[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zrozumiał dwuznaczność jej słów i poczuł mdłości na samą myśl o pieszczotach z martwą
przecież wiedzmą. Trzymał się z daleka od łoża i zastanawiał się, kiedy ten sen się skończy.
Skrzyżował dłonie na piersiach.
 Widzisz, Zeriti, mam teraz trochę spraw do załatwienia, a to zajmie parę miesięcy, a może
nawet lat. Poza tym zdaje mi się, że stanąłem po stronie przeciwnej niż ty
 Dość!  przerwała, siadając gwałtownie. Nakazała mu milczenie ruchem dłoni.  Możesz
odrzucić moją ofertę  krzyknęła z oburzeniem  ale pamiętaj, Cymmerianinie, twoje ciało,
twoja dusza i twoja sława będą i tak na moje usługi. Choć może nie w taki sposób, jak sądzisz.
 Zaśmiała się złowieszczo.  Kiedy załatwię stare porachunki, nie będzie żadnej innej strony
niż moja! Bo ja mogę zbudować, zagarnąć i zniszczyć wszystko, co zechcę! Ja kontroluję
wszystko i na wieki.  Jej twarz była wciąż wykrzywiona okrutnym grymasem, gdy sięgnęła
do tyłu po pochodnię tkwiącą w uchwycie na ścianie.  i nie zawaham się przed żadną torturą
dla takich jak ty, niedoszły nieboszczyku! Mam bowiem potężniejszego kochanka niż ty,
wielkiego boga, którego imię brzmi
Mówiąc te słowa, dotknęła płonącą pochodnią pościeli wokół niej, zamieniając ją w ognisty
kwiat, który oświetlił całą przestrzeń. Następnie unosząc dłoń, przytknęła pochodnię do
skalistego sklepienia, które zamigotało i pękło pod tym dotykiem, rozrywając się jak przecięty
wrzód. To, co nastąpiło pózniej było zadziwiające i przerażające zarazem. Cała jaskinia zaczęła
drżeć, a kształty przedmiotów zaczęły się zacierać. Zatęchłe powietrze podziemnej groty
rozbłysło świetlnymi promieniami, które pomknęły w kierunku Conana. A wśród wstrząsów
zaczął się rodzić i wzmagać dziki ryk.
Rozglądając się wokół, Conan nagle zrozumiał, gdzie się znajduje. Jaskinia nie była już
jaskinią, ale otwartym pyskiem jakiegoś olbrzymiego drapieżcy. Ostro zakończone stalaktyty
naprawdę były kłami, a łoże Zeriti, która teraz śmiała się obłąkańczym, histerycznym
śmiechem, było gigantycznym jęzorem potwora. Conan pognał w kierunku wyjścia, ale kły
zatrzasnęły się z donośnym hukiem, więżąc go. A potem poczuł dotknięcie grubego,
wilgotnego języka, gdy potężna paszcza zaczęła go powoli przeżuwać.
Conan obudził się mokry od potu, a zerwawszy się z posłania, niemal rozbił sobie głowę o
niski strop kabiny rufowej. Zaklął głośno. Na szczęście dzięki bólowi wywietrzał gdzieś nocny
koszmar a także kac po tym przeklętym kwaśnym winie. Rozcierając głowę, wstał z koi i
wyjrzał na zewnątrz. Rzeka była spokojna. Gdzieś z oddali dobiegł go krzyk, stłumiony i
gasnący, choć pochodzący chyba z krtani człowieka. Dziwne
nie dręczyły nocne koszmary. Choć z drugiej strony sam też już dawno nie doświadczył
spotkania z wiedzmą Zeriti zamiast nocnego wypoczynku. Czyżby coś wisiało w powietrzu?
Nigdy dotąd nie przypuszczał, że czarownica interesuje się nim osobiście i to tak intensywnie.
Zadrżał, przypomniawszy sobie jej słowa.
Na jego okręcie warty czuwały. Mimo przytłumionego światła latarni na fordeku i achterze,
został natychmiast dostrzeżony. Odpowiedział mruknięciem na pozdrowienie żołnierzy,
próbując przebić wzrokiem ciemności za rufą. Tam wszystko wydawało się w porządku.
Widział migotliwe srebrne światełka na dziobach wszystkich czterech dahabii  jedyne
przyciągające wzrok punkty w mroku nocy. Ale znowu zdało mu się, że słyszy cichy jęk
 Warta, obudzić załogę!  Odwrócił się i klepnął ponaglająco w ramię stojącego za nim
strażnika.  Wioślarze, na ławy, przygotować się do podniesienia kotwicy! Ale po cichu, nie
chcę robić alarmu w całej flocie, dopóki nie zobaczę, co się dzieje.
Przeszedł ponownie na rufę i odwiązał cumę łączącą ich z następną jednostką. Stojącemu na
jej dziobie wartownikowi rozkazał wezwać kapitana Furio. W międzyczasie do uszu Conana
zaczęły dochodzić stłumione stąpania i szepty, gdy jego ludzie gramolili się spod moskitier i
szykowali wiosła. Nie trwało to długo, jako że spali na ławach przy wiosłach lub na pokładzie
tuż obok. Wkrótce też zjawił się Furio, najwyrazniej wyrwany ze snu, a Conan szybko udzielił
mu niezbędnych wyjaśnień.
 Popłynę w dół rzeki sprawdzić, co się dzieje. Dopóki nie wrócę, ty dowodzisz.
 Stało się coś podejrzanego?  spytał Furio  Jeśli
 Zdaje mi się, że coś słyszałem  przerwał Conan  ale nie jestem pewien.
Nie miał czasu na wyjaśnienia i spieranie się z podkomendnym. Słysząc zgrzyt łańcucha
kotwicznego, wydał rozkaz wypchnięcia dziobu w nurt rzeki.
 Teraz musimy obejść się bez bębna  zwrócił się do rozespanej załogi.  Sześć uderzeń z
obu burt i czekać na dalsze rozkazy.
Centyrema popłynęła z prądem wzdłuż linii przycumowanych kadłubów. Na ich pokładach
panowała cisza, ale warty czuwały, a kotwice spoczywały spokojnie w wodzie, jak mógł
stwierdzić Conan w jasnym świetle odkrytej tym razem latarni. Wszystko w najlepszym
porządku, dopóki nie dotarli do ostatniego ze statków
Latarnia, która miała oznaczać jego dziób, wisiała na maszcie małej łódki kołyszącej się na
falach i przycumowanej do rufy poprzedniej jednostki. Po dahabiji zaś nie zostało nawet śladu.
 Wiosła wstecz! Raz dwa, raz dwa! Sternik, dobić do burty tej barki! Ty i ty! Miecze w garść
i za mnÄ…!
Gdy statki stuknęły o siebie burtami, przeskoczyli na pokład czwartej w szyku jednostki w
poszukiwaniu wartowników. Jakoż wkrótce ich znalezli. Pierwszy zwalił się bezwładnie do
kokpitu, ogłuszony przez wściekłego Conana; drugi, czarnobrody Shemita, sam wyskoczył za
burtę, nie czekając, aż pozna smak gniewu swego dowódcy, trzeci wreszcie, ten, który stał na
dziobie, upadł na kolana błagając o litość, jako że nie uczynił nic złego.
 Więc gdzie jest mój statek, ty przeklęty łgarzu? Nieważne. Skuć tych dwóch, wypytam ich
pózniej.
 Milordzie, osobiście wydobędę z nich całą prawdę!  Na pokładzie pojawił się Guliazar w
nocnej tunice i szlafmycy.
 Nie, pilocie! Ty popłyniesz ze mną, mogę cię potrzebować. Kapitanie, obudzcie całą załogę.
Uzbrójcie się i miejcie oczy szeroko otwarte. Ja ruszam w pościg.
 Sir, wezmiecie jeszcze jeden statek?  spytał oficer  Może przyda się więcej ludzi?
 Nie  odparł Conan. Jeśli nie wrócę przed świtem, popłyniecie wszyscy w dół rzeki,
przygotowani na najgorsze. I cokolwiek stanie się ze mną, pamiętajcie o celu naszej misji.
Przesiadłszy się na centyremę wraz z towarzyszącym mu Guliazarem, Conan rozkazał, by
przynieść więcej pochodni na dziób okrętu. Ruszyli ponaglani ostrym rytmem bębna, ale
wkrótce Cymmerianin zadecydował, że mądrzej będzie płynąć w ciszy i wsłuchiwać się w
odgłosy nocy. Jakoż wkrótce słyszeli tylko plusk wody i skrzypienie wioseł, tylko to.
 No, pilocie  zagadnÄ…Å‚ Conan  dokÄ…d uprowadzili statek?
 Można tylko zgadywać.  Zapytany rozłożył bezradnie ręce.  Mogli po prostu popłynąć
w dół rzeki głównym nurtem, by oddalić się jak najszybciej, ale mogli też przyczaić się gdzieś.
Tu sÄ… dziesiÄ…tki odpowiednich miejsc
 Bęben, najszybsze tępo!  rozkazał Conan, przerywając Guliazarowi.  Sternik, kurs na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl