[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 chyba stulecia. Mędrcy Pelishtów umieli przedłużać
swoje życie do setek lat. Kilku sam widziałem. Dlaczego
Strona 104
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
żył tu samotnie i czemu odgrywał rolę wyroczni, zwykły
człowiek tego nie pojmie. Sądzę, że celem wyroczni było
utrzymać to miejsce nienaruszonym i świętym, tak, by nikt
mu nie przeszkadzał. Jadł żywność, którą kapłani
przynosili jako ofiarę dla Yelay, a jego słudzy jedli&
hm& inne rzeczy& Zawsze wiedzałem, że z jeziora, do
którego mieszkańcy puntyjskich wyżyn wrzucają swoich
zmarłych, wpływa podziemna rzeka. Ta rzeka przepływa pod
pałacem. Do wody schodzą drabinki, z których mogli
wyławiać przepływające trupy.
Bit Yakin zapisał to wszystko na pergaminie i na murze
podziemnego tunelu. Jednak w końcu umarł, a jego słudzy
zmumifikowali go zgodnie ze wskazówkami, jakie dał im
przed śmiercią, i umieścili w skalnej grocie. Resztę
łatwo zgadnąć. Jego słudzy, bliżsi nieśmiertelności niż
on, nadal tu przebywali. Kiedy następnym razem arcykapłan
przybył zasięgnąć rady oni, nie mając pana, który by ich
powstrzymał, rozszarpali go na strzępy. Tak więc od tej
pory do dziś nikt nie przychodził, przemówić do wyroczni.
To oczywiście oni zmieniali szaty i ozdoby bogini na
nowe, jak widzieli, że robił to Bit Yakin. Niewątpliwie,
jest tu gdzieś zamknięta komnata, w której ukryto
jedwabie przed zniszczeniem. To oni ubrali boginiÄ™ i
przenieśli z powrotem do pokoju wyroczni po tym, gdy
Zargheba ją okradł. A  przy okazji  odcięli też głowę
Zargheby i zawiesili w gęstwinie.
Muriela zadrżała, ale odetchnęła z ulgą.  Już nie
będzie mnie chłostał.
 Nie po tej stronie piekła  zgodził się Conan  ale
chodzmy. Gwarunga zniszczył cały mój plan. Zamierzam
śledzić kapłanów i odebrać im łup, kiedy go dostaną.
Trzymaj się blisko. Nie mogę cię szukać przez cały czas.
 A słudzy Bit Yakina?  szepnęła z przestrachem.
 Musimy zaryzykować  mruknął  nie wiem, co planują,
jednak na razie nie byli skorzy do bijatyki. Chodz.
Chwycił ją za rękę i wyprowadził z komnaty. Posuwając
się korytarzem słyszeli śpiew kapłanów zmieszany z
niskim, posępnym odgłosem pędzącej wody. Zwiatło nad nimi
stało się silniejsze  weszli na galerię olbrzymiej,
wyniośle sklepionej groty. Spojrzeli w dół. Widok był
fantastyczny i niesamowity.
Nad nimi lśnił fosforyzującym blaskiem pułap; sto stóp
poniżej rozciągało się płaskie dno jaskini. W odległej
części groty przecinał je głęboki, wąski kanał w skale.
Wartki strumień wypadając z niezgłębionych mroków,
przepływał wirując przez jaskinię i znów ginął w
ciemnościach. Widoczna część odbijała padający blask;
czarna kipiel błyszczała, jakby była usiana żywymi
Strona 105
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
klejnotami  mroznym błękitem, krwawą czerwienią,
migocącą zielenią i całą, ciągle pulsującą tęczą barw.
Conan i jego towarzyszka stali na jednym z podobnych
do galerii występów, opasujących wyniosłe ściany. Auk
naturalnego mostu z kamienia wzbijał się stąd nad głęboką
otchłanią pieczary, łącząc się ze znacznie mniejszym
występem po drugiej stronie rzeki. Dziesięć stóp wyżej
następny, szerszy łuk rozciągał się nad jaskinią. Na
każdym końcu wyciosane stopnie łączyły spinające
przeciwległe ściany mostu.
Wiodąc spojrzeniem po wygięciu łuku Conan zauważył
blask światła, różniący się od niesamowitej
fosforescencji jaskini. Na małym występie po przeciwnej
stronie, w skale znajdował się otwór, przez który
błyszczały gwiazdy.
Natychmiast jednak całą jego uwagę przyciągnęła scena,
odgrywająca się w dole. Kapłani dotarli wreszcie do celu.
W odległym kącie jaskini stał kamienny ołtarz, lecz nie
było na nim bożka. Conan nie mógł dojrzeć, czy był jakiś
za ołtarzem, ponieważ dzięki sprytnej sztuczce światło, a
może wypukłość ściany zostawiały przestrzeń absydy w
zupełnej ciemności.
Kapłani wetknęli pochodnie w otwory kamiennej podłogi,
tworząc w odległości kilku jardów przed ołtarzem ogniste
półkole. Sami ustawili się wewnątrz półokręgu pochodni.
Gorulga, uniósłszy najpierw ręce w geście wezwania,
pochylił się nad ołtarzem i położył na nim ręce. Ołtarz
podniósł się i pochylił do tyłu jak pokrywa kufra,
odsłaniając małą kryptę.
Wyciągnąwszy długie ramię, Gorulga wyjął niewielką,
mosiężną szkatułkę. Opuścił ołtarz z powrotem, postawił
na nim skrzynkę i podniósł pokrywę. Podnieconym widzom na
wysokiej galerii wydawało się, że ten ruch wyzwolił żywe
płomienie, drżące i pulsujące wokół otwartej szkatuły.
Serce Conana skoczyło, a dłoń chwyciła za rękojeść
miecza. Nareszcie ujrzał Zęby Gwalhura! Skarb, czyniący
posiadacza najbogatszym człowiekiem na świecie. Przez
zaciśnięte zęby Cymmerianina wydybywał się przyspieszony
oddech.
Nagle uświadomił sobie, że na światło pochodni i
fosforyzującego pułapu podziałała jakaś siła, pozbawiając
je mocy. Wokół ołtarza zalegały ciemności, rozświetlane
jedynie upiornym blaskiem światła rzucanego przez Zęby
Gwalhura  światło to ciągle przybierało na mocy. Czarni
zamarli jak figury z bazaltu, ich cienie stały
nieruchomo, gigantyczne i groteskowe.
Ale ołtarz był skąpany w blasku i zdumione rysy
Gorulgi odcinały się z całą wyrazistością.
Strona 106
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
Nieprzenikniona ciemność za ołtarzem rozbłysła
rozprzestrzeniającym się światłem. Powoli, w miarę jak
krąg światła rozszerzał się, ukarały się postacie, niczym
kształty powstające z nocy i ciszy.
Na początku wyglądały jak szare, kamienne posągi 
nieruchome, włochate, ohydne karykatury człowieka.
Jedynie ich sypiące skrami zimnej wściekłości oczy były
żywe. Upiorna poświata wyłoniła ich zwierzęce kształty.
Gorulga wrzasnął i upadł do tyłu, wyrzucając przed siebie
ręce w geście dzikiego przerażenia. Niekształtne, długie
ramię sięgnęło błyskawicznie ponad ołtarzem; pięść opadła
z siłą młota i krzyki kapłana ucichły. Jego bezwładne
ciało legło na ołtarzu. Ze zmiażdżonej czaszki wypływał
mózg. Wtedy słudzy Bit Yakina natarli jak horda demonów
na skamieniałych z przerażenia kapłanów.
Była to rzez  ponura i przerażająca.
Conan widział czarne ciała ciskane jak plewy łapami
zabójców. Przeciwko ich straszliwej sile sztylety i
miecze kapłanów były zupełnie bezużyteczne. Widział ludzi
unoszonych w górę i miażdżonych o ołtarz. Widział, jak
potworna ręka wepchnęła płonącą pochodnię w gardło
nieszczęśnika, szarpiącego się daremnie w
przytrzymujących go ramionach; Ujrzał mężczyznę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl