[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i
Zo zawisła w powietrzu, chybocząc się w lewo i prawo jak wahadło. Po chwili
zaczęła się powoli wznosić ku błękitnobiałemu światłu w górze. Odchyliła głowę
do tyłu i zamrugała, gdy zrenice próbowały dostosować się do światła, ale udało
jej się dostrzec niewyrazne kształty - prostokąty i długie rury, które, jak
pierwotnie zakładała, były elementami sufitu biblioteki.
Gdy wydostała się z jamy, jej umysł zarejestrował jednocześnie kilka rzeczy:
fragment dachu nad nią wysadzono w powietrze - w efekcie otwarta przestrzeń pod
nim i sam szyb zostały wystawione na działanie żywiołów. Płatki śniegu wirowały
w snopach jasnego światła, które, jak sobie uświadomiła, musiały być
reflektorami lądowania. To, co w jej przekonaniu było wysoko zawieszonym
sufitem, okazało się brzuchem statku z otwartym włazem, przez który była
wciągana na pokład. Rozpoznała go po chwili.  Mirocaw".
Gdy wciągnięto ją do środka, z ciemności wyłoniła się czyjaś ręka i Zo poczuła,
jak szponiaste dłonie obejmują jej ramiona i biodra, i stawiają ją na
pokładzie. Uświadomiła sobie, że jest zbyt słaba, zbyt zmęczona, by walczyć z
tym czymś, co ją tutaj sprowadziło. Nie była w stanie dalej walczyć.
- Chodz no tu - usłyszała głos Tulkha.
Zo otworzyła oczy i ujrzała Whiphida, siedzącego przed nią na pośladkach, z
twarzą częściowo skrytą w cieniu. Z drugiej strony stał droid - lokaj Dartha
Scabrousa - przyglądający się jej obojętnym, analitycznym spojrzeniem
zarezerwowanym dla wysoko rozwiniętej sztucznej inteligencji.
- Chyba nic jej nie jest - stwierdził HK. - Będę musiał wykonać stan
diagnostyczny by upewnić się, że nie została zainfekowana. - Przerwał i w
jego klatce piersiowej odsunął się niewielki metalowy panel, w którym
pojawiła się cienka strzykawka. - Możesz poczuć ukłucie. Ukłucie? Zo
wybuchnęłaby śmiechem, gdyby tylko strach i wyczerpanie tak mocno jej nie
wycieńczyły. Po tym wszystkim co przeszła, igła wydawała się drobnostką.
Pozwoliła, by droid pobrał próbkę krwi i przez chwilę słychać było tylko szum
jego procesorów i cichy, równomierny pomruk turbin statku.
- Próbka nie jest zainfekowana - poinformował ich posