[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wobec tej nagłej napaści.
Z jednej strony ów niespodziewany wybuch niepohamowanej
namiętności przeraził ją, z drugiej wszakże... Gdy brutalnie zacisnął
dłoń na nagiej piersi, jej ciało ulegle zareagowało na męski dotyk,
bolesny i drapieżny, lecz przecież upragniony. Wiedziała, że Reilly
130
RS
pragnie jej równie mocno, jak ona jego. Wsunęła wolną dłoń pod
rozpiętą koszulę, by poczuć szalone bicie jego serca.
Nagle gwałtownie rzucił ją na ziemię. Oddychał szybko i
nierówno, a w zielonych oczach widniała pogarda.
- Chcesz mnie sprowokować, żebym wziął cię siłą! - odezwał się
chrapliwie. - Nie uda ci się!
- Ja... - Azy napłynęły jej do oczu. Cóż mogła odpowiedzieć na
to fałszywe oskarżenie?
Odruchowo próbowała zakryć przed jego wzrokiem swoją
nagość, lecz nie mogła zapiąć bluzy, gdyż prawie wszystkie guziki
zostały oberwane. Reilly westchnął z rozdrażnieniem.
- Musisz coś na siebie włożyć, przecież nie będziesz tak chodzić.
Wez jedną z moich koszul. - Niecierpliwie zmierzwił włosy dłonią,
chwycił koszulę, którą Lea nosiła podczas porannego prania i rzucił w
jej kierunku, starannie unikając spojrzenia w pełne łez oczy. -
Przygotuję obiad.
W obozie zapadła nieprzyjemna cisza. Bez słowa każde zajęło
się swoimi pracami. Nieco pózniej zjedli obiad, choć Lea miała
wrażenie, że każdy kęs rośnie jej w ustach. Zraniona duma skutecznie
powstrzymywała ją przed odezwaniem się i przerwaniem nieznośnego
napięcia. Panujące między nimi milczenie nie było milczeniem
dwojga obcych sobie ludzi, lecz dwóch wrogów.
Gdy zrobiło się ciemno, Lea położyła się spać. Wiedziała, że tej
nocy nie mogłaby spędzić w opiekuńczych ramionach Reilly'ego.
Odwróciła się plecami do ogniska i siedzącego przy nim mężczyzny.
131
RS
Teraz wreszcie mogła sobie pozwolić na płacz. Nikt nie widział jej
łez.
Zrozumiała, że chociaż tak boleśnie ją dziś zranił, to uczucie,
jakie do niego żywiła, nie uległo zmianie. Kochała go równie mocno
jak przedtem.
Bezwiednie spojrzała na roziskrzone niebo. Zauważyła
spadającą gwiazdę i przez chwilę śledziła ją wzrokiem, lecz wkrótce
jej oczy ponownie napełniły się łzami, więc przestała widzieć
cokolwiek. Ciaśniej owinęła się sztywną płachtą, ale niewiele to
pomogło. To nie chłód pustynnej nocy powodował, że odczuwała
przejmujące zimno.
132
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Kurczowo zacisnęła palce na swoim kiju. Coś ją ścisnęło w
gardle, gdy po raz ostatni patrzyła na maleńką, prawie bajkową oazę,
gdzie wyznała Reilly'emu miłość.
Na gładkiej tafli jeziorka kładły się długie cienie, woda
wydawała się głęboka, tajemnicza i nieprzenikniona. Wyglądało to
tak, jakby musieli opuścić raj, którego bramy zamykały się za nimi
bezpowrotnie.
Ognisko zostało już starannie zgaszone i zalane wodą. Wkrótce
pustynny wiatr zatrze również ten ostatni ślad ich obecności...
- Idziemy - oznajmił obojętnym głosem Reilly, poprawiając
tobołek na plecach.
Z trudem odwróciła wzrok od miejsca, z którym odtąd związane
będzie jej najpiękniejsze, a zarazem najbardziej bolesne wspomnienie.
Bez słowa skinęła głową, nawet nie patrząc na Reilly'ego. Nie
potrafiła znieść chłodu i rezerwy, widocznych w jego oczach.
On najwyrazniej nie odczuwał żadnego wzruszenia, opuszczając
miejsce, gdzie przez krótkie chwile byli sobie tak bliscy. Ona zaś,
gdyby dano jej wybór, nie wróciłaby do rodziny i cywilizowanego
świata, lecz została na tym pustkowiu razem z Reillym. Rozumiała
jednak, że to tylko romantyczna mrzonka, absolutnie nierealna,
zarówno z logicznego, jak i praktycznego punktu widzenia.
Ale przecież go kochała, a miłość nie kieruje się rozsądkiem,
pomyślała przygnębiona.
133
RS
Znów szedł pierwszy, lecz tym razem wolniej niż wtedy, gdy
schodzili z płaskowyżu. Oszczędzał jej siły, by mogła dojść dalej. Z
tego samego powodu wszystkie ich rzeczy niósł sam, Lea nie musiała
niczego dzwigać. Dzięki temu przez pierwszych kilka godzin marszu
dawała sobie radę całkiem niezle, co ją nawet zdziwiło. Obawiała się,
iż jest słabsza i że dziesięciominutowe odpoczynki okażą się zbyt
krótkie. Z czasem jednak, w miarę jak słońce wznosiło się coraz
wyżej na niebie, lejący się z nieba żar zaczął się jej dawać mocno we
znaki.
W południe zatrzymali się na środku starej drogi biegnącej dnem
doliny i Reilly ustawił parawan, by mogli przeczekać największy upał.
Lea, zmęczona i spocona, położyła się w cieniu, pociągnęła łyk wody
z manierki, po czym natychmiast zamknęła oczy.
Drzemka pokrzepiła nieco jej nadwątlone siły i mogli iść dalej.
Zanim wyruszyli, spytał obojętnym tonem, jak się czuje.
- Zwietnie - odparła sztywno.
Przez jakiś czas rzeczywiście szło jej się dość dobrze, lecz
wkrótce okazało się, że jest znacznie słabsza niż rano. Każdy
odpoczynek wydawał się krótszy od poprzedniego, choć wszystkie
trwały tyle samo. Miała wrażenie, że nie będzie w stanie uczynić już
ani jednego kroku więcej, ale zaciskała zęby i zmuszała się do
dalszego wysiłku.
Reilly utrzymywał między nimi stały dystans, nigdy nie oddalał
się więcej niż o parę metrów. Gracja i sprężystość jego ruchów
przypominały jej, że to ona opóznia marsz. Gdyby był sam,
znajdowałby się o wiele kilometrów dalej niż teraz. Pomyślała z
134
RS
goryczą, że już wie, czemu Reilly'emu tak zależy na tym, by jak
najszybciej wrócili do cywilizowanego świata. Nie miał ochoty
spędzać z nią ani chwili dłużej, niż to się okaże konieczne. Chciał się
jej pozbyć.
Nagle potknęła się o kamień i upadła, boleśnie uderzając
kolanami o twardy grunt. Reilly błyskawicznie znalazł się obok i
chwycił ją pod ramię, by pomóc jej wstać. Wyrwała się.
- Dam sobie radę - powiedziała ostrym tonem, podnosząc się o
własnych siłach.
- Nie skręciłaś nogi? - Patrzył na nią wciąż tym samym
chłodnym wzrokiem.
Ostrożnie pomacała kostkę. Trochę bolało, ale niewiele.
- Wszystko w porządku - oznajmiła sucho. - Idziemy. Podał jej
kij, który upuściła przy upadku i ruszyli dalej.
Przed zachodem słońca zatrzymali się na noc. Natychmiast
usiadła na ziemi i ze znużeniem oparła głowę na kolanach. Reilly
prawie siłą wepchnął jej manierkę w dłonie, jednak ręce Lei tak drżały
ze zmęczenia, że nie mogła unieść jej do ust bez rozlewania
zawartości. W końcu musiał pośpieszyć z pomocą i przytrzymać
manierkę przy jej spierzchniętych wargach.
Rozpakował zawiniątko i wyjął kawałek suszonej wołowiny.
- Mamy zbyt mało wody, by to jakoś przygotować.
- Nie jestem głodna... - Z trudem odsunęła dłonią podawane
mięso.
- Zjedz to - rozkazał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
135
RS
- Nie mam siły - jęknęła, lecz w końcu niechętnie, ale przyjęła
jedzenie.
- Rozejrzę się, może znajdę jakiś opał.
Zanim wrócił, skończyła mozolne żucie suchej wołowiny i
wyciągnęła się na twardej, kamienistej ziemi. Gdy usłyszała kroki,
nawet nie otworzyła oczu. Było jej już zupełnie wszystko jedno.
Narzucił na nią płachtę, lecz Lea była przekonana, że dzisiejszej nocy
nie poczuje chłodu, gdyż będzie spała jak zabita.
Usłyszała trzask zapałki, co oznaczało, że poszukiwania
Reilly'ego zostały uwieńczone sukcesem i że będzie można rozpalić
ognisko. Nagle poczuła straszny fetor, co spowodowało, że przemogła
odrętwienie.
- Och! A co to za smród? - Odwróciła się na bok, krzywiąc się
niemiłosiernie.
- Nie ma tu żadnego drewna, ale znalazłem, hm, pozostałości po
krowach. Przyznaję, że nie pachną, ale musimy rozpalić ogień, by nas
ogrzewał w nocy.
Naciągnęła płachtę na głowę, by choć trochę zmniejszyć
intensywność okropnej woni. Jednak już chwilę pózniej spała
kamiennym snem, choć słońce jeszcze nie skryło się za horyzontem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]