[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozwolisz na torturowanie mnie! Powiedzieli, \e nie \yjesz, ale wiedziałam, \e nie mogli cię
zabić &
Niosąc ją na rękach podszedł do balkonu i podał ją na dół Stygijczykom. Krzyknęła
ujrzawszy ich dzikie, brodate twarze, ale jedno słowo Conana uspokoiło ją, kiedy zsunął się
na ziemiÄ™ obok niej. Co teraz wodzu zapytali wojownicy, palÄ…cy siÄ™ do bardziej
zaciekłej pracy, teraz, gdy walka naprawdę się rozpoczęła. Mnóstwo z tego zapału było
wynikiem wzrastającego podziwu dla ich przywódcy. Ludzie podobni do Conana, prowadzili
stracone armie, ze śpiewem na ustach, od jednego niemo\liwego zwycięstwa do drugiego
mimo gro\ących klęsk.
Z powrotem do tunelu, gdzie czeka Voltar.
Ruszyli biegiem przez ogród, Conan niósł dziewczynę, jakby była dzieckiem. Nie
przebiegli nawet dziesięciu metrów, gdy dzwięk ich kroków zaczął współzawodniczyć z
hałasem w pałacu. Pełne wigoru przekleństwa,, zmieszały się z odgłosem otwieranych drzwi,
które trzasnęły, jak uderzenie pioruna i jakaś postać zaczęła przedzierać się na oślep przez
zarośla. Był to Stygijczyk, którego zostawili na stra\y pozłacanych drzwi. Przeklinał, jak
pirat, a krew ściekała mu z rany na przedramieniu.
Dwudziestu irańskich psów czeka przy drzwiach! krzyknął. Ktoś zobaczył, jak
zabijamy czarnych stra\ników i wezwał Ammada! Pchnąłem jednego w brzuch i zatrzasnąłem
drzwi przed ich przeklętymi twarzami, ale przebiją się przez nie w ciągu paru minut!
Czy jest wyjście z ogrodu, które nie prowadzi przez pałac, Laara? zapytał Conan.
Tak! krzyknęła.
Postawił ją na ziemię, a ona wskazała ręką i popędziła ku pomocnej ścianie, ukrytej prawie
całkowicie w masie listowia. Słyszeli, jak pozłacane drzwi trzeszczą pod gwałtownymi
atakami ludzi pustyni. Laara drgała konwulsyjnie przy ka\dym uderzeniu, jakby odgłosy te
wpływały na jej delikatne ciało. Dysząc ze strachu, i podniecenia darła liście, ciągnąc i
odsuwając je na bok a\ odnalazła chytrze zamaskowane w ścianie wyjście. Conanowi w
kołczanie zostały jeszcze dwie strzały. U\ył jednej do otworzenia rygla starego zamku.
Przedostali się do innego, mniejszego ogrodu, oświetlonego wiszącymi lampami, w chwili,
kiedy pozłacane drzwi ustąpiły i strumień dzikich postaci wymachujących szablami wlał się
do Ogrodu Niewolnic. W środku ogrodu, w którym znalezli się zbiedzy, stała smukła wie\a.
Conan widział ją ju\, gdy po raz pierwszy wchodził do pałacu.
Do wie\y! warknÄ…Å‚ zatrzaskujÄ…c za nimi drzwi i blokujÄ…c je sztyletem, to zatrzyma
ich przynajmniej na parę sekund. Jeśli damy radę tam się dostać&
Shaykhron często przesiadywał w komnacie na górze, gdy obserwował góry i miasto.
Nie pozwalał nikomu z wyjątkiem Baghery wchodzić do górnej komnaty, ludzie jednak
mówią, \e zmagazynowane tam są wielkie ilości ró\norakiej broni. Stra\nik śpi w dolnej
komnacie&
Nie mieli jednak czasu na dalsze rozwa\ania. Irańczycy prawie dotarli do drzwi za nimi.
Hałasy dochodzące ze wszystkich kierunków mówiły, \e za kilka minut atakujący wkroczą do
Ogrodu Wie\y, jedynym wejściem prowadzącym do niego. Conan biegiem poprowadził
swoich ludzi do wie\y, z której wypadło pięciu oszołomionych stra\ników, szukających
przyczyny niezwykłego zamieszania. Zaskowyczeli ze zdumienia, gdy ujrzeli grupkę
mę\czyzn biegnących ku nim. Ujrzeli odsłonięte zęby, oczy błyszczące w świetle wiszących
lamp i połyskujące ostrza. Stra\nicy strząsający pajęczynę snu z umysłów, przystąpili do akcji
tylko o sekundę za pózno.
Conan zastrzelił jednego w biegu, ostatnią strzałą jaka mu została, ogłuszył drugiego w
chwilę po tym, jak stra\nik przebił serce jednego ze Stygijczyków. Pozostali Stygijczycy
stłoczyli się przy trzech pozostałych stra\nikach, sycąc się staro\ytną plemienną nienawiścią,
która wybuchła w cięciach, strumieniach krwi, rąbaniu i pchnięciach, a\ pstrokato ubrane
figury znieruchomiały w karmazynowej kału\y.
Mściwe wrzaski za ich plecami osiągnęły szczyt i zablokowane sztyletem drzwi rozprysły
się do środka. Otwór wypełnił się dzikimi twarzami i ciałami. Ludzie Ammada stłoczyli się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]