[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w głowie pomieścić nie mogło. Miała jednak dużo żywego ducha dzielna
staruszka, skoro na ten widok serce jej nie wysiadło, a rozum sprawniej
zaczął działać. Zaczęła drzeć się wniebogłosy i całkiem racjonalnie dała
księdzu ultimatum: "albo w dwie godziny opuścisz plebanię i Pakość, albo
będziesz miał zrobione koło dupy, i to nie tak przyjemnie jak przed chwilą". To
chyba jednak nie jest cytat z jej wypowiedzi.
Opuściła plebanię, jakby diabła widziała. W zakładzie pogrzebowym,
mieszczącym się po drugiej stronie ulicy, trochę odetchnęła i opowiedziała
0 tym, co nawet stare oczy przeraziło. Po dwóch go
dzinach wróciła na plebanię, ale już nie zastała na
niej ojca Waltera. Nikt zresztÄ… nie wie, co siÄ™ z nim
dalej działo i gdzie jest.
W miasteczku pozostał natomiast drugi bohater. Miejscowy radny, bardzo
przystojny Zygmunt G., pseudo Zyga. To on posuwał ostro księdza od tyłu.
Nieprzeciętnej urody Zyga sprawnie zaspokajał księdza. Był przecież
sportowcem. Przed laty stał na bramce w trzecioligowej "Noteciance", której
teraz prezesuje. Jest w Pakości liczącym się biznesmenem
1 wychowawcą młodzieży.
Miłość do księdza czy też z księdzem sprawiła, że i poglądy przechyliły mu się
na prawo, dając mandat radnego. Zyga, gdy miasteczko jak lotem błyskawicy
obiegła wieść o emocjach, jakie przeżyła magister Lucyna W., trochę chował
się przed wścibskimi. Wkrótce jednak podniósł głowę i dumnie kroczył po
ulicach miasteczka. Znalazło się sporo takich, którzy widzą w nim nawet idola.
Pewnie magister Lucyna W. z aptekarską dokładnością zdradziła więcej
szczegółów o budowie ciała przystojnego radnego. Wieść niesie, że i pod
ubraniem Zyga jest równie urodziwy co na zewnątrz.
Dziś dumny radny na powrót prawi ludziom morały. Ciekawe co jest ich
tematem?
16. Orgie u franciszkanów
Piękne, zielone dzielnice zadymionych Katowic: Ligota i Panewniki
ukrywały koszmarną tajemnicą. Salka katechetyczna przy plebanii Kościoła
ojców franciszkanów pod wezwaniem świętego Antoniego w Katowicach -
Panewnikach posłużyła 60-letniemu zakonnikowi bratu Dominikowi i 33-
letniemu niedoszłemu franciszkaninowi Ryszardowi D. za miejsce
przysposobienia do seksu uczniów z pobliskich szkół.
Prawda wyszła na jaw latem 1998 roku. We wrześniu sprawą zajęła się
Prokuratora Rejonowa w Katowicach. Pewnie tajemnicę ukrywano by długo,
gdyby matki jednego z chłopców nie poinformowano, że jej 14-letniego syna
widuje się w towarzystwie homoseksualisty. Zaniepokojona, zaalarmowała
szkołę. Syn przyznał, że z Ryszardem D. poznał go kolega ze szkoły.
Ryszarda nazywano wujkiem. Wujek zabierał chłopców na pobliskie stawy i w
wodzie ich obmacywał. Zabierał ich do lasu. Jak w prokuraturze zeznał
chłopiec, w lesie Ryszard D. ściągnął mu majtki i wziął "ptaszka do buzi",
kazał przy tym nikomu nic nie mówić. Na drugi dzień spotkał się z nim znowu
na osiedlu, w piwnicy. Powtórzył to, co zrobił w lesie.
Wujek zabrał chłopców do sali katechetycznej Kościoła św. Antoniego.
Pomogła mu w tym Katarzyna K., dwudziestoletnia właścicielka samochodu
marki polonez. To tym samochodem wożono chłopców na plebanię. Zabrano
ich na pierwsze piętro, do pomieszczenia ze starymi meblami. Była tam
wersalka, a obok niej materac. Gdy przyszedł brat Dominik, wujek kazał się
chłopcom rozbierać. Zrobił to samo co w lesie - relacjonuje uczeń, a potem
wziął od tyłu brata Dominika, który krzyczał "wy k..., wy dziwki". Oglądającym
wszystko chłopcom zaspokojony braciszek wręczył po 30 zł i zaprosił na
kolejny dzień.
Proceder powtórzono pięć razy. Potwierdzili to zresztą sami oskarżeni.
