[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Policjanci pożegnali się i wyszli. Kathy i Brent zostali sami.
Ubrania mieli oblepione zaschniętymi wodorostami i sztywne
od morskiej, słonej wody. Nagle Kathy zaczęła dygotać.
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że za tym stał Robert. Och,
Brent, to takie okropne - szepnęła, szczękając zębami.
S
R
- Wszystko minęło. - Chwycił ją w objęcia. -Ta sprawa jest
zakończona. Już nic nikomu nie grozi.
Zaniósł ją do łazienki i posadził na taborecie. Odkręcił krany,
wlał do wanny dużo płynu do kąpieli. Rozebrał Kathy i delikat-
nie zanurzył ją w wodzie, a ona przymknęła powieki i z przyje-
mnością oparła głowę o wyściełany brzeg wanny. Gdy otworzy-
ła oczy, ujrzała Brenta trzymającego dwa kieliszki wiria.
Zdjął z siebie ubranie i nagi przyłączył się do nie. Objął ją i
przytulił. Wypili wino i Kathy wkrótce stała się bardzo senna
Groza ostatnich godzin, niebezpieczeństwo, w jakim znalazł się
Brent i ona sama, zdrada bliskiego przyjaciela i jego śmierć - te
przerażające przeżycia ścięły ją z nóg. Ulga, że jest już po wszy-
stkim, ciepła kąpiel i odrobina alkoholu sprawiły, że opuściło ją
napięcie, natomiast zmęczenie dało o sobie znać ze zdwojoną
siłą.
Po pewnym czasie Brent wyjął Kathy z wody i zaniósł na
łóżko. Delikatnie osuszył jej nagie ciało, a następnie starannie
przykrył. Po chwili usnęła w jego ramionach.
Rano obudziła się i stwierdziła, że Brent już wstał. Komplet-
nie ubrany stał przy oknie. Chyba wyczuł jej spojrzenie, ponie-
waż się odwrócił. Dostrzegła w jego oczach udrękę. Podszedł i
usiadł na brzegu łóżka.
- Zamierzałem... wyjść, gdy spałaś - powiedział cicho - ale
pomyślałem, że jednak muszę się z tobą pożegnać, że nie mogę
tak po prostu odejść bez słowa.
Nie odpowiedziała. Oczy miała pełne gorących, piekących
łez. Brent pochylił się i złożył na jej ustach delikatny pocałunek,
który w sekundzie stał się zaborczy i namiętny. Miał smak po-
żegnania na zawsze.
- Nie odchodz - szepnęła.
S
R
- Kathy, muszę. Gdybym jeszcze raz zrobił ci krzywdę... -
Odsunął się z jękiem. Szybko wstał i ruszył do drzwi.
Przez chwilę patrzyła na niego, a jej serce głucho dudniło. I
nagle w okamgnieniu podjęła decyzję. Miała ostatnią szansę.
Teraz albo nigdy. Zerwała się z pościeli, chwyciła szlafrok i na-
rzucając go na siebie, pobiegła za Brentem.
Był już na zewnątrz i szedł w stronę furtki.
- Ty idioto! - zawołała za nim. Zatrzymał się, ale nie odwró-
cił. - Ty cholerny idioto! Nic nie rozumiesz! Możesz zrobić mi
krzywdę tylko w jeden sposób: gdy mnie zostawisz. Zniosę
wszystko, absolutnie wszystko, jeśli ty będziesz ze mną. Brent,
kocham ciÄ™! Nie porzucaj mnie znowu. PotrzebujÄ™ ciÄ™. Nawet
nie wiesz, jak bardzo. Zostań ze mną. - Umilkła na moment i już
cicho dodała: - Na zawsze, moja miłości.
Czekała, wpatrzona w jego plecy. Wydawało się jej, że zie-
mia zdążyła obiec słońce dookoła, a on wciąż stał bez ruchu.
Patrzyła na niego, a po jej policzkach płynęły łzy.
W końcu jednak się odwrócił i ruszył biegiem. Gdy był już
przy niej, nagle osunÄ…Å‚ siÄ™ na kolana. PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie i
przytulił twarz do jej brzucha. Milczał, mocno ją obejmując.
Przesunęła palcami po jego włosach. Ujęła w dłonie jego
twarz i uniosła ją.
- Proszę cię, Brent, zostań ze mną - szepnęła. Wzruszenie
odebrało jej głos.
- Naprawdę wierzysz, że wytrzymamy ze sobą?
- Wiem, że tak.
- Mam trudny charakter.
- Ja też, ale damy sobie radę. Brent, nigdy nie zrobiłeś mi nic
złego. Nigdy - zapewniła gorąco. - Tylko po tym, co się stało,
uznałeś, że to twoja wina... żyłeś w przeświadczeniu, że... Och,
S
R
Brent, to nie jest prawda i nigdy nie była! Brent...
Podniósł się, trzymając ją w ramionach. Widziała w jego
oczach miłość.
- Kathy, kocham cię. Zawsze będę - zapewnił żarliwie.
Uśmiechnęła się łagodnie i dotknęła jego twarzy.
- To doskonały powód, żebyś znów się ze mną ożenił. I to
szybko, dobrze? Mam już dosyć tego życia w grzechu. Nawet
zaproszÄ™ na wesele MarlÄ™.
- A ja zgodzę się na obecność Axela. Może ich sobie przed-
stawimy.
- Zwietny pomysł - przyznała.
Brent na chwilÄ™ zamknÄ…Å‚ oczy.
- Kathy, boję się - przyznał, znów na nią patrząc.
Zdumiało ją to nieoczekiwane wyznanie. Brent nigdy niczego
się nie bał. Ale ona kochała go między innymi za tę jego uczci-
wość i wiedziała, że razem pokonają ten strach, ponieważ >na
takie wiedziała, co to znaczy lęk.
- Ja też się boję - szepnęła. - Ale we dwoje poradzimy sobie z
naszymi obawami. Zobaczysz.
Powoli weszli razem do holu.
- Nie cierpię swojego domu - wyznał Brent. - Zawsze był taki
nowy i pusty. Będziemy mieszkać tutaj.
- Cudownie.
- I pomożemy Keithowi stanąć na nogi.
- Oczywiście. Z przyjemnością nauczę go, jak zajmować się
dzieckiem.
- Dziecko! - Brent nagle palnął się dłonią w czoło. - Shanna!
Musimy skontaktować się z nią jak najszybciej.
- Zrobimy to niedługo - powiedziała uspokajającym tonem.
- Ale w tej chwili... Wiesz, nie chodzi mi o to, że nie byłeś
S
R
fantastyczny... Przeciwnie, ale przecież zostajesz ze mną. Jeste-
śmy zaręczeni, prawda? Niedługo się pobierzemy, więc...
- Możemy już zaraz pojechać po formularze, a potem prosto
do sędziego, żeby dał nam ślub. Do licha z weselem! Marlę i
Axela zaprosimy na przyjęcie, które urządzimy pózniej.
- Doskonale, lecz najpierw...
- Najpierw co?
Uśmiechnęła się szeroko.
- Skoro niedługo masz okiełznać ten swój temperament... to
może dzisiaj...
Tak?
Może dzisiaj jeszcze zostalibyśmy w domu, tylko we dwoje.
Jutro wypełnimy papierki i grzecznie pojedziemy do sędziego.
- No cóż, panno O Hara, bardzo chętnie spełnię pani życze-
nie.
S
R
EPILOG
Siedzieli w gabinecie lekarskim. Brent trzymał Kathy za rękę
i uważnie słuchał każdego słowa doktora Langleya.
- Poronienie to dla niedoszłych rodziców tragiczne przeżycie,
panie McQueen. A co gorsza, zupełnie błędnie większość ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl