[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kogoś, kto okazuje niepohamowaną radość, wsadziliby w kaftan bezpieczeństwa, zanim
zdążyłby zaśpiewać jeden wers piosenki z filmu Disneya.
Następnie Okata znalazł się w bardzo miękkim, satynowym świecie butiku Victorias
Secret. Zbliżały się walentynki i cały sklep był udekorowany na różowo i czerwono, a
wysokie manekiny stały wkoło w bardzo skąpych strzępach bielizny. Pachniało gardenią.
Młode kobiety kręciły się tu i tam, nosząc kawałki jedwabiu, w zasadzie nie rozmawiając, jak
w transie. Wchodziły i wychodziły z przymierzalni, wracały do półek, dotykały, gładziły
koronki, satynę, czesaną bawełnę, by po chwili przenieść się do kolejnej miękkiej sceny.
Wyobraził sobie, że tak musi wyglądać centrum sterowania waginą. Jako artysta nigdy nie był
w żadnym centrum sterowania, w waginie zaś nie był od czterdziestu lat, ale był pewien, że
pamięta podobne uczucie. To miejsce było jednak żenująco publiczne. Usiadł na okrągłej
kanapie z czerwonego aksamitu, by ukryć nagłe wspomnienie, narastające w spodniach.
Podeszła do niego drobna Azjatka z plakietką. Podał jej listę i powiedział:
- Proszę. - Przeżył jednak wstrząs, gdy po tym niezgrabnym, pojedynczym słowie
odpowiedziała mu po japońsku.
- To dla pańskiej żony? - spytała.
Nie wiedział co powiedzieć. Była z nim w jednym pomieszczeniu, ta młoda dziewczyna,
w centrum sterowania waginą, razem z nim i jego odległymi wspomnieniami erotycznymi.
Gorąco uderzyło mu do twarzy.
- Dla przyjaciółki - wyjaśnił. - Jest chora i przysłała mnie tutaj.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Najwyrazniej dokładnie wie, czego chce, są tu też rozmiary. Wie pan, jakie kolory lubi?
- Nie. Co pani uzna za najlepsze - odparł.
- Proszę poczekać tutaj. Przyniosę trochę różnych rzeczy, a pan będzie mógł wybrać.
Chciał ją zatrzymać, albo wybiec przez drzwi, albo wpełznąć pod aksamitną poduszkę, by
ukryć swój wstyd, ale zapach gardenii unosił się w powietrzu niczym opium, grała też
muzyka w rytmie powolnego seksu, młode kobiety poruszały się wokół niczym zwiewne
duchy, a jego buty były bardzo, bardzo wygodne. Patrzył więc, jak młoda dziewczyna
wybiera staniki i majtki, zbierając je niczym różane płatki, by rozsypać je na śnieżnej ścieżce
do nieba.
- Czy lubi zwykłą czerń? - spytała ekspedientka, dostrzegając czarny dżins, wystający z
reklamówki Levi s.
- Czerwień - usłyszał własny głos Okata. - Lubi czerwień, jak płatki róży.
- Zapakuję to panu - zaproponowała. - Gotówka czy karta?
- Gotówka, proszę. - Podał jej dwieście dolarów.
Czekał na kanapie, starając się nie myśleć o tym, gdzie jest, o zapachu i muzyce, o
kręcących się kobietach. Myślał za to o ćwiczeniach kendo, treningach, i swoim zmęczeniu, a
w zasadzie wyczerpaniu. Gdy dziewczyna wróciła, by wcisnąć mu w ręce różową torbę i
resztę, mógł już wstać bez zażenowania. Podziękował jej.
- Zapraszam ponownie.
Zebrał się do wyjścia, a potem popatrzył na plan od poparzonej dziewczyny i zobaczył
rysunki świni, krowy i ryby. Zdał sobie sprawę, że tłumaczenie rzeznikowi, czego potrzebuje,
będzie drogą przez mękę, więc zawołał młodą ekspedientkę.
- Przepraszam. Mogę prosić panią o przysługę?
Na różowej kartce w czerwone i srebrne serduszka napisała po angielsku: 4 litry krwi
krowiej, świńskiej albo rybiej . Znacznie łatwiej pójdzie mu u rzeznika, gdy będzie mógł
podać mu kartkę z zamówieniem. Podziękował jej jeszcze raz, ukłonił się i wyszedł ze sklepu.
O ironio, gdy w końcu znalazł rzeznika, gotowego sprzedać mu krew, był to Meksykanin
z Mission, który musiał poprosić o przetłumaczenie mu liczącej jedną pozycję listy zakupów
na hiszpański. Oczywiście, że miał krew. Jaki szanujący się meksykański rzeznik nie
trzymałby krwi na hiszpańską kaszankę? Okata nie rozumiał ani słowa. Rozumiał tylko, że po
tym, jak przemierzył połowę miasta, niosąc dżinsy, buty i różową torbę z bielizną, miał w
końcu litr świeżej krwi dla swojej poparzonej gaijin. Gdy wyszedł ze sklepu, rzeznik podszedł
do telefonu i wybrał numer z wizytówki, którą zostawił mu inspektor policji.
Okata złamał swoją standardową dyscyplinę i wsiadł do tramwaju F, zamiast iść piechotą.
Pojechał starym tramwajem aż do Market Street, minął Ferry Building i pokonał kilka
przecznic w Embarcadero, gdzie wysiadł i przez chwilę patrzył na wspaniały czarny
żaglowiec, zacumowany przy pirsie dziewiątym, nim zatargał litr krwi do domu.
Siedział przy futonie, z szerokim uśmiechem i filiżanką pełną świńskiej krwi, gdy się
obudziła.
- Cześć - powiedział, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Cześć - odrzekła poparzona dziewczyna, odsłaniając w uśmiechu ostre kły. W ciągu
dnia odrosły jej włosy, które zwieszały się teraz do jej piersi, były jednak suche i kruche.
Okata podał jej filiżankę i przytrzymał rękę, gdy piła. Kiedy już skończyła, dał jej
papierową serwetkę i odebrał naczynie, a potem usiadł i zaczął pić herbatę z własnej filiżanki,
podczas gdy ona dalej sączyła krew. Patrzył, jak na jej skórę wraca kolor, jakby przesuwało
się po niej różowe światło, i zaczęła się napełniać, mięso obrastało kości, jakby ją
nadmuchiwano.
- Jadłeś coś? - spytała. Wykonała gest nabierania ryżu pałeczkami i palcem pokazała na
niego.
Nie, nie jadł. Zapomniał.
- Nie - powiedział. - Przepraszam.
- Musisz jeść. Jeść. - Znowu wykonała ten ruch, a on pokiwał głową.
Gdy piła trzecią filiżankę kawy, wyciągnął kulkę ryżu ze swojej malutkiej lodówki i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]