[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śmiał się tak serdecznie, że spadł z krzesła.
Gdy zbliżała się jesień 1851 roku, Karola opanowała  dojmująca żądza, by znalezć się
gdziekolwiek, byle nie tam, gdzie teraz  jakby coś mnie stąd wypędzało". Pomysł następnej
powieści nie dawał mu spokoju, toteż ogromnie potrzebował samotności, by pozwolić mu się
rozwinąć  marzył o dalekich dolinach w górach szwajcarskich, gdzie wieją silne wichry
i gdzie mógłby być sam. Lecz to było niemożliwe, wobec czego zaczął pisać w Londynie
wielką swoją powieść  Dom na pustkowiu"  wraz z jej niezapomnianym opisem jednej ze
starych  osobliwości londyńskich", co zstępuje na City i pełznie w dół i w górę rzeki,
rozpościera się ponad bagnami Essexu i wyżynami Kentu, drażni oczy i gardła, szczypie w
palce u rąk i nóg; a w otchłani tej leżą ponure i złowróżbne gmachy Sądów,  ich rozpadające
się budynki i jałowe ziemie w każdym hrabstwie, umęczeni wariaci  w każdym szpitalu
obłąkanych, ich umarli na każdym cmentarzu". Rozpaliły go tak reportaże z toczącego się
niedawno procesu i Karol stał się wymowny jak święty Jan Chrzciciel nawołujący świat do
skruchy.
Krucjaty Dickensa zawsze odnosiły skutek, zawsze były podbudowywane faktami  i
zawsze przynosiły reformy.
Tym razem Karol nie miał żadnych trudności z rozpoczęciem powieści. Pióro jego
przebiegało stronice jak szalone, stwierdził jednak, że męczy się teraz o wiele szybciej i że
stracił wiele ze swojej dawnej wytrzymałości. Martwił się tym i podejrzewał, że jest
przepracowany. Niewątpliwie redakcja nowego pisma zabierała mu wiele czasu, poza tym
sam dużo do niego pisywał. Pisał również dla swych dzieci książkę na tematy biblijne, a
potem historię Anglii, ponieważ żadna mu nie odpowiadała. Lecz najważ
niejsze były zapewne przygotowania tekstów z własnych książek do publicznego czytania,
nad czym pracował mimo protestów przyjaciół. Wyczerpywało go to emocjonalnie, lecz
postanowił sprawdzić, co z tego wyjdzie. W grudniu 1853 roku w Birmingham czytał na głos
 Opowieść wigilijną" i  Zwierszcza za kominem", aby zdobyć fundusze na Instytut Ludzi
Pracy.
Skrzętnie wyczyścił tekst, wycinając zeń wszystko, co mógł zastąpić tonem głosu czy ge-
stem, a robił próby przed publicznym czytaniem tak, jakby się przygotowywał do występu w
teatrze. Odniósł niewątpliwie wielki sukces. Od pierwszej do ostatniej chwili słuchacze sie-
dzieli jak zaczarowani. Dla wielu ludzi nie starczyło już biletów wstępu, toteż urządził drugi
dodatkowy wieczór, po zniżonych cenach, wyłącznie dla robotników i ich żon. Fundusze, ja-
kie przez to zyskał, wahały się pomiędzy czte- rystoma a pięciuset funtami. Dickens nie wziął
z tego nic dla siebie.
W ciągu następnych pięciu lat przejechał cały kraj, urządzając tego rodzaju wieczory na
cele dobroczynne, a wszędzie ludzie garnęli się tłumnie, by go posłuchać, i okazywali mu
uznanie, które wzruszało go głęboko. Postanowił pózniej urządzić cykl podobnych czytań w
Londynie, już dla własnego zarobku, i stwierdził, że pomysł był dobry, bo bilety szły jak
woda. Nawet
ci, co krytycznie odnosili się do tego pomysłu, ulegali po jednym wieczorze.
 Zanim Usłyszałem Dickensa  powiedział Tomasz Carlyle  nie miałem pojęcia,
jakie możliwości kryją się w ludzkiej twarzy i głosie.
Wielki aktor, Macready, chodził wielokrotnie na wieczory Karola, podziwiając jego
talent, pobudzany to do łez, to do śmiechu.
Pewna Amerykanka pisała, że tak żywo i wyraziście rysował poszczególne sceny, iż
czasem trudno jej było uwierzyć, że słowa, jakich używał, to naprawdę słowa z książki 
dopóki sama ich tam pózniej nie znalazła. Wrażenie to było najsilniejsze, gdy czytał opis
domu Peggot- ty przerobionego z łodzi oraz opis Lant Street, gdzie Bob Sawyer podejmował
pickwickczyków kolacją. Mówiła, jak Karol czytał o Micawbe- rach, przechylając się to w
przód, to w tył, na palcach i na obcasach, gdy wciskał monokl w oko czy też udawał, że
gestykuluje łyżką od ponczu, a policzki jego robiły wrażenie apoplek- tycznych niemal,
zdławionych w otoce sztywnego kołnierzyka, kiedy mówił cienkim głosem pana Micawbera,
przerywając sobie nieodłącznym kaszlem, tłumiącym raz po raz jego słowa. Opisywała też,
jak znakomicie wcielał się w postać pani Micawber, pociągającej poncz drobnymi łyczkami i
poprawiającej włosy, podczas gdy łagodnym tonem omawiała widoki swego męża na
przyszłość.
Kiedy czytał  Opowieść wigilijną", marszczył brwi i mówił cierpkim, wibrującym
głosem:
 Ach, ale też z tego Scrooge'a nie byle jaki pracownik!
Karol czytał, zawsze mając rozłożony przed sobą skrypt, lecz rzadko do niego zaglądał.
Stawał przed ciemną zasłoną przy prostym biurku, na którym leżały jego książki i stała
szklanka wody. Głos jego rozchodził się bez pomocy tuby. Karol czytał przed audytorium
złożonym z trzech tysięcy ludzi przez dwie godziny bez przestanku. Przedstawiał im znane
opowiadania tak, jak chciał, by je rozumiano, wydobywając z nich humor i patos i wcielając
się cudownie w każdą postać.  Dombey" był tak lubiany, że  moglibyśmy tu zostać przez
tydzień z tym jednym tekstem do czytania"  pisał z Dublina. A dalej:  Nigdy nie
widziałem, by mężczyzni płakali tak otwarcie" (jak podczas czytania opisu śmierci małego
Pawełka).  Jeśli zaś chodzi o panią Gamp  ryczeliśmy razem ze śmiechu, bo słuchacze
przyprawiali mnie
0 takie wybuchy wesołości, że czasem nie mogłem się opanować i czytać dalej".
Mówił Forsterowi (który uważał, że czytanie nie jest zajęciem godnym dżentelmena), że
wszędzie gdziekolwiek się obróci, spotyka się z demonstracyjnie okazywanym
przywiÄ…zaniem
1 szacunkiem.  Największy tłum, najciaśniej stłoczony, cichnie natychmiast, gdy zobaczy
mo
jÄ… twarz. Zarówno ludzie proÅ›ci, jak i wytworni zatrzymujÄ… mnie na ulicy mówiÄ…c: » ProszÄ™,
niech mi pan pozwoli dotknąć ręki, która napełniła mój dom tak licznymi przyjaciółmi*".
W dzień swoich czterdziestych drugich urodzin Karol, który nosił teraz  szatańskie, po-
krętne wąsy", zaprosił Toma Bearda na włóczęgę od Gravesend do Rochester i z powrotem
przez Cobham Woods. W piękny i słoneczny ranek znalezli się na drodze prowadzącej do
Do- ver i tam, przed domem na Gadshill, zobaczyli tablicę oznajmiającą, że posesja jest do
sprzedania. Karol stanął; wszystkie stare uczucia związane z tym miejscem ogarnęły go tłu-
mnie. Natychmiast po powrocie do Londynu zasięgnął w tej sprawie informacji, lecz okazało
się, że już za pózno. Grunt został kupiony, lecz sam dom był jeszcze do sprzedania. Z lekkim
dreszczykiem emocji i strachu kazał agentowi wszcząć rozmowy, lecz i targować się trochę,
aby nie wydawało się, że mają na ten dom zbyt wielką ochotę. Koniec końców, zapłacił
zaledwie
0 dziesięć funtów mniej, niż żądano z początku,
1 podpisał czek w piątek. Powiedział sobie chłodno, że doprowadzi dom do porządku i bę-
dzie go wynajmował wraz z umeblowaniem przez większą część roku, lecz zbyt mocno po-
kochał to miejsce. Wynajął dom raz tylko, i to zaledwie na parę tygodni. Gadshill stało się
Pewnego ranka, kiedy znajdował się w City w interesie związanym z dzierżawą, przeszedł na
drugą stronę Tamizy, by zobaczyć, co pozostało po więzieniu Marshalsea, zburzonym nie-
dawno. Przestały istnieć wielkie wrota i mury, zakończone zębatymi blankami, pozostał jed-
nak nie tknięty pokój, w którym Karol był świadkiem podpisywania petycji przez ojca. Kiedy
wszedł do środka, poczuł się znowu małym chłopcem przy boku ojca, pośród tamtego
obdartego towarzystwa. Wspomnienia ogarnęły go tak tłumnie, że przez chwilę czuł, iż musi
wynająć, musi miep ten pokój, aby wspomnienia mogły pozostać ciągle żywe. Kiedy jednak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl