[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No może. Przecudowna perspektywa. Listy, nie listy, a strych przegrzebać
musimy.
Gdybym była całkiem świnia powiedziała moja siostra złośliwie
plunęłabym na tak kłopotliwy klejnot, bo na laboratorium Andrzeja same znaczki
wystarczą. Już się czaję na wycenę.
Wchodzą w skład masy spadkowej i musiałabyś podzielić się ze mną
wytknęłam jadowicie. Nie mówiąc już o tym, że te z korespondencji Kacper-
skich należą do Kacperskich i już widzę, jak ich kantujesz.
Głupia jesteś. Cholera. No dobrze, szukajmy ścierwa. . .
O wschodzie słońca całą korespondencję miałyśmy za sobą, przejrzaną zaled-
wie, chociaż aż się prosiła o dokładne czytanie. Panicz Piesiecki wleciał do studni,
ale głową trafił w wiaderko, które się cudem utrzymało, i wyciągnęli go żywego.
Narowista klacz Rosalinda wbiegła po schodkach do salonu państwa Młynow-
skich, zrzucając barona Lestkę, który łbem zaczepił o futrynę, i wytłukła sewrską
porcelanę. Pannę Jasińską zamknięto przez pomyłkę w garderobie razem z pa-
nem Zdzichowskim i teraz nie wiadomo, co robić, bo pan Zdzichowski jest żo-
naty i oczekuje potomka. Koszmarna sytuacja nastąpiła, kiedy na dwie kopy jaj
w ostatniej chwili połowa okazała się zbukami, a kury w zimowej porze akurat
się mało niosły i całe wielkie przyjęcie było wybrakowane. Kucharz państwa Za-
leskich po całym ogrodzie gonił panicza Prawdzica z nożem w ręku, bo panicz
dla żartu trzasnął sufletem. Fenomenalna lektura! Pomyślałam, że nawet nie zna-
lazłszy diamentu, swoją korzyść odniosę, bo przeczytam to wszystko od deski do
deski.
Idziemy spać na chwilę czy lecimy na strych? spytała Krystyna.
Ostrzegam cię, że jeśli wyleją mnie z roboty, pójdę na utrzymanie Pawła, obojęt-
nie, jako ja czy jako ty. A on niech siÄ™ dziwi skolko ugodno.
Na co jesteÅ› chora?
Zatrucie pokarmowe oczywiście. Jedyna choroba, której nikt mi nie udo-
wodni. Mam na myśli w sensie negatywnym, w wychodku mogę sobie posiedzieć
nawet cały dzień. Wezmę dużo do czytania.
To może jakoś ocalejesz. Kropnęłabym się na chwilę, Elżusia i tak obudzi
nas na spóznione śniadanie. . .
137
* * *
Piątego dnia dwie trzecie strychu prezentowało sobą porządek wprost nieska-
zitelny. Zacięłyśmy się, odwalałyśmy robotę, jakby nam za to kto płacił w złotych
dolarach. Ani jednego przedmiotu, większego od pudełka zapałek, nasze starania
nie ominęły, połamane meble i różne kawałki drewna oglądałyśmy przez lupę. Lo-
gika wskazywała, że jeśli gdziekolwiek, to tylko tu, gdzie mieszkała, Antoinette
mogła ukryć parszywy diament, o ile znajdował się on w jej posiadaniu. O ile zaś
nie, tę całą katorżniczą robotę będziemy musiały spisać na straty. Kryśka poleci
za Andrzejem do Tybetu, a ja rychło się z Pawłem rozwiodę, bo moja dusza nie
zniesie zależności finansowej od chłopa.
Jedna trzecia nam jeszcze została, kiedy Krystyna wydała okrzyk nadziei.
O rany, kapelusz! Pudło na kapelusze! Może się znów objawi jakieś arcy-
dzieło!
Odwróciłam się ku niej z wielkim zainteresowaniem. Od tak długiego cza-
su nie przytrafiało się nam nic ładnego, że każda ozdoba była pożądana. Pudło
zostało gęsto okręcone zasupłanymi sznurkami, Kryśka usiłowała je zsunąć, bez
skutku, straciła cierpliwość i posłużyła się scyzorykiem. Uniosła wieko, z cieka-
wością zajrzałam jej przez ramię.
Wewnątrz znajdowały się bardzo ładne rzeczy. Wachlarz z malowanego je-
dwabiu w doskonałym stanie, naszyjnik z muszelek, bogaty i nader artystycznie
wykonany, dwie pary długich rękawiczek, grzebień wysadzany perełkami i czer-
wona poduszka do igieł, aksamitna, obramowana lśniącymi, perłowymi muszel-
kami. Brakowało natomiast kapelusza.
Coś mi to przypomina powiedziałam, wyjmując jedną ręką naszyjnik,
a drugą poduszkę, podczas gdy Krystyna rozkładała wachlarz. Czy przypad-
kiem nie to właśnie ma na sobie Antoinette na portrecie?
To, oczywiście odparła moja siostra i powachlowała najpierw siebie,
a potem mnie. Nawet sprawdzać nie trzeba. Pozostałości po niej, osławiona
poduszeczka. Poduszeczka, cha, cha! To cały Jasiek!
Może i Jasiek, ale mnie to przypomina więcej. Nic ci się nie kojarzy? Wi-
działyśmy coś zbliżonego. Zawartość sepecika. . .
Wachlarz znieruchomiał w ręku Krystyny.
O, niech skisnÄ™, masz racjÄ™. . . !
Skleroza nas nie dopadła, pamięć nam działała. Strzępki identycznego aksa-
mitu i takie same muszelki znalazłyśmy w pamiątkowym sakwojażyku po jubiler-
skim narzeczonym. Zatem nie suponowanÄ… przeze mnie sakieweczkÄ™ Antoinette
wykonała samodzielnie, chałupniczo i własną ręką, tylko poduszeczkę do igieł.
Zostały jej po tym procesie produkcyjnym drobne resztki surowca, których nie
138
wiadomo dlaczego nie wyrzuciła, tylko starannie zadołowała w owym relikcie po
eks narzeczonym . Miało to jakiś związek, jedno z drugim. . . ? Uczuciowy. . . ? Bo
praktycznie owszem, takie muszelki, wyjÄ…tkowo Å‚adne i raczej rzadko spotykane,
mogła zostawić, w ostateczności także ścinki aksamitu, dla ewentualnej naprawy,
ale na diabła jej była gąbka i włosie? W razie uszkodzenia przedmiotu wypchać
go można czymkolwiek. Sentyment jakiś specjalny do tych śmietków żywiła czy
co. . . ?
Naszyjnik przestał mnie interesować, wrzuciłam go z powrotem do pudła.
Krystyna odłożyła wachlarz i wyjęła mi z ręki czerwone i pękate rękodzieło.
Symbol gospodarności francuskiej Antosi powiedziała z powątpiewa-
niem. Myślisz, że co. . . ?
Nic. O czwartej nad ranem z myśleniem miewam lekkie kłopoty. Może była
to jedyna rzecz, jaką udało się jej wyprodukować do końca, osiągając sukces. Inne
prace ręczne wychodziły jej gorzej.
A może adorator układał na tym strudzoną głowę? Rzecz jasna, wyjąwszy
przedtem igły i szpilki. . . Rozmiar prawie się nadaje.
Obracała poduszeczkę w palcach, odebrałam jej przedmiot i obejrzałam po-
nownie.
To w ogóle wygląda na elegancki wyrób fabryczny i gdyby nie te resztki,
do głowy by mi nie przyszło, że zrobiła to sama. Uważałabym, że kupiła w sklepie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]