[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że Cyprian caÅ‚y czas staÅ‚, jakby w niego piorun strze­
lił. Verena, oparta dotychczas o futrynę, zdjęła płaszcz,
chrząknęła i powiedziała na tyle głośno, że wszyscy ją
słyszeli:
- To może i ja przyłączę się do świątecznej tradycji.
W Wigilię wszyscy mówią ludzkim głosem i nawet od
zwierząt można usłyszeć prawdę, więc dlaczego nie
ode mnie?
Cyprian ruszył w jej stronę z niejasnym przeczuciem,
że jeśli teraz nic nie zrobi, to potem będzie za pózno.
Nie miał pojęcia, co ona tu robi, ale nie miał też żadnych
wÄ…tpliwoÅ›ci, że jej intencje nie sÄ… przyjazne. Zbyt dob­
rze jÄ… znaÅ‚. A mimo to, jakby sparaliżowany podskór­
nym lękiem, pozwolił, by sprawy potoczyły się dalej.
- ZrobiÄ™ wiÄ™c dobry uczynek i ci uÅ›wiadomiÄ™ - za­
wiesiÅ‚a gÅ‚os, delektujÄ…c siÄ™ tÄ… chwilÄ…, kiedy można z cu­
dzym życiem uczynić, co się tylko zechce - że twój ko-
chaś znakomicie odegrał rolę i wywiązał się z układu,
jaki zawarł z naszym producentem. Miał cię tak zbaje-
rować, żebyś nie uciekła z turnieju i była jak najdłużej
dla nas wszystkich poÅ›miewiskiem. %7Å‚eby po prostu sko­
czyła oglądalność, kumasz? Od początku byłaś w tym
programie tylko dla jaj, nikt nie traktował cię poważnie.
Taka oferma jak ty nie miała żadnych szans. A Cyprian
umie udawać jak mało kto i zrobi wszystko, by wystąpić
w telewizji. Kariera zawsze była dla niego najważniejsza
i nic tego nigdy nie zmieni. No co? Life is brutal, a fraje­
rzy zawsze dowiadujÄ… siÄ™ ostatni. Cha! cha! cha!
Zaśmiała się teatralnie, lecz nikt jej nie wtórował.
Wszystkim świadkom tej sceny opłatek stanął w gardle,
a dyrektor Polewka upuściła dzbanek z sokiem. Kałuża
rozlewaÅ‚a siÄ™ po klasie, ale nikt nie ruszyÅ‚ siÄ™ z miej­
sca. Jadzia spojrzała na Cypriana, lecz on wpatrywał się
w VerenÄ™ jak zahipnotyzowany. %7Å‚aden dzwiÄ™k nie wy­
dobył się z jego ust. Więc wzięła Gucia za rękę i tak
szybko wybiegÅ‚a z klasy, że chÅ‚opiec, chcÄ…c za niÄ… nadÄ…­
żyć, mało się nie przewrócił.
11
Nad WarszawÄ… przetoczyÅ‚a siÄ™ gwaÅ‚towna Å›nieżyca, w kil­
ka chwil pokrywając miasto białą warstwą. Jadzia stała
na krzesełku i wyglądała przez okno. Gdy na zewnątrz
dzieci szalały z radości, tarzając się w mokrym puchu,
ona myÅ›laÅ‚a o Å›mierci. Znieg kojarzyÅ‚ jej siÄ™ z przeÅ›cie­
radÅ‚em, którym przykrywaÅ‚o siÄ™ w domach ciaÅ‚o nie­
boszczyka, by potem usiąść i opłakać jego odejście.
Właściwie powinna zrobić to samo. Trup Jadzi był co
prawda świeżutki, można powiedzieć, że jeszcze ciepły,
choć bez wątpienia już nieżywy, i znakomicie nadawał
się do odstawienia histerii. Ale Jadzia nie chciała i nie
mogÅ‚a już pÅ‚akać. WydawaÅ‚o siÄ™, że uÅ›mierciÅ‚a wszyst­
kie wspomnienia po Cyprianie i teraz należało je tylko
jak najszybciej i jak najgłębiej zakopać. Tak głęboko, by
nigdy żadne z nich nie wydostało się na powierzchnię.
A potem Jadzia dożyje sobie spokojnej staroÅ›ci z ciÄ…­
gle paprzÄ…cÄ… siÄ™ ranÄ… po sercowym postrzale. Kiedy
ruszyła w to życiowe tango, spodziewała się, że może
sobie poÅ‚amać nogi, ale przez myÅ›l jej wtedy nie prze­
szło, że wyjdzie z tego z kompletnie pogruchotanym
sercem.
- Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a każdy facet,
prędzej czy pózniej, na kozetkę do psychoanalityka.
Dobrze ci radzę, idz do terapeuty, póki go jeszcze nie
zabiłaś. - Sara wbiła korkociąg w kolejną butelkę ries-
linga.
- Coś ty? Takich spraw się nie załatwia osobiście. Od
tego są Ormianie. - Ula upiła łyk wina. - Tfu... korek ci
się pokruszył. W razie czego mam kilka kontaktów.
Jadzia gwałtownie odwróciła się w jej stronę.
- Przyjaznisz się z płatnymi zabójcami???
- Oj tam, zaraz przyjaznisz... To taka niezobowiÄ…zujÄ…­
ca znajomość na czarnÄ… godzinÄ™. Każda mężatka powin­
na mieć w zanadrzu plan B, no nie?
- Przyznaj się, chi, chi, chi... Ilu już miałaś mężów
przed Romanem?
Z każdÄ… kolejnÄ… butelkÄ… humor wyraznie im siÄ™ popra­
wiaÅ‚, choć Jadzia co jakiÅ› czas wybuchaÅ‚a niepohamo­
wanym płaczem, zwłaszcza gdy któraś z nich zapalała
papierosa. Wszystko, co zwiÄ…zane z tytoniem, natych­
miast przywoływało reminiscencje z mazurskiej szopy.
- No, to wódka pÅ‚acze. Wódka pÅ‚acze... - Ula ze zro­
zumiem pokiwała głową i zaproponowała nową kolej-
kÄ™.
-A propos: Roman siÄ™ pyta, czy dÅ‚ugo to jeszcze po­
trwa? To znaczy, czy długo będziesz miała doła?
Jadzia chlipnęła w chusteczkę.
- Podziękuj mu za troskę...
- Co ty, facetów nie znasz? - Sara popatrzyła na nią,
jakby była kosmitką, i puknęła się w głowę. - Przecież
jemu chodzi oto, że Ulka jest ciągle na bani i musi sobie
teraz sarn prasować koszule!
238
- Słuchajcie, może byśmy coś zjadły, co? Trochę mi
niedobrze, masz coÅ› do jedzenia?
Nie czekajÄ…c na odpowiedz, Sara z UlÄ… zaczęły prze­
szukiwać szafki, ale znalazły tylko napoczętą torebkę
proszku do pieczenia.
- Po co ci to, przecież nie masz piekarnika! A w ogóle
czy Gucio coÅ› jada? Jeszcze ci dziecko odbiorÄ…, alkoho-
liczko jedna!
Ula spojrzała na Jadzię w sposób, w jaki moherowe
babcie patrzą na dziennikarzy, jakby zapominając, że
jej wkład w ilości spożywanych napojów wyskokowych
był znaczący. Jednak instynkt matki zdecydowanie wziął
górę i Ula oświadczyła, że zabierze Gucia na jakiś czas
do siebie.
Jadzi byÅ‚o w zasadzie wszystko jedno. Znów wpad­
ła w odrętwienie. Właściwie mogła tak przesiedzieć
kolejne dwadzieścia lat. Od czasu do czasu zadawała
sobie tylko pytanie, jak to byÅ‚o możliwe? Przecież wy­
raznie czuła, że Cyprian zmienia się przez te wszystkie
tygodnie, otwiera, staje siÄ™ czuÅ‚y i uważny. Przychodzi­
ły takie chwile, kiedy im obojgu wydawało się, że są
niezwykle blisko, że bliżej już nie można. Jakby łączył
ich ten sam oddech. I nagle to wszystko miaÅ‚o być tyl­
ko sprytnÄ… mistyfikacjÄ…? Niemożliwe... A co z kobie­
cą intuicją, która mówiła jej, że znali się od zawsze,
a ich karmiczne istnienia splatały się ze sobą od tysięcy
lat?
- Mam pomysł, dzwonimy.
Sara wpatrzona w telewizyjny kanał  Twoja Wróżka
TV" szybko wystukała numer. Ulizany facet o szczurzym
pyszczku odezwał się z ekranu:
«
- Halllloooo, mamy następne połączenie. Tu wróż
Armand, niech światło cię prowadzi...
- Cześć pracy, chcemy się dowiedzieć, czy to ma sens?
Bo teraz, jak sytuacja się skomplikowała, a właściwie
wyjaśniła...
Ula wyrwała Sarze słuchawkę i przejęła ster.
- WÅ‚aÅ›nie, że siÄ™ nie wyjaÅ›niÅ‚a, bo teraz to już kom­
pletnie nic nie wiadomo, więc może wróż Armand coś
by nam powiedział albo jego kot...
- Albo kula! - dziewczyny przekrzykiwaÅ‚y siÄ™, a zdez­
orientowany wróżbita dostawaÅ‚ coraz wiÄ™kszego oczo­
plÄ…su.
- Zaraz, moment. Czy chodzi o mężczyznę?
-Jasnowidz! - naprute wydarły się na pół kamienicy.
- Choooodz, Jadzkaaaa! Powiedz mu, co się stało.
Jadzia apatycznie przejęła słuchawkę przekonana, że
jeszcze jedno gÅ‚upstwo w jej życiu nie zdoÅ‚a już pogor­
szyć sytuacji.
- Dzień dobry.
- Szybciej, bo połączenie zaraz się skończy-ponaglił
spec od przewidywania. - ImiÄ™ proszÄ™.
-Jadwiga...
- Imię mężczyzny! - Armand syknął zniecierpliwiony,
aż mu wypadÅ‚a z ucha maÅ‚a sÅ‚uchaweczka, lecz szyb­
ko ponownie przybrał anielski i uduchowiony wyraz
twarzy.
- Nie mogę powiedzieć, wszyscy się domyśla. Przecież
to idzie na żywo... -Jadzia stanowczo zaoponowała.
Wróż przewrócił oczami.
- To datę urodzenia chociaż,
- Nie znam...
240
-Znak zodiaku!
-Nie wiem...
-Toś ty się związała z chłopem, o którym nic nie
wiesz??? A jak by ci dzieciaka zrobiÅ‚? - Wróż nie po­
siadał się z oburzenia. - No, prooooszę państwa! Ja
wszystko mogÄ™ powiedzieć: przeszÅ‚ość, przyszÅ‚ość, te­
razniejszość, ale muszÄ™ mieć, do diabÅ‚a, chociaż mini­
malne informacje! Tak się nie da pracować!
-Cha, cha, cha, cha, cha! -Jadzię szalenie rozbawiła
ta oczywista kwestia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl