[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Of hope, she stays still. At the canvas's corner
The name of a painter who desired her.
Berkeley, 1985
translated by Czesław Miłosz
and Robert Hass
315
JAR POWINNO BYĆ W NIEBIE
Jak powinno być w niebie wiem, bo tam bywałem.
U jego rzeki. Słysząc jego ptaki.
W jego sezonie: latem, zaraz po wschodzie słońca.
Zrywałem się i biegłem do moich tysiącznych prac,
A ogród był nadziemski) dany wyobraźni.
śycie spędziłem układając rytmiczne zaklęcia,
Tego co ze mną się działo nie bardzo świadomy
Ale dąŜąc, ścigając bez ustanku
Nazwę i formę. Myślę, Ŝe ruch krwi
Tam powinien być dalej triumfalnym ruchem
WyŜszego, Ŝe tak powiem, stopnia. śe zapach lewkonii
I nasturcja i pszczoła i buczący trzmiel,
Czy sama ich esencja, mocniejsza niŜ tutaj,
Muszą tak samo wzywać do sedna, w sam środek
Za labiryntem rzeczy. Bo jakŜeby umysł
Mógł zaprzestać pogoni, od Nieskończonego
Biorąc oczarowanie, dziwność, obietnicę?
Ale gdzie będzie ona, droga nam śmiertelność?
Gdzie czas, który nas niszczy i razem ocala?
To juŜ za trudne dla mnie. Pokój wieczny
Nie mógłby mieć poranków i wieczorów.
A to juŜ dostatecznie mówi przeciw niemu.
I zęby sobie na tym połamie teolog.
Rzym, 1986
316
HOW IT SHOULD BE IN HEAVEN
How it should be in Heaven I know, for I was there.
By its river. Listening to its birds.
In its season: in summer, shortly after sunrise.
I would get up and run to my thousand works
And the garden was superterrestrial, owned by imagination.
I spent my life composing rhythmical spells
Not quite aware of what was happening to me.
But striving, chasing without cease
A name and a form. I think the movement of blood
Should continue there to be a triumphant one,
Of a higher, I would say, degree. That the smell of gillyflower,
That a nasturtium and a bee and a ladybug
Or their very essence, stronger than here,
Must summon us just the same to a core, to a center
Beyond the labyrinth of things. For how could the mind
Stop its hunt, if from the Infinite
It takes enchantment, avidity, promise?
But where is our, dear to us, mortality?
Where is time that both destroys and saves us?
This is too difficult for me. Peace eternal
Could have no mornings and no evenings,
Such a deficiency speaks against it.
And that's too hard a nut for a theologian to crack.
Rome, 1986
translated by Czesław Miłosz
and Robert Hass
317
ALE KSIĄśKI
Ale ksiąŜki będą na pólkach, prawdziwe istoty,
Które zjawiły się raz, świeŜe, jeszcze wilgotne,
Niby lśniące kasztany pod drzewem w jesieni,
I dotykane, pieszczone, trwać zaczęły
Mimo łun na horyzoncie, zamków wylatujących w powietrze
Plemion w pochodzie, planet w ruchu.
Jesteśmy — mówiły, nawet kiedy wydzierano z nich karty
Albo litery zlizywał buzujący płomień.
O ileŜ trwalsze od nas, których ułomne ciepło
Stygnie razem z pamięcią, rozprasza się, ginie.
WyobraŜam sobie ziemię kiedy mnie nie będzie
I nic, Ŝadnego ubytku, dalej dziwowisko,
Suknie kobiet, mokry jaśmin, pieśń w dolinie.
Ale ksiąŜki będą na półkach, dobrze urodzone,
Z ludzi, choć teŜ z jasności, wysokości.
Berkeley, 1986
318
AND YET THE BOOKS
And yet the books will be there on the shelves, separate beings,
That appeared once, still wet
As shining chestnuts under a tree in autumn,
And, touched, coddled, began to live
In spite of fires on the horizon, castles blown up,
Tribes on the march, planets in motion.
"We are", they said, even as their pages
Were being torn out, or a buzzing flame
Licked away their letters. So much more durable
Than we are, whose frail warmth
Cools down with memory, disperses, perishes.
I imagine the earth when I am no more:
Nothing happens, no loss, it's still a strange pageant,
Women's dresses, dewy lilacs, a song in the valley-
Yet the books will be there on the shelves, well born,
Derived from people, but also from radiance, heights.
Berkeley, 1986
translated by Czesław Miłosz
and Robert Hass
319
NA POśEGNANIE MOJEJ śONY JANINY
Kobiety-Ŝałobnice swoją siostrę oddawały ogniowi
I ogień, ten sam na który patrzyliśmy razem,
Ona i ja, w małŜeństwie długie lata,
Złączeni przysięgą na złe i dobre, ogień
Kominków zimą, kampingów, palących się miast,
Elementarny, czysty, z początków planety ziemi,
Zdejmował jej włosy, strumieniejące, siwe,
Imał się ust i szyi, wchłaniał ją, ogień,
Do którego języki ludzkie porównują miłość.
Mnie było nie do języków. Ani do słów modlitwy.
Kochałem ją, nie wiedząc kim była naprawdę.
Zadawałem jej ból, goniąc za moją ułudą.
Zdradzałem ją z kobietami, jej jednej wiemy.
Zaznaliśmy wiele szczęścia i wiele nieszczęścia,
Rozłąki, cudownych ocaleń. A tutaj ten popiół.
I morze bijące o brzegi kiedy idę pustą aleją.
I morze bijące o brzegi. I uniwersalność doświadczenia.
Jak bronić się przeciw nicości? Jaka moc
Przechowuje co było, jeŜeli nie trwa pamięć?
Bo ja mało pamiętam. Tak bardzo mało pamiętam.
Zaiste, wrócenie chwil oznaczałoby Sąd Ostateczny,
Który nam Litość chyba odracza z dnia na dzień.
Ogień, wyzwolenie z cięŜkości. Jabłko nie spada na ziemię.
Góra porusza się z miejsca. Za ogniem-kurtyną
Baranek stoi na łące niezniszczalnych form.
Dusze w czyśćcu goreją. Heraklit szalony
Patrzy jak płomień trawi fundamenty świata.
Czy wierzę w ciał zmartwychwstanie? Nie tego popiołu.
320
ON PARTING WITH MY WIFE, JANINA
Women mourners were giving their sister to fire.
And fire, the same as we looked at together,
She and I, in marriage through long years,
Bound by an oath for good or ill, fire
In fireplaces in winter, campfires, fires of burning cities,
Elemental, pure, from the beginnings of the Earth,
Was taking away her streaming hair, gray,
Seized her lips and her neck, engulfed her, fire
That in human languages designates love.
I thought nothing of languages. Or of words of prayer.
I loved her, without knowing who she really was.
I inflicted pain on her, chasing my illusion.
I betrayed her with women, though faithful to her only.
We lived through much happiness and unhappiness,
Separations, miraculous rescues. And now, this ash. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl