[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oficera dyżurnego garnizonu.
Wiesz, kim jestem? spytał Mallory głosem, w którym słychać było miażdżone
szkło.
Magazynier zwilżył wąskie wargi szarym językiem.
Tak jest, Herr General. Jest pan komendantem garnizonu, Herr General.
A kto podpisuje zamówienia?
Oficer dyżurny.
Na czyj rozkaz?
Na pański rozkaz, Herr General.
Właśnie!
Obowiązują mnie rozkazy. Oficer dyżurny musi podpisać zamówienie.
Mallory spojrzał na zegarek. Było pięć po czwartej. Okręty podwodne miały
wypłynąć za pięćdziesiąt pięć minut.
Te pięćdziesiąt pięć minut może zająć kłótnia z magazynierem. Jedyna rzecz
potężniejsza od munduru to porządek.
Kapralu, wyrażam wam moje uznanie za obowiązkowość rzekł. Oficer dyżurny
jest na kei. Zechcecie się tam ze mną udać.
Ale&
Schnell! warknął Mallory głosem nie dopuszczającym sprzeciwu.
Uznał, że magazynier to dar od Boga. Mały, w okularach bez oprawek, nadęty
oficjalnością, niemniej jednak dar od Boga.
Prowadzcie, kapralu zamruczał chrapliwie Mallory.
Magazynier ruszył.
Mur zagradzał wylot tunelu. Z jednej strony był otwór
dla wózków torpedowych. Po drugiej jakby bramka w pomoście dla pieszych. Przy
bramce stał rodzaj budki wartowniczej, a w niej dwie postaci jak wycięte z czarnego
papieru: SS.
Mallory kątem oka ujrzał, że dłonie Andrei zaciskają się na uchwytach schmeissera.
Sam chciałby teraz mieć automat. Ale miał ługera i insygnia na mundurze. To
powinno wystarczyć& : Tyle że twarz nad mundurem to nie była właściwa twarz.
NaciÄ…gnÄ…Å‚ czapkÄ™ na oczy.
Zadzwięczały obcasy. Esesmani w budce mieli puste twarze koloru brudnego łoju.
Ich mundury były zrudziałe, pasy porysowane, wysokie buty pomarszczone,
zniszczone solą. Oczy zimne, złe i niespokojne. Kiedy spoczęły na mundurze Mallo-
ry'ego, coś nastąpiło, coś odbiegającego od reakcji innych żołnierzy na widok tego
oficerskiego stroju. To był wzrok wyrażający uległość i dumę. Duch koleżeństwa
pomyślał Mallory. Mój Boże&
Na Cabo de la Calavera było pięćdziesięciu esesmanów; elita pilnująca interesów
Himmlera. Wszyscy dobrze znali siÄ™ nawzajem.
Lecz jedyna droga na keję prowadziła przez tę czarną od nocy bramkę przy budce
wartowniczej.
Baczność! krzyknął Mallory.
Twarze esesmanów stały się martwe, bez wyrazu. Mundur generała robił swoje.
Mallory, Miller, Andrea i magazynier szli dalej. Beton zgrzytał pod butami. Magazynier
wyglądał na zadowolonego z siebie, był dumny, że jest częścią czegoś ważnego i
oficjalnego. Mallory czuł wobec niego głęboką wdzięczność. Magazynier zapewniał
wiarygodność. Esesmani go znali.
Byli teraz blisko o dziesięć stóp. Mallory szedł, trzymając niby sztuczną rękę na
piersi, z pochyloną głową, jakby pogrążony głęboko w myślach. Z bramki dochodziły
zapachy morza, dojmujący chłód, ołowiana woń magazynu. Zapach końcowej
rozgrywki.
Spojrzenia kierowały się teraz na niego, rzucane przynajmniej kątem oka. Mallory
ukradkiem dostrzegał białą skórę,
szerokie pory, niżej piwne zwężone oczy wyrażające arogancję i okrucieństwo. Czuł
woń munduru, kwaśny odór przemokniętej i zle wysuszonej serży oraz skóry butów,
na których pasta przegrywała bitwę z pleśnią. Czuł zapach oliwy na schmeisse-rach,
woń tytoniu i czosnku w oddechach.
Byli już za wartownikami i Mallory się pocił&
Herr Generał? rzekł twardy, zimny głos. Trochę prosząco. To był głos jednego z
ubranych na czarno wartowników. Mallory zrobił następny krok.
Herr General raczy się zatrzymać rzekł głos.
Spokój zamruczał po angielsku Mallory i powiedział, naśladując charkot
zniszczonej tchawicy generała: O co chodzi?
Czy Herr General zechciałby okazać przepustkę? Mallory chrząknął cicho, z
rozdrażnieniem.
Magazynier! powiedział. Okazać przepustkę. Twarz magazyniera była różowa i
świecąca. Pogrzebał w kieszeni.
Szybko! zacharczał Mallory. Szkoda czasu. Wzrok esesmana przemknął po
przepustce magazyniera. Oddał ją właścicielowi.
A teraz pańska przepustka, Hen General rzekł. Coś jakby odcięło dół brzucha
Mallory'ego. W głosie wartownika był lodowaty pomruk, pomruk kota, który szykuje
się wbić pazur w szczura.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]