Onanizowali się obaj na oczach chłopców. Braciszek Dominik przyglądał się,
kiedy wujek wykorzystywał seksualnie dziecko. Franciszkanin usprawiedliwiał
się i tłumaczył, że nie współżył nigdy doodbytniczo z chłopcem. Za wszystko
płacił: od 20 do 50 zł, wujkowi 40 zł, a właścicielce poloneza za dowóz od 10
do 20 zł.
Obaj: wujek Rysiek i brat Dominik obwiniali siÄ™ wzajemnie. Ryszard D.
opowiedział, że kiedy w 1984 roku wstąpił do zakonu w Poznaniu, rozpoczął
praktyki homoseksualne. W nowicjacie był w latach 1984-1985. Z jakiej
przyczyny zrezygnował z życia zakonnego, trudno dziś ustalić. Wrócił do
Katowic. Jego matka była kucharką w panew-nickim kościele. Ryszard,
zresztą też kucharz, pozostał kiedyś na noc na plebanii. Tu poznał brata
Dominika - przełożonego o o. franciszkanów. Wtedy też zaczęły się ich
"zabawy".
I tym razem katowickie sądy nie stanęły na wysokości zadania. Mimo
żądań prokuratury i w związku z grożeniem chłopcom przez Ryszarda D. ani
Sąd Rejonowy, ani Sąd Wojewódzki nie zarządziły wobec winnych aresztu
tymczasowego.
Wikariusz Kurii Prowincjonalnej o o. Franciszkanów w Katowicach
stwierdził, że w ciągu 20 lat, kiedy w Kurii pracuje, podobna sprawa się nie
zdarzyła. Przyznaje jednak, że "wspólnoty wojskowe czy seminaryjne są
bardzo narażone na działanie homoseksualne". Szczery aż do bólu okazał się
ojciec Bo-nawentura.
Po supertajnym procesie Sąd Rejonowy w Katowicach uznał
baraszkujących franciszkanów winnymi przestępstwa. Jeden zakonnik
skazany został na rok i osiem miesięcy więzienia (w zawieszeniu), drugi także
w zawieszeniu otrzymał karę roku i czterech miesięcy, a Katarzyna W.,
właścicielka poloneza za współudział skazana została na rok i dwa miesiące
pozbawienia wolności.
***
Do innego domu zakonnego franciszkanów, w Krakowie, w 1997 roku
stawił się chłopak, który marzył, aby zostać duchownym. Przez cztery
miesiące miał tam odbywać "postulat", czyli miał się tam ostatecznie
zdecydować, czy chce być zakonnikiem. Niemal na początku drogi zakonnej
przekonał się, co oznacza życie w klasztorze. Zaczął się do niego
dobierać inny adept, a że miał względy u przełożonego postulatu, tzw.
magistra postulatu ojca Innocentego Ruseckiego, szantażował naszego
bohatera, że spotka go kara, gdy będzie się opierał pieszczotom.
Kiedy pojechali do Alwernii na kolejny etap przysposobienia do życia w
zakonie, dalej był molestowany. Poskarżył się nowemu magistrowi postulatu,
a ten wyjednał u ojca prowincjała usunięcie z nowicjatu napalonego adepta.
Dalszy etap przysposobienia odbywał się w klasztorze ojców bernardynów
w Leżajsku przy Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia. Miał trwać rok i się
zakończyć złożeniem ślubów zakonnych. Tych jednak bohater nasz nie
doczekał.
W klasztorze dobierał się do niego kolega, dotykał, całował, robił
wszystko na siłę. Gdy w czasie spowiedzi podzielił się wszystkim ze
spowiednikiem ojcem Damianem, ten powiedział, aby poczekał, "może
tamtemu przejdzie". Nie przeszło. Uratowało go przeniesienie do klasztoru
ojców bernardynów do Kalwarii Zebrzydowskiej - tego słynnego, który od 400
lat opiekuje siÄ™ sanktuarium z obrazem Matki Boskiej Kalwaryjskiej.
Oprowadzał pielgrzymów po "dróżkach wniebowzięcia i zaśnięcia Matki
Bożej". Jak inni bracia, dostawał za to niewielkie pieniądze. Inni ciułali je na
specjalnych kontach w banku, by w wolnych chwilach przeznaczyć je na
kobiety.
Na miesięczną praktykę wysłano go do klasztoru w Dukli koło Krosna. 28-letni
brat Cecylian od razu upatrzył sobie naszego młodzieńca. Choć był kapłanem
i po ślubach zakonnych -traktował go jak równego sobie. Innych taki zaszczyt
nigdy nie spotkał. Spotkali się w celi Cecyliana. Były trzy półli-trówki.
Młodzikowi urwał się film i o bożym świecie zapomniał. Obudził się
następnego dnia nagi w łóżku Cecyliana. Wiedział, co się stało. Cecylian
[ Pobierz całość w formacie PDF ]