie słyszy. Czy on nie mógł choć raz zachować
się w ogólnie przyjęty sposób? Czemu się nie ukłonił i nie odszedł, jak zrobiłby to
każdy inny? Powstrzymała cisnącą się jej na usta ripostę i odwróciła się od niego.
Słysząc za plecami jego kroki, obejrzała się przez ramię.
 Naprawdę, nie musi mi pan towarzyszyć. Quae Lamia znajduje się o
ćwierć mili stąd, za tym sosnowym laskiem  powiedziała, ruchem głowy
wskazując drzewa.  Nalegam, by pan się dłużej nie fatygował.
Na takie dictum musiał ustąpić, ale nawet tego nie zrobił jak należy.
 W porządku  odparł i skrzyżowawszy ręce na piersi, stanął jak wryty.
 Chce pan tak stać i patrzeć na mnie?  spytała.
 Jeśli i tego mi pani nie zabroni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl