[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobiegłem do schodów prowadzących na dach...
Cała rozległa dolina otwarła się nagle przede mną. Zmrużyłem oczy od słonecznego blasku,
a potem zobaczyłem dwa błękitnawe, idealnie proste ślady nart. Zlady prowadziły na północ,
biegły ukosem od hotelu, a tam, gdzie się kończyły, dostrzegłem wyrazne, jakby narysowane na
bieli figurki uciekinierów. Mam znakomity wzrok, widziałem ich wyraznie i był to najbardziej
niesamowity widok, jaki pamiętam.
Na przedzie mknęła pani Moses z gigantycznym kufrem pod pachą, a na jej ramionach
smagając ją pejczem ciężko spoczywał sam stary Moses. Z prawej strony, nieco za nimi, równym
fińskim krokiem pędził Olaf z Loirevicem na plecach. Aopotała na wietrze szeroka spódnica pani
Moses, powiewał pusty rękaw Loirevica. Pędzili szybko, nadnaturalnie szybko, a z boku, na
ukos, błyskając w słońcu łopatami śmigła i oknami kabiny zachodził im drogę helikopter.
Cała dolina była wypełniona potężnym, monotonnym huczeniem. Helikopter powoli, jakby
niespiesznie, zniżył się, przeleciał nad uciekającymi, przegonił ich i zawrócił schodząc coraz
niżej i niżej... A tamci w dalszym ciągu pędzili przed siebie, jakby nic nie widzieli i nie słyszeli.
I wtedy to monotonne i potężne buczenie rozerwał nowy dzwięk wściekłe, urywane trzaski...
Uciekinierzy chwilę jeszcze bezładnie biegali, potem Olaf upadł i znieruchomiał, potem jak kula
potoczył się po śniegu Moses, a Simonet rwał mi kołnierzyk i szlochał w ucho: Widzisz?
Widzisz? Widzisz? ... A potem helikopter zawisł nad nieruchomymi ciałami, powoli usiadł
i skrył przed nami wszystkich i tych, którzy leżeli nieruchomo, i tych, którzy próbowali jeszcze
pełznąć... Zmigło zaczęło się obracać, śnieg zawirował, połyskliwa biała chmura wzdęła się na tle
siwych skał. Znowu rozległ się trzask karabinu maszynowego i Alec przykucnął zasłaniając
dłońmi oczy, zaś Simonet ciągle szlochał i krzyczał: Masz! Masz czego chciałeś, tępy bydlaku!
Helikopter tak samo powoli wychynął z śnieżnej chmury, ukośnie wzbił się
w nieprawdopodobną niebieskość nieba i zniknął za łańcuchem gór. Wtedy na dole żałośnie
i rozdzierająco zawył Lelle.
Epilog
Od tego czasu minęło ponad dwadzieścia lat. Rok temu przeszedłem na emeryturę. Jestem
już dziadkiem i czasem opowiadam wnukom tę historię. Co prawda w moich opowiadaniach
wszystko kończy się dobrze: przybysze szczęśliwie opuszczają Ziemię w lśniącej rakiecie, zaś
bandę Championa łapie przybyła w porę policja. Początkowo w moich opowieściach przybysze
odlatywali na Wenus, a potem, kiedy na Wenus wylądowały pierwsze ekspedycje, musiałem
przenieść pana Mosesa na gwiazdozbiór Wolarza. Zresztą nie o to chodzi.
Najpierw fakty. Wilczą Gardziel oczyszczono po dwóch dniach. Wezwałem policję
i przekazałem jej Hincusa, milion sto pięćdziesiąt tysięcy koron i swój szczegółowy raport. Ale
śledztwo, muszę przyznać, nie wyjaśniło niczego. Wprawdzie w zrytym śniegu znaleziono około
pięciuset srebrnych kul, ale helikopter Championa, który zabrał ciała, przepadł bez wieści. Po
kilku tygodniach małżeństwo turystów-narciarzy, odbywając wędrówkę nieopodal naszej doliny,
opowiedziało, że byli świadkami, jak jakiś helikopter na ich oczach spadł do jeziora Trzech
Tysięcy Dziewic. Zorganizowano poszukiwania, jednakże niczego ciekawego nie znaleziono. Jak
wiadomo, głębokość jeziora osiąga miejscami czterysta metrów, dno jest zlodowaciałe i jego
rzezba nieustannie ulega zmianie. Champion prawdopodobnie zginął w każdym razie na scenie
kryminalnej więcej się nie pojawił. Jego banda, dzięki Hincusowi, który za wszelką cenę chciał
ratować swoją skórę, częściowo została wyłapana, a częściowo rozpełzła się po całej Europie
i poszła w rozsypkę. Gangsterzy, którzy znalezli się w rękach wymiaru sprawiedliwości, nic
istotnego do zeznań Hincusa nie dodali wszyscy oni byli przeświadczeni o tym, że Belzebub
był czarnoksiężnikiem, może nawet samym Szatanem, i że ich były herszt zginął, bo trafił na
mocniejszego od siebie. Simonet był zdania, że jeden z robotów ocknął się już w helikopterze
i w ostatnim wybuchu aktywności zniszczył wszystko, czego zdołał dosięgnąć. Bardzo to
możliwe i jeżeli tak było istotnie, nie zazdroszczę Championowi jego ostatnich chwil...
A Goldenwasser oczywiÅ›cie wykrÄ™ciÅ‚ siÄ™ sianem. Jeden Hauptsturmführer wiÄ™cej, jeden
mniej to był dla niego drobiazg. Tym bardziej, że archiwa Greenheima przepadły bez śladu,
a oświadczenie Mosesa nie spowodowało żadnych dalszych skutków. Było napisane zbyt
dziwacznym językiem, powoływało się na zbyt dziwaczne okoliczności i, jak słyszałem, zostało
uznane za utwór szaleńca. Szczególnie na tle hałasu, który podniosły gazety w związku
z przybyszami. Być może Goldenwasserowi przypomniały się wówczas trupy rozstrzelanych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]