[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to w ogóle możliwe.
Kiedy wreszcie łapiemy oddech, budzik na moim nocnym stoliku pokazuje pierwszą trzydzieści.
Kochaliśmy się dziko co najmniej godzinę, zanim zasnęliśmy w uścisku. Dla mnie to była rewelacja.
Dawno tego nie robiłem. Podobno tych rzeczy się nie zapomina jak jazdy na rowerze. Z Katią
Loenstern to była cholernie ostra jazda. Ona też mnie mocno ujeżdżała. Spaliśmy chyba pół godziny, a
potem znów się kochaliśmy. Można by pomyśleć, że żyłem w celibacie sto lat. Wypiliśmy resztkę
letniego szampana, spróbowaliśmy innej pozycji. Katia podziwiała moją formę, a mnie sprawiał
przyjemność jej entuzjazm.
To był mój najlepszy poranek - i moje najlepsze urodziny - od lat.
Właśnie zastanawiamy się, czy nie wziąć razem prysznica, gdy odzywa się mój pager. A to oznacza, że
muszę zadzwonić do Lamberta z bezpiecznego telefonu w gabinecie na dole. Nie mam ochoty. Jestem
na urlopie, do cholery. Dopiero wróciłem z zagranicy. Tak nie może być. Nie teraz. Nie w momencie,
kiedy leżę w łóżku z pierwszą kobietą która mi się podoba od...
- To coś ważnego? - pyta Katia.
- Tak - odpowiadam. - Muszę do kogoś zadzwonić. Z gabinetu na dole.
Uśmiecha się słodko.
- Więc idz. Polezę tutaj i zobaczę, czy ciśnienie wróci mi do normy. Dotykam lekko jej twarzy i całuję
jÄ….
- Zaraz będę z powrotem.
- Przynieś trochę wody - woła, gdy zbiegam po schodach. Kiedy jestem sam w gabinecie, wybieram
numer i Å‚apiÄ™ Lamberta w Wydziale Trzecim.
- Sam, dzięki Bogu, że jesteś - mówi.
- Co jest grane, pułkowniku?
- BÄ…dz za godzinÄ™ tam, gdzie zawsze.
- Za godzinÄ™?!
- A co, jesteś zajęty?
Mam ochotę powiedzieć mu, żeby wsadził sobie tę robotę, ale się powstrzymuję.
- TrochÄ™.
- To priorytet trzeciego stopnia, Sam.
Niech to szlag. Chodzi o coś bardzo ważnego. Nie ma mowy, żebym się z tego wymigał.
- Będę - odpowiadam. Rozłączamy się i wchodzę po schodach do kuchni. Nalewam dwie wysokie
szklanki wody i zanoszę je na górę. Katia leży pod przykryciem i chichocze. Na mój widok odsłania
długą zgrabną nogę i zgina w powietrzu.
- Podoba ci się? - pyta z fałszywym europejskim akcentem. - Chcesz? Siadam na łóżku i delikatnie
ściągam przykrycie. Katia ma figlarną minę.
- Proszę. - Wręczam jej szklankę. Podnosi się i odsłania swoje piękne piersi.
Wypija szybko wodÄ™ i robi wydech.
- Gotowy do szóstej rundy? A może do siódmej? Straciłam rachubę.
- Katiu, muszę wyjść. Interesy. Przepraszam.
- Naprawdę? - Wygląda, jakbym ją spoliczkował.
- NaprawdÄ™.
- Nie próbujesz się mnie pozbyć?
- Gdyby to zależało ode mnie, w ogóle nie ruszalibyśmy się z tego pokoju.
- Założę się, że mówisz to każdej dziewczynie, która serwuje ci śniadanie w twoje urodziny.
Pochylam się, żeby ją pocałować. Pozwala mi, ale wcześniejsza namiętność zniknęła. Zraniłem jej
uczucia.
- Czy to znaczy, że znów gdzieś wyjedziesz? - pyta.
- Możliwe.
- Sam, dlaczego ta twoja praca jest taka ważna?
- Nie mogę ci powiedzieć, Katiu.
- Więc jednak pracujesz dla rządu.
Uważam, że tyle może wiedzieć. Nic złego się nie stanie. Jeśli mamy być razem...
- Tak. Ale nie mogę ci powiedzieć, co robię. I proszę cię, nie pytaj. Zgoda?
Zastanawia siÄ™ przez chwilÄ™.
- Zgoda. Ale musisz mi obiecać, że nie przestaniesz przychodzić na treningi.
ZmiejÄ™ siÄ™.
- Oczywiście, że nie przestanę. - Wyciągam rękę i pomagam jej wstać z łóżka. - Zdążymy jeszcze wziąć
prysznic, jeśli chcesz.
- Jasne. Nie zamierzam wracać do domu pachnąca seksem. Mój kot dostałby świra.
Idę pierwszy do łazienki, żeby puścić wodę. Widzę odbicie Katii w lustrze i dostrzegam, że pisze coś na
bloczku do notatek, który trzymam na nocnym stoliku. Potem dołącza do mnie pod prysznicem i
spędzamy przyjemne pięć czy sześć minut. Namydlamy swoje ciała, a potem podnieceni robimy to
jeszcze raz na stojÄ…co w kabinie prysznicowej w strugach gorÄ…cej wody.
Jesteśmy już ubrani. Sprawdzam, co napisała na bloczku. Jest tam numer jej komórki i zdanie: Nie
daję telefonu byle komu. Uśmiecham się i sprowadzam ją na dół.
- Zawiadomisz mnie, jeśli będziesz musiał wyjechać? - pyta.
- Oczywiście - odpowiadam. Tyle mogę zrobić.
ROZDZIAA 11
Zaczyna padać śnieg. Zima w Marylandzie jest nieprzewidywalna. Nigdy nie wiesz, czy będzie zamieć,
mokro i gołoledz, czy tylko mróz. Dzisiaj temperatura nie jest taka niska, ale mocno sypie. Chłopcy od
pogody zapowiadają piętnaście centymetrów białego puchu. Sama radość.
Podkręcam ogrzewanie w moim jeepie cherokee rocznik dwa tysiące drugi. Jadę drogą
międzystanową 1-95 do Waszyngtonu. Ten samochód to jeden z modeli overland, wytrzymała
terenówka 4x4 z potężnym silnikiem V8 o mocy 265 koni mechanicznych. W mieście się marnuje, ale
czasami lubię się nim wybrać w bardziej nierówny teren. Długa jazda sprawia mi przyjemność, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]