[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uczone teorie, które miały zaimponować studentom, ale jeśli imponowały, to chyba tylko
mnogością długich i mało zrozumiałych słów, z których powodzi Annika nie była w stanie
niczego sensownego wyłowić. Lisbeth natomiast patrzyła na niego z pełnym oddania
podziwem i raz po raz spoglądała na zebranych, \eby sprawdzić, czy widzą, jakiego zdolnego
narzeczonego sobie znalazÅ‚a. Tone i Jørgen sprawiali wra\enie raczej umiarkowanie
zachwyconych.
Po obiedzie znowu wszyscy poszli do zagajnika i niemal prześwietlali wzrokiem
kamień z inskrypcją. Annika biegała wokół i narzekała, \e depczą grób Feornina, chocia\
kwiatki wszyscy uwa\nie omijali.
Przyszedł tak\e Ron. Gdy stwierdził, \e Parkinson i Lisbeth biorą udział w
oględzinach, jego twarz zmieniła się tak, \e Annika starała się jak najszybciej o tym
zapomnieć. Musiała to zrobić. Nie mogła zachować w pamięci tego dzikiego błysku w jego
wzroku, jeśli miała wierzyć, \e Ron jest człowiekiem przy zdrowych zmysłach.
- Ron - rzekł Martin w desperacji - Kompletnie się wszystko zaklinowało. Kamień jest
za bardzo zniszczony. Nie odczytamy tych brakujących słów!
- Czy mógłbym spojrzeć na tekst? - poprosił Ron, a jego głęboki głos i ów obcy,
śpiewny akcent ponownie rozpaliły niepokój Anniki.
Martin podał mu kartkę, na której znajdowały się niepełne słowa.
- Nie, nie ten! Chciałbym zobaczyć ogam!
Martin przerzucał nerwowo stos kartek, w końcu znalazł właściwą, tę, na której
wypisana była cała wiadomość dla Feornina.
- Spójrz tutaj! Jak pamiętasz, odczytaliśmy to tak:  Ukryliśmy koronę i królewski
miecz pod... na... Cadallan król . To ta końcówka: VO.EN... UNII VAR SINDE .L.B.
przyprawia nas o ból głowy. Gdyby tak wziąć najpierw słowo: .EN...UNII, to miałbyś nam
coÅ› inteligentnego do powiedzenia?
Wszyscy czekali w milczeniu, gdy Ron studiował tekst. Parkinson dyszał głośno,
podniecony.
W końcu Ron podał kartkę Martinowi.
- To nie jest jedno słowo - powiedział. - To dwa słowa.
- Dwa - powtórzył Martin głupawo.
- Oczywiście! - wtrącił się błyskawicznie Parkinson. - Musisz przecie\ zrozumieć,
\e... Końcówka  II suponuje, \e przedtem znajdować się musiał rzeczownik.
- Papuga! - warknął Martin ze złością. - Dlaczego nie wpadłeś na to pierwszy, tylko
dopiero teraz, kiedy Ron... Po fakcie to ka\dy mo\e być mądry!
Ron mówił dalej:
- Ale masz całkowitą rację. VO to w tym wypadku znaczy  pod .
- Wiesz, co oznacza ten napis? - zawołał Parkinson i w podnieceniu zbli\ył się za
bardzo do Rona, który odskoczył w bok.
- Nie wiem, ale mogę się domyślać. Nie jestem tylko pewien, czy...
Rzucił, delikatnie mówiąc, powątpiewające spojrzenie w stronę Parkinsona.
- All right, Ron - uspokoił go Martin. - Parkinson i Lisbeth są teraz z nami. Uznaliśmy,
\e tak będzie najlepiej.
- Rozumiem - powiedział Ron i demonstracyjnie zwrócił się do Martina:
- A co byś powiedział na to, \e to drugie słowo, to DUNII?
- DUNII? Duini? To by znaczyło: mę\a. Coś, co nale\ało do mę\a? - wtrącił
natychmiast Parkinson.
Ron zdawał się tego nie dostrzegać. Czekał na odpowiedz Martina.
Annika zaglądała Martinowi przez ramię.
- No właśnie, ten znak mógłby oznaczać D, prawda?
- Mógłby. Mógłby te\ znaczyć wiele innych rzeczy - westchnął Martin. - Ale masz
oczywiście rację, Ron, a gdybym ja te\ mógł być mądry po fakcie, to bym wam powiedział,
\e ja te\ o tym słowie myślałem. Tylko \e mę\a} Nie mogłem się w tym doszukać sensu.
- No, ale mamy jeszcze to .EN... - rzekła Annika. - Co ty na to, Ron?
- Z tego co widzę, to te prawie zatarte litery mogłyby się układać w słowo QENNU -
odparł Ron wolno.
Martin powtórzył:
- QUENNU DUNII? Chiunn duini w staroiryjskim... Głowa mę\a?  Ukryliśmy koronę
i królewski miecz pod głową mę\a na... Nie, to przecie\ szaleństwo! Pod czyją głową?
Cadallana? Nie, Ron, to jakiś błędny trop!
Annika z wielką uwagą wpatrywała się w napis na kamieniu. Siedziała w kucki,
bacząc pilnie, by nie zdeptać kwiatów Feornina.
- Teraz, kiedy słyszałam propozycję Rona, nie mogę wypatrzyć tu niczego innego.
- JesteÅ› pod jego wpÅ‚ywem - skrzywiÅ‚ siÄ™ Jørgen. - Teraz ju\ naprawdÄ™ niczego sama
nie wymyślisz!
Martin bez słowa ukucnął obok Anniki.
- Rozwiązanie wcale nie jest takie głupie, Ron. Wygląda na to, \e naprawdę to właśnie
zostało tu wypisane. śeby tylko nie ta jakaś idiotyczna  głowa !
Annika chwyciła go za ramię tak gwałtownie, \e oboje o mało nie stracili równowagi i
nie upadli. Zdołali przytrzymać się kamienia.
- Co się stało? - krzyknął Martin.
Annika wpatrywała się przed siebie. Przypomniała sobie dzień, kiedy po raz pierwszy
poszli na cypel. Pamiętała Martina opartego o wysoki kamień i spoglądającego w morze...
- Nie pamiętasz? Tam na wzgórzu, zaraz za domem? Jest tam taki wielki kamień
przypominający ludzką głowę.
- Oczywiście! - zawołała Tone.
Martin patrzył na dziewczęta zbity z tropu.
- Jakoś nie mogę sobie przypomnieć...
- To jasne, \e go nie pamiÄ™tasz! - zawoÅ‚aÅ‚ Jørgen. - Annika ma racjÄ™, opieraÅ‚eÅ› siÄ™ o
ten kamień, więc nie mogłeś go widzieć!
- Parkinson - rzekł Martin. - Teraz masz okazję przyczynić się do rozwiązania zagadki.
Jak będzie po staroirlandzku wzgórze, wzniesienie?
Wzrok Parkinsona wyra\ał nerwowość. Uczony rozpaczliwie szukał w pamięci
jakiegoÅ› punktu zaczepienia.
- No, istnieje wiele takich słów na określenie góry, szczytu i...
- Ech, powiedziałem przecie\: wzgórze! Annika, tobie nic nie przychodzi do głowy?
- Nie. W tej sprawę nie umiem ci pomóc.
Martinowi zaczynało coś powoli świtać.
- Czy to nie tsleib? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl