[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niesprawiedliwie. Dumny lord na Holdernesse nie był przyzwyczajony słuchać tak ostrych
wyrzutów w swojej własnej, książęcej rezydencji. Gorąca fala krwi napłynęła mu do głowy,
barwiąc purpurowym rumieńcem wysokie czoło. Jednak sumienie nakazywało mu milczenie.
- PomogÄ™ panu, ale pod jednym tylko warunkiem: Zadzwoni pan na lokaja i pozwoli mi
wydawać polecenia, jakie uznam za stosowne.
Książę bez słowa nacisnął taster elektrycznego dzwonka. Zjawił się służący.
- Ucieszy was zapewne wiadomość - rzekł Holmes - o znalezieniu panicza. Na specjalne
życzenie księcia proszę natychmiast wysłać powóz do gospody "Pod Walczącym Kogutem" i
przywiezć do domu lorda Saltire'a.
- A teraz - ciągnął dalej Holmes, gdy uradowany lokaj się oddalił - skoro zabezpieczyliśmy
przyszłość, możemy z większą wyrozumiałością odnieść się do przeszłości. Nie jestem tu
urzędowo. Dlatego też, dopóki czynię zadość zasadom sprawiedliwości, nie widzę powodu do
wyjawiania wszystkiego, co mi jest wiadome. Nie mówię oczywiście o Hayesie. Czeka go
szubienica! Ja zaś nie ruszę nawet palcem, aby go uratować! Nie mam pojęcia, co on zezna.
Niewątpliwie jednak Wasza Wysokość może mu dać do zrozumienia, iż milczenie leży w
jego własnym interesie. Z punktu widzenia policji porwał on chłopca w celu uzyskania okupu.
Jeśli oni sami nie dojdą do sedna sprawy, to nie widzę powodu, dlaczego miałbym sugerować
im szerszy punkt widzenia. Muszę jednak ostrzec Waszą Wysokość, ż dalszy pobyt Mr.
Jamesa Wildera w pańskim domu może jedynie sprowadzić nieszczęście.
- Zrozumiałem to sam, Mr. Holmes, i już załatwiłem tę sprawę. Opuści mnie on na zawsze.
Pojedzie mianowicie szukać szczęścia do Australii.
- Wobec tego, Wasza Wysokość, ponieważ wszelkie niesnaski w pańskim pożyciu
małżeńskim, jak pan sam stwierdził, powodowała obecność Jamesa, pragnę podsunąć panu
pewną myśl. Czy nie zechciałby pan naprawić krzywdy wyrządzonej księżnej i na nowo
podjąć stosunki, które w tak przykry sposób zostały zerwane?
- I to również uczyniłem, Mr. Holmes. Dziś rano napisałem do księżnej.
- W takim razie - powiedział Holmes wstając - zarówno mój przyjaciel. jak i ja, możemy
sobie chyba pogratulować kilku pomyślnych wyników w ciągu naszej krótkiej wycieczki na
północ. Pozostaje jednak jeszcze jeden drobiazg do wyjaśnienia. Ten łotr, Hayes, obuł konie
w specjalne buty, które imitowały ślady krów. Czy to Mr. Wilder nauczył go tej niecodziennej
sztuczki?
Zdumienie księcia nie miało granic. Stał chwilę zamyślony. Wreszcie otworzył drzwi i
wprowadził nas do wielkiej komnaty przekształconej na muzeum. Powiódł nas do szklanej
gabloty, stojącej w kącie, i pokazał napis, który głosił:
Te buty wykopano w fosie zamku Holdernesse Hall. Przeznaczone sÄ… dla koni. Jednak pod
spodem uformowano je w kształcie żelaznych, rozszczepionych racic krów, aby ścigającym
zmylić trop. Prawdopodobnie należały one do któregoś ze średniowiecznych baronów-
rabusiów, panów na Holdernesse.
Holmes otworzył gablotę i powiódł zwilżonym palcem wzdłuż buta. Cienka warstwa
świeżego pyłu i brudu pozostała na skórze.
- Dziękuję panu! - powiedział zamykając gablotę. Oto drugi z najciekawszych przedmiotów,
jakie widziałem na północy.
- A pierwszy?
Holmes wziął do ręki czek, złożył go i troskliwie umieścił w notesie.
- Jestem ubogim człowiekiem - rzekł gładząc z upodobaniem notes, który następnie schował
do wewnętrznej kieszeni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]