[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie tyle może protesty satyryka, ile zmniejszony efekt durszlaków z drutami wpłynął na
korektę jego kształtów. Po naradzie zdecydowano się ulokować dętkę poniżej ramion. Należało
przy tym zmienić kolejność nakładania poszczególnych fragmentów stroju, pierwszeństwo dając
częściom dętym.
Kiedy wreszcie odstąpiono od ofiary, satyryk mógł zadowolić najbardziej wygórowane
wymagania. Z osobliwego kształtu buły, wydatnie rozszerzonej w górnej części, wystawały w
połowie kawałki jego rąk, w górze głowa, na dole zaś wielkie, klabzdrowate łapy, podobne do
wszystkiego z wyjątkiem ludzkich nóg. Wystające z durszlaków i rozcapierzone druty lśniły
tajemniczo, a przymocowane do lewego boku dwie trzepaczki do piany kiwały się w takt
każdego ruchu. Wielkie wrażenie czyniło kilka baniek lekarskich, połyskujących za potylicą.
Zostały postawione fachowo, wciągnęły w siebie gumę dętki i nie dawały się oderwać. Zgięta w
przegubie noga od lampy intrygująco przyozdabiała tył. Brakowało tylko hełmu.
Socjolog mógł się wreszcie skutecznie wtrącić. Pomimo wszystko, satyryk ciągle
wydawał mu się niepokojąco szary.
- Zaraz, panowie - powiedział niepewnie. - Ale czy to już tak zostanie...?
Zmaltretowanemu satyrykowi przypuszczenie, że miałby pozostać w kosmonautycznym
stroju aż do chwili eksperymentu, odebrało niemal przytomność umysłu. Wydał z siebie krótki
charkot.
- No nie - odparł sekretarz redakcji. - Na razie zdejmiemy to z niego.
- A, nie. Ja miałem na myśli fakturę... To znaczy kolor... Czy panowie przewidują może
jakÄ…Å› wierzchniÄ… warstwÄ™...?
- Jasne - powiedział żywo grafik, który też w pierwszej chwili sądził, że socjolog
interesuje się wytrzymałością satyryka. - Na wierzch pójdzie srebrna folia i srebrna farba. Nogi
się pomaluje, a na ręce rękawice motocyklowe z mankietami, oblepionymi folią. No i hełm.
Odpoczywający po wytężonej pracy na napompowanych dętkach doradca do spraw
technicznych podniósł się ze sieknięciem, pomasował po krzyżu i sięgnął po jeden z hełmów,
leżących na biurku grafika. Leżały nadal, bo nikt nie zdążył ich schować. Satyryk milczał i nie
protestował, uświadomił sobie bowiem nagle beznadziejność swojej sytuacji.
Najpierw wylosował rolę modelki i poddał się przeznaczeniu. Potem uczciwie, acz z
wysiłkiem, godził się z uciążliwościami dla dobra sprawy, sam zaciekawiony, co z tego
wyniknie. Uciążliwości rosły, spełniał zadanie z coraz większym trudem, furia w nim doszła do
zenitu i nie mogąc iść dalej, przeistoczyła się w popłoch. Wyraznie ujrzał, iż w stroju
kosmonauty do samodzielnych działań przestał być zdolny, odzyskanie wolności zależy
wyłącznie od tych parszywców, rozpłomienionych zapałem kolegów, którym nie należy się już
teraz narażać, bo nie daj Boże obrażą się, rozzłoszczą i nie zdejmą z niego zaziemskiej odzieży,
nie ma zatem wyjścia i musi dotrzymać do końca. Głosu mu zabrakło, a zęby same zaczęły
cichutko zgrzytać.
Doradca do spraw technicznych obszedł go dookoła, przyjrzał mu się w skupieniu i
nasadził na głowę rozbudowany hełm, starannie utykając go w dętce rowerowej wokół szyi.
Wszyscy patrzyli na niego w napięciu, oczekując efektów. Nie zawiedli się.
- Znakomicie! - wybuchnÄ…Å‚ zachwytem socjolog. - Wspaniale! Zwietnie wyglÄ…da! A jak
się będziemy porozumiewać?
- Hełmy są zradiofonizowane - odparł dumnie doradca do spraw technicznych, bo wystrój
głowy był jego dziełem. - Krótkofalówka w środku. To znaczy, użycia nadajnika nie
przewidujemy. To znaczy, przewidujemy, ale w ograniczonym zakresie. To znaczy, będzie
ustawiony na stałe, do siebie nawzajem. To znaczy, będzie pan słyszał wszystko dookoła, ale
pana będą słyszeć tylko ci w hełmach. Z hełmu zaczęło się nagle wydobywać głuche buczenie.
Niechęci do roli modelki satyryk ani przez chwilę nie ukrywał, teraz jednak przeszedł sam siebie.
Dziwne podrygi i gwałtowne machanie wystającymi z dętki dłońmi zaciekawiły wszystkich
obecnych. Przyglądali się uważnie, a nawet z rodzajem zachłannej przyjemności.
- Co mu się stało? - zainteresował się wreszcie grafik.
- Próba gestów...? - powiedział niepewnie socjolog. - Nie wydaje mi się... No, nie wiem,
czy akurat takie...
- Może go gdzieś uwiera - wysunął przypuszczenie fotoreporter. - Chce na sobie coś
poprawić.
- Niech nie grymasi! - zniecierpliwił się sekretarz redakcji. - W ogóle nie rozumiem, co on
mówi. Mów głośniej!
Buczenie w hełmie wzmogło się, a ruchy satyryka nabrały charakteru epileptycznych
konwulsji.
- Nic nie słychać - powiedział z niezadowoleniem doradca do spraw technicznych i zdjął
mu hełm.
- Czyście zgłupieli ostatecznie?! - wycharczał zsiniały nieco satyryk, gwałtownie łapiąc
oddech. - To jest hermetyczne, w tym nie ma powietrza! Już się zacząłem dusić na śmierć...!!!
- O, cholera... - zmartwił się grafik.
Problemy natury organizacyjnej zostały wprawdzie rozwiązane szczęśliwie już w
pierwszej kolejności i nie spędzały snu z powiek, teraz jednak nieudana próba uduszenia satyryka
dobitnie zaprezentowała istnienie nowych problemów, natury technicznej. Doradca do spraw
technicznych zakłopotał się okropnie i pogrążył w zadumie. Po głębokim namyśle i bardzo
długich rozważaniach postanowiono wywiercić w hełmie dziury.
- To będzie słychać głos z środka - zaniepokoił się socjolog.
- A, nie - odparł sekretarz redakcji. - Wywierci się z tyłu. Mówi się na ogół gębą do
przodu.
- Zdaje się, że oddycha się również gębą do przodu - zauważył wciąż jeszcze wysoce
zdegustowany, chociaż już normalny kolorystycznie satyryk. - Chyba że zamierzacie odwrócić
funkcje fizjologiczne.
- I mówić głosem, jakby nie z ust wychodzącym - podsunął zachęcająco grafik.
- Idiota - powiedział z urazą doradca cło spraw technicznych. - Przez to wasze głupie
ględzenie nawet się człowiek porządnie zastanowić nie może. Zaraz...
- Ale, panowie, jeszcze coś... - przerwał żywo socjolog, którego stosunek do
przedsięwzięcia zaczął już przerastać nawet uczucia sekretarza redakcji. - Otóż mam obawy co
do rÄ…k...
Grafik spojrzał na niego pytająco, a satyryk pokiwał łapami, złożonymi głównie z rękawic
motocyklowych.
- O, to, to, właśnie! - podchwycił socjolog. - Rzekłbym, że sprawność kończyn budzi
wątpliwości. Istoty wypracowały wysoką cywilizację. No to przecież nie tym...
- To jest opakowanie - zwrócił mu uwagę grafik. - Wewnątrz mogą mieć po dziesięć
palców u każdej ręki, nawet bardzo długich, czort bierz, na pół metra, zwiniętych w trąbkę...
- Ale tych palców nie widać!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]