[ Pobierz całość w formacie PDF ]

iż napotykało kiedykolwiek czyjekolwiek spojrzenie, a rzec raczej należy, że było pułapką dla
cudzych spojrzeń  ilekroć więc oko to napotkało spojrzenie Kropki, tylekroć w sposób wi-
doczny wzrastała jej kontuzja.
 Ach, co za niezgrabiasz dzisiaj z tej mojej Kropki  rzekł John.  Głowę daję, że sam
bym to lepiej zrobił.
Wypowiedziawszy dobrotliwym tonem powyższe słowa John opuścił izbę, niebawem zaś
słyszeć się dało razne skrzypienie kół i stuk kopyt wiekowego konia, kiedy John wraz z Bok-
serem ruszał w drogę. Przez cały ten czas roztargniony Kaleb stał jak w ziemię wrośnięty i z
wciąż tym samym wyrazem twarzy przyglądał się niewidomej córce.
 Berto  rzekł cicho Kaleb.  Co się stało? Jak bardzoś się, córeczko, zmieniła od dzisiej-
szego ranka, w ciągu tych kilku zaledwie godzin! Milcząca i smutna cały dzień! Co się stało?
Powiedz, Berto!
 Och, ojczulku, mój ojczulku  jęknęła niewidoma dziewczyna zalewając się łzami. 
Och, dolo moja, ciężka dolo!
Zanim Kaleb zdobył się na odpowiedz, przeciągnął dłonią po oczach.
 Ale pomyśl, córeczko, jaka szczęśliwa i jaka wesoła byłaś dotąd. Jak gorąco, jak ser-
decznie kochana przez wszystkich.
 Bo też to mnie, drogi ojczulku, najbardziej boli! To, że zawsze taki jesteś o mnie dbały.
Taki dla mnie dobry...
Kaleb żadną miarą nie mógł jej zrozumieć.
 Zlepota... ślepota, drogie moje biedactwo  rzekł niepewnie  strasznym jest nieszczę-
ściem, ale...
 Nigdy jej nie odczuwałam!  zawołała niewidoma dziewczyna.  Nigdy nie rozumiałam,
czym naprawdę jest ślepota! Nigdy! Niekiedy pragnęłam móc zobaczyć ciebie albo móc zo-
baczyć jego  choć raz, ojczulku, choć na krótką chwilkę, abym wiedzieć mogła, czym są te
skarby bezcenne  przy tych słowach położyła dłoń na piersi  które tu przechowuję. Abym
zyskać mogła pewność, że słuszne jest moje o nich wyobrażenie. A czasem, kiedy byłam
dzieckiem, podczas modlitwy wieczornej płakałam na myśl, że może twoje wizerunki, które
ślę prosto z serca do nieba, nie są wcale do ciebie podobne. Ale uczucia takie nie nawiedzały
mnie na długo. Mijały, a ja z powrotem byłam pogodna i spokojna.
 I tym razem miną, córeczko  rzekł Kaleb.
 Och, ojczulku! Mój dobry, cierpliwy ojczulku! Jeśli myśli moje są grzeszne, okaż mi wy-
rozumienie. To nie ślepota stała się przyczyną mej boleści.
Kaleb nie mógł dłużej powstrzymać łez, które obficie jęły spływać mu po twarzy  taki żar
i taki patos biły ze słów dziewczyny. Lecz nadal jej nie rozumiał.
82
 Przyprowadz ją do mnie  powiedziała Berta.  Nie mogę skrywać tego dłużej w sercu.
Przyprowadz jÄ… do mnie.
Czując, że się waha, dodała:  May, ojczulku. Przyprowadz do mnie May.
May usłyszała swe imię, podeszła więc cicho do Berty i dotknęła jej ramienia. Niewidoma
dziewczyna natychmiast się obróciła i ujęła obie dłonie przyjaciółki.
 Spójrz na mnie, miła May, droga May  rzekła.
 Zwróć piękne swe oczy na moją twarz i powiedz, czy wypisana jest na niej szczerość.
 Ależ tak, kochana Berto  odparła zapytana.
Wtedy niewidoma dziewczyna, wzniósłszy ku górze biedną swą twarzyczkę, odezwała się
w te słowa:
 W sercu moim nie ma jednej myśli, jednego pragnienia, które tobie, śliczna May, nie
byłoby przychylne. Nie ma w mym sercu wspomnień silniejszych nad niezatartą pamięć tych
licznych, licznych chwil, kiedy choć piękna i nie upośledzona ślepotą, okazywałaś życzliwość
niewidomej Bercie  nawet wtedy, gdy obie byłyśmy jeszcze dziećmi albo gdy kalectwo
Berty czyniło ją podobną bezradnemu dziecięciu! Niech wszelka pomyślność ci sprzyja!
Niech szczęście opromieni drogę twego życia! Tym bardziej ci tego życzę, droga May  i tu
Berta bliżej się do niej przysunęła, mocniej przygarniając jej dłonie  tym bardziej że kiedym
się dziś dowiedziała, że masz zostać jego żoną, serce o mało nie pękło mi z żalu. Ojcze, May,
Mary! Przebaczcie mi  przebaczcie przez wzgląd na to, co on dla mnie uczynił, aby rozpro-
szyć smutek mego kalectwa. Przebacz mi, May, przez ufność w prawdę moich słów, kiedy
niebem się świadczę, że nie mogłabym pragnąć dla niego żony, która godniejsza byłaby jego
kochania nizli ty.
Wypowiadając te słowa Berta puściła dłonie May i uczepiła się jej sukien gestem błagal-
nym i zarazem pełnym miłości. A schylając się coraz niżej i niżej, gdy z ust jej płynęło owo
zdumiewające wyznanie, Berta osunęła się w końcu na ziemię, do stóp przyjaciółki i ukryła
swą biedną twarzyczkę w fałdach jej spódnic.
 Mój Boże!  jęknął Kaleb, którego owa nagle objawiona prawda raziła niczym grom z
nieba.  Czym po to tylko zwodził ją od kołyski, by w końcu złamać jej serce?
Szczęście to dla nich prawdziwe, że Kropka, ta promienna, zawsze pomocna, zapobiegliwa
Kropka  gdyż taka w istocie była, jakkolwiek liczne mogła mieć wady i jakkolwiek serdecz-
nie będziecie ją może kiedyś nienawidzić  szczęście więc to dla nich, powiadam, prawdziwe,
że Kropka znajdowała się tuż. Inaczej nie wiem, czym by się to wszystko skończyło. Lecz
Kropka, ochłonąwszy prędko ze zdumienia, wzięła się do dzieła, zanim May zdążyła odpo-
wiedzieć lub Kaleb  wyrzec jedno więcej słowo.
 Wstań, wstań, Berto. Odprowadzę cię, moja droga. Podaj jej ramię, May. Spójrzcie tyl-
ko, jaka znów jest spokojna. I jak to ładnie z jej strony, że nas tak zaraz posłuchała  rzekła
mała, dzielna kobietka całując niewidomą dziewczynę w czoło.  Chodzmy, chodzmy, droga
Berto. I naturalnie kochany ojczulek też z nami pójdzie. Prawda, Kaleb? Naturalnie!
Ach, w sprawach tego rodzaju była Kropka niedościgłą mistrzynią i tylko jakaś szczególnie
zatwardziała natura oparłaby się jej dobremu wpływowi. Wyprowadziwszy z izby biednego Ka-
leba i jego Bertę, aby mogli pocieszyć się wzajem i dodać sobie otuchy (wiedziała, że nikt inny
pomóc jej nie zdoła), wróciła zaraz świeża, jak się to mówi, niczym poranek; świeższa, moim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl