[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedząc, co począć z tym komplementem. W końcu uśmie-
chnęła się, jakby zawstydzona, i szepnęła cicho:
- Dziękuję.
Skończyli kolację i poukładali naczynia w zmywarce. Gdy
były już czyste i suche, April zaczęła wstawiać je do szafek,
zaś Tony popatrywał na nią z tajonym rozbawieniem.
- Nie jestem znów taka niepraktyczna - wyjaśniła. -
Przypominam ci, że pracowałam jako kelnerka. - Uśmiech-
nęła się. - Choć prawdę mówiąc, nie byłam nigdy dobrą kel-
nerkÄ….
- Jasne. Zależało ci tylko na tym ślicznym fartuszku.
- O, to akurat było koszmarne! Różowy fartuszek, do tego
ortopedyczne buty i plastykowy diademik na głowę. Zliczne,
prawda?
- Uhm... - zamruczał Tony, smakując z zamkniętymi
oczami wyobrażenie zwariowanej dziedziczki w roli apety-
cznej kelnereczki. - Chciałbym cię w tym zobaczyć.
- Założę się, że nie. - Objęła Tony'ego w pół i oboje wyszli
z kuchni, kierujÄ…c siÄ™ prosto do sypialni. Tutaj April swobod-
nie zbadała miękkość materaca, po czym opadła na szerokie
łoże, wtuliła się wygodnie w Tony'ego i ułożyła głowę na
jego piersi. - Skąd ci się wzięła ta archeologia?
- Głównie przez rodziców - odpowiedział. Wsunął palce
S
R
za jej kołnierzyk i połaskotał między łopatkami. - Ojciec i
matka czytali nam do poduszki opowieści mitologiczne z
różnych kontynentów. Poznawałem greckich bogów i he-
rosów, starożytne legendy egipskie i inkaskie. Pózniej zapra-
gnąłem dotknąć jakoś tej przeszłości. Muzea mi nie wystar-
czały i tak to się zaczęło.
- No a co zrobisz teraz, kiedy przepadła posada na uczel-
ni?
- Hm... - Tony westchnął ciężko. - Mógłbym poszukać
miejsca w jakimś college'u, ale prawdę mówiąc, nie bardzo
lubię bawić się w belfra. Wolę pracę w terenie. Ha, ale podo-
bne problemy ma sto tysięcy innych archeologów! Konkuru-
jemy ze sobą o granty, dotacje, a ilość papierkowej roboty
bywa przy tym oszałamiająca.
April znów pomyślała, że umiałaby rozwiązać jego pro-
blemy, wolała jednak nie wracać przed czasem do swej ofer-
ty.
- A może zostaniesz w agencji swojego wuja?
- Jako detektyw? - Tony uśmiechnął się lekko. - Rocco
bardzo tego chce, ale panna Estelle już nie, a myślę, że oboje
wiemy, kto w rzeczywistości kieruje tą agencją. Poza tym
wcale nie marzÄ™ o codziennych kontaktach z osobnikami ty-
pu T-Bone'a.
- No tak.
- Choć nie chwaląc się, muszę powiedzieć, że wykonałem
całkiem niezłą robotę w sprawie Fogbottoma.
- Nie zapominaj o moim wkładzie. - Uniosła głowę i zaj-
rzała mu wojowniczo w oczy. - Beze mnie nic byś nie wskó-
rał.
- Akurat!
- A kto rozpracował T-Bone'a? I kto mu teraz zawiezie
pieniÄ…dze?
S
R
Tony poruszył się gwałtownie na te słowa.
- April... - zawiesił ostrzegawczo głos.
- Tony... - Uniosła się na łokciu. - Nawet nie próbuj mi
rozkazywać.
- Ale te zbiry sÄ…...
- Wiem, niebezpieczne. I poradzę sobie z nimi łatwiej niż
ty. Kobiety myślą i działają inaczej niż mężczyzni. Czemu
choć raz nie zechcesz mnie posłuchać?
- Nie masz nawet pojęcia, jak się czuje mężczyzna, kiedy
jego kobieta jest zagrożona. Nie mogę ci pozwolić.
- Nie mogę, nie mogę... - przedrzezniała go. - A poza tym,
czy ja jestem twoją kobietą? - Poderwała się i dosiadła go
okrakiem. - O, tak! - odpowiedziała sama sobie. - Ponieważ
to ja ciebie wybrałam!
Tony złożył dłonie jak do modlitwy.
- Panie Boże, uchroń mnie przed tą niewiastą!
- Za pózno - szepnęła teatralnie, szczypiąc go w podbró-
dek. - Możesz od razu się poddać, bo nic cię już nie uratuje.
- Ach, skoro tak... - ObjÄ…Å‚ jÄ… i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie. -W
takim razie gotów jestem do bezwarunkowej kapitulacji.
- Trafiony, zatopiony? - wymruczała mu prosto do ucha.
- Mhm.
- Oj, utonie biedny Tonio, otworzy oczka na dnie...
- Ptaszyno - szepnął z czułością i położył dłonie na jej
piersiach. Ona oparła się na jego rękach i zachęcająco poru-
szyła biodrami. - Mój rajski ptaszku - powtórzył Tony - moja
ty pawiczko. A więc upolowałaś swego myśliwego?
Przywarli do siebie ustami. Pili długo i zachłannie tę roz-
koszną słodycz, splatali swoje dłonie, uda, czerpali radość z
tej wzajemnej bliskości tak naturalną, jakby się znali od wie-
lu lat, a nie kilku dni. Tony rozplatał węzeł koszuli April,
wciąż zaciśnięty na jej brzuchu, wprawnym ruchem rozpinał
S
R
biustonosz. Obejmował wargami sutki, które zaraz stward-
niały, cieszył zagłębienia dłoni kształtem piersi. Ona zaś
wzdychała, mrużąc oczy, obejmując jego głowę i przeciąga-
jÄ…c siÄ™ rozkosznie.
- April, moja ty śliczna - mruczał, chłonąc zapach jej
ciała. - Kocham cię!
Gdy tylko wypowiedział te słowa, stała się rzecz dziwna.
Wyznanie, na które czeka każda niemal kobieta, wcale nie
rozczuliły zwariowanej dziedziczki; wręcz przeciwnie -April
zesztywniała, otworzyła oczy, znieruchomiała.
- Po coś to powiedział?
- Nie rozumiem. Co się stało?
Pokręciła głową, westchnęła ze zniecierpliwieniem i sięg-
nęła po koszulę.
- Przecież mnie nie kochasz. - Wstała i obojętnie podeszła
do okna.
- Ależ kocham! - zawołał Tony i poderwał się za nią.
Chciał ją przytulić do siebie, lecz odważył się tylko wyciąg-
nąć dłoń i położyć ją na ramieniu April. Usunęła się i spo-
kojnie doprowadzała strój do porządku.
Przecież naprawdę ją kocham, upewniał Tony sam siebie.
A to przewrotna baba, zagrały w nim niezaspokojone zmysły.
Biedna, zraniona dusza, odezwało się współczucie.
- April, co się stało? - zapytał jeszcze raz
- Nie pytaj.
- Chcesz, żebym przestał cię kochać na rozkaz?!
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Zwariowana dziedziczka buntuje siÄ™ raz jeszcze
KOCHAM CI, KOCHAM", drwiła w myślach April.
Banał i oszustwo! Freeman nie raz mówił kocham" tylko po
to, by tym pięknym słowem przykuć ją do siebie na zawsze i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]