[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w swoją stronę i zbadała okrągły wylot. Wyczuwała intuicyj-
nie, że zawierał on wirusa Ebola, i że środek dezynfekujący
miał na celu ochronę przed zarażeniem wykonującego szcze-
pienie. Dopiero teraz ogarnęło ją prawdziwe przerażenie.
Nie dość, że prawdopodobnie skazała tego mężczyznę na
śmierć, mogła również wywołać nową epidemię. Zmuszając
się do zachowania spokoju, ostrożnie umieściła pistolet
w plastykowym worku wyjętym z kubła na śmieci. Włożyła
go następnie do drugiego worka, wyciągniętego z kosza pod
biurkiem i zawiązała go na supeł. Przez moment pomyślała,
czy nie zawiadomić policji, szybko jednak doszła do wnios-
ku, że to nic nie pomoże. Zarażony napastnik był już daleko
i nawet jeśli potwierdziłyby się jej podejrzenia, że pistolet
zawierał wirusa Ebola, policja nie byłaby w stanie odnalezć
nieszczęśnika, jeśli ten postanowił się ukryć.
Marissa wyjrzała na korytarz. Był pusty. Umieściła na
drzwiach wywieszkę "Nie przeszkadzać", po czym zniosła
swe rzeczy, łącznie z pistoletem do szczepień do magazynu
dla sprzątaczek. W pobliżu nie było nikogo, wzięła więc bu-
telkę lizolu i zdezynfekowała z zewnątrz plastykowy worek.
Następnie umyła i odkaziła ręce. Nic innego nie przyszło
jej do głowy.
213
W holu głównym, gdzie obecność ludzi dawała Marissie
pewne poczucie bezpieczeństwa, skorzystała z telefonu. Za-
dzwoniła anonimowo do epidemiologa stanu Illinois z in-
formacją, że pokój 2410 w hotelu Palmer House może być
skażony wirusem Ebola. Odwiesiła słuchawkę nim zasko-
czony epidemiolog zdążył wykrztusić jakieś pytanie.
Następnie zatelefonowała do Tada. Pragnęła choć przez
moment nie myśleć o niedawnych przeżyciach. Początkowy
chłód w głosie Tada znikł natychmiast, kiedy chłopak zdał
sobie sprawę z tego, że Marissa znajduje się na krawędzi
histerii.
Co się z tobą dzieje, na litość boską? - zapytał. -
Marisso, czy nic ci nie jest?
Muszę cię prosić o przysługę, a raczej dwie. Po kło-
potach, w które cię wpędziłam, przyrzekłam sobie, że nie
będę cię już niepokoić, ale nie mam wyboru. Po pierwsze,
potrzebuję fiolkę z surowicą ozdrowieńca z epidemii w Los
Angeles. Czy mógłbyś wysłać ją pocztą kurierską na nazwis-
ko Carol Bradford do hotelu Plaza w Nowym Jorku?
Kim, u licha, jest Carol Bradford?
Proszę cię, nie zadawaj żadnych pytań - Marissa była
bliska Å‚ez. - Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie.
Carol Bradford była jedną z jej koleżanek w college'u. Pod \
tym nazwiskiem Marissa odbyła lot z Atlanty do Chicago.
Druga przysługa związana jest z przesyłką, którą na-
dam do ciebie pocztÄ… kurierskÄ…. ProszÄ™, nie otwieraj jej. Za-
bierz ją do laboratorium głównego i dobrze ukryj.
Czy to wszystko? - spytał Tad.
Tak - odparła. - Tad, czy pomożesz mi?
Chyba tak. Brzmi to całkiem nieszkodliwie.
Dziękuję - wyszeptała Marissa. - Wyjaśnię ci wszy-
stko w ciÄ…gu paru dni.
Następny telefon wykonała pod wolny od opłat numer]
w hotelu Westin i zarezerwowała pokój w Plaza na nazwisko "
Carol Bradford. Odwiesiwszy słuchawkę, rozejrzała się ba-
cznie po holu. Nikt nie przejawiał szczególnego zaintereso-
wania jej osobą. Nie wymeldowała się, zakładając, że obsłu-
ga hotelu obciąży jej kartę kredytową.
214
Zatrzymała się w punkcie nadawania przesyłek Federal
Express. Urzędnicy byli dla niej niezwykle uprzejmi, kiedy
powiedziała, że chce wysłać specjalną szczepionkę, która na-
stępnego dnia musi się znalezć w Atlancie. Pomogli jej umie-
ścić plastykowy worek w metalowej kasecie, którą sami za-
adresowali, widząc drżenie jej rąk.
Złapała taksówkę i kazała się zawiezć na lotnisko O'Hare.
Gdy tylko usadowiła się w samochodzie, sprawdziła swe wę-
zły chłonne i gardło. Stykała się już wcześniej z Ebolą, ale
nigdy tak blisko. Wzdrygnęła się na myśl, że napastnik za-
mierzał zainfekować ją wirusem. Jak na ironię, to właśnie
ona, w desperacji, zainfekowała jego. Liczyła jedynie na to,
że wiedział, iż surowica ozdrowieńcza, podana przed wystą-
pieniem objawów, ma działanie ochronne. Sądziła, że właś-
nie dlatego uciekł tak pospiesznie.
Taksówkarz zatrzymał się przed terminalem American
Airlines, wyjaśniając, że samoloty AA latają do Nowego Jor-
ku co godzinę. Odebrawszy bilet, Marissa poddała się kon-
troli służb bezpieczeństwa i przebyła długą drogę do właś-
ciwego stanowiska. Okazało się, że do odlotu pozostało jej
jeszcze około pół godziny. Zdecydowała się zadzwonić do
Ralpha. Pragnęła usłyszeć jego przyjazny głos, a ponadto
chciała go zapytać, czy znalazł prawnika.
Kilka minut wykłócała się z sekretarką Ralpha, która
strzegła go niczym papieża. Wreszcie uprosiła ją, by przynaj-
mniej powiedziała Ralphowi, że dzwoni Marissa. W słucha-
wce odezwał się jego głos.
Mam nadzieję, że dzwonisz z Atlanty - powiedział,
nim zdążyła go przywitać.
Już wkrótce - obiecała. Wyjaśniła, że znajduje się na
lotnisku w Chicago, leci teraz do Nowego Jorku, ale praw-
dopodobnie znajdzie się w Atlancie następnego dnia, zwłasz-
cza jeżeli Ralph znalazł jej dobrego prawnika.
Poczyniłem pewne dyskretne kroki i sądzę, że mam
kogoÅ› dla ciebie. Nazywa siÄ™ McQuinllin. Pracuje w znaczÄ…-
cej firmie prawniczej w Atlancie.
Mam nadzieję, że jest sprytny. Będzie miał pełne ręce
roboty.
215
[ Pobierz całość w formacie PDF ]