[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powinien znalezć coś innego. Innych rzeczy znajdowało się tu wiele, nie był pewien,
co z tego powinien wybrać. Zdecydował się na to najnowsze, co najbardziej rzucało
siÄ™ w nos.
 To jest złoto  wyszeptała tkliwie Janeczka, widząc, jak pies z nosem przy
ziemi rusza w trzecim kierunku.  To jest perła. To jest kopalnia diamentów, a nie
żadne zwierzę&
Trzeci kierunek nie odbiegał zbytnio od dwóch poprzednich, najkrótszą drogą
doprowadził ich do małej szopy. Chaber zatrzymał się nagle przed zamkniętymi na
kłódkę drzwiami i znów spojrzał pytająco.
 Kochany, najdroższy pieseczek!  rozczuliła się pani.  Zdaje się, że
zaczynam coś rozumieć. Rób, co chcesz, ale musimy tam zajrzeć! Niechby nawet
przez komin!
 Nie ma komina  mruknął Pawełek.  O co chodzi? Przecież już przedtem
mówił, że ten złodziej tu latał?
 Ale oprócz tego latał jeszcze ktoś inny. I ten inny wszedł do środka. Od dziury
przyszedł tu albo stąd poszedł do dziury. Nie ma go, więc musimy tam zajrzeć!
 Czekaj, spróbujemy przez okno&
Przytknięta do szyby latarka oświetliła wnętrze szopy nie idealnie, ale
dostatecznie, żeby można było coś zobaczyć. Janeczka, osłoniwszy oczy z boku
rękami, zaglądała obok Pawełka.
 Jakiś barłóg widzę  stwierdziła.  Różne łachy. I chyba garnki, nie?
 Te łachy tak leżą, jakby pod nimi coś było  zauważył Pawełek.  yle widać.
Niemożliwe, żeby to była taka kupa gałganów. Co to ma być, szatnia?
 Na podłodze coś leży. Opuść to światło niżej.
Na podłodze leżały różne śmieci, wśród nich zaś mało zgnieciony papier. Papier
wydał im się jakoś dziwnie znajomy. Pawełek wpatrywał się weń z wysiłkiem,
manewrując latarką przytkniętą do szyby.
 Wu& es& es& Społem&  odczytał z trudem.  O rany! A to co ma
znaczyć?
 Sprawdz tę kłódkę i zobacz, czy nie uda nam się wejść  rozkazała Janeczka.
 Ja już zaczynam rozumieć prawie wszystko.
Manipulacje przy skoblu, którego odkręcenie wymagało dłuższej chwili, przerwał
nagle Chaber. Warknął cichutko, skoczył w ciemność, wrócił i warknął ponownie,
ostrzegawczo.
Dzieci w mgnieniu oka znalazły się w cieniu za baraczkiem.
 Ktoś idzie  szepnęła Janeczka.
 Zdążyłem poluzować śruby  odszepnął z troską Pawełek.  %7łeby tylko nie
zauważył&
Czekali w milczeniu, aż usłyszeli zgrzyt żwiru i kroki. Od strony slumsów
nadchodziło dwóch ludzi. Rozmawiali, nie dość, że cicho, to jeszcze po arabsku.
Weszli do baraczku i zapalili małą, nędzną żaróweczkę pod sufitem. Zwiatło
przeświecało przez szpary w ścianach.
 Pęknę, jeśli nie zajrzę!  wyszeptała zdenerwowana Janeczka.
Podkradli się pod okno i ostrożnie, jednym okiem, zajrzeli. Zobaczyli owych
dwóch ludzi w momencie, kiedy jeden z nich chował coś pod marynarkę, a drugi
kopnięciem podsuwał pod ścianę łachy. Potem ten, co chował, wyjął z kieszeni jakieś
pieniądze i dał temu, co kopał. Kopiący zamachał rękami, chowający również, przez
chwilę wyglądało na to, że się pobiją.
 Targują się  zawyrokował Pawełek najcichszym szeptem.
Targujący pogodzili się nagle. Ten, który kopał, przyjął pieniądze, schował je do
kieszeni i zgasił żaróweczkę. Opuścili baraczek, zamknęli drzwi i oddalili się tą samą
drogÄ…, jakÄ… przyszli. Obaj wydawali siÄ™ bardzo zadowoleni.
 Jedno, co wiem na pewno, to to, że to nie była nasza lampa  rzekł Pawełek,
wychodząc z cienia.  Też już zaczynam trochę rozumieć. Nasza lampa, razem z
tym swoim talerzem, nie zmieściłaby mu się pod marynarką.
 W ten papier były owinięte te pompy i rozruszniki pana Kawałkiewicza 
przypomniała Janeczka.  Widzieliśmy to na własne oczy.
 Zgadza się, sami mu to przywiezliśmy. Teraz powinniśmy iść za tymi dwoma,
ale ja już nóg nie czuję, więc nie wiem, co zrobić.
 Tu do środka włazić już nie ma po co  rozważała Janeczka.  Dziurę
musimy obejrzeć dokładnie przy świetle dziennym. Za tymi dwoma nie możemy iść,
bo byśmy tak latali całą noc, trzeba tylko, żeby Chaber ich zapamiętał. Czekaj,
załatwię to z nim i na razie wracamy do domu.
Państwo Chabrowiczowie również wracali do domu, sprzeczając się całą drogę.
Pani Krystyna upierała się przy pozostawieniu dzieciom większej swobody, pan
Roman wyrażał tysiączne obawy.
 Nie znasz tego kraju  mówił z irytacją.  I oni również nie mają o nim
zielonego pojęcia! Bóg raczy wiedzieć, jakie skutki mogą wyniknąć z ich szaleństw.
Muszę wymagać, żeby byli rozsądni, bo inaczej trzeba by ich chyba związać!
 I zakuć w dyby, bo wszelkie więzy przegryzie pies. Dlatego właśnie uważam,
że należy udawać, że im na wszystko pozwalamy. Nie będą się z niczym ukrywać i
dowiemy się, co robią. Tylko w ten sposób zdołamy ich jakoś hamować i utrzymać w
granicach rozsÄ…dku!
 Jeżeli uważasz, że dzisiaj utrzymaliśmy ich w granicach rozsądku& !
 Właśnie tego się chcę dowiedzieć! Przecież, gdyby nie Chaber, oszalałabym ze
zdenerwowania! Jedz prędzej, chcę wiedzieć, czy już są w domu.
 A jeżeli ich jeszcze nie ma& ?
 Jeśli ich nie ma, poczekamy i złego słowa im nie powiem. Załatwię to z nimi po
przyjacielsku.
 Jak żyję, nie widziałem takiej matki! Ty chyba jesteś nienormalna!
 Przy takich dzieciach nie mogę być normalną matką. Umarłabym na serce albo
dostała rozstroju nerwowego! Nie kłóć się ze mną, za chwilę sprawdzimy&
Janeczka i Pawełek usłyszeli samochód ojca w momencie, kiedy powłócząc
nogami, dotarli do swojego ogrodzenia. Ożywienie wstąpiło w nich takie, jakby mieli
za sobą tydzień całkowitego wypoczynku, a nie kilometry galopady po górach i
dołach. Przytłumiony trzask drzwiczek samochodowych dobiegł ich już w
przedpokoju.
Państwo Chabrowiczowic zastali swoje dzieci w piżamach, siedzące w kuchni i
posilające się owocami. Trochę zastanawiający mógł się wydać jedynie fakt, iż
spożywali brzoskwinie nożem i widelcem. Pan Roman doznał ulgi zgoła
niebotycznej, pani Krystyna odczuła lekkie zdziwienie.
 Jak to?  wyrwało się jej.  Nigdzie nie wychodziliście?
 Byliśmy na małym spacerze  odparła niewinnie Janeczka.  Z Chabrem. Nie
oddalił się od nas nawet na milimetr.
 I zgłodnieliśmy od tego  dodał Pawełek, dziobiąc widelcem następną
brzoskwiniÄ™.
W duszy pana Romana zalęgły się nagle jakieś straszliwe podejrzenia, ale na
wszelki wypadek wstrzymał się przed ich ujawnieniem. Niepewnie spojrzał na żonę.
Pani Krystyna zrobiła się odrobinę zakłopotana.
 Bo wiecie  powiedziała trochę bezradnie.  Przyszło mi na myśl& Przyszło
mi na myśl, że bardzo rzucacie się w oczy z tymi włosami. Takich jasnych tu nikt
niema&
 Widziałem jednego rudego  zakomunikował sucho Pawełek.  Ale
faktycznie miał ciemniejsze i w dodatku kręcone.
 No właśnie. Więc w razie, gdybyście&
 Więc w razie, gdybyście się pchali nie tam gdzie trzeba, wszyscy na was
zwrócą uwagę nie wytrzymał pan Roman.  Co to ja takiego& Aha, ja też
zgłodniałem. Zjadłbym coś& [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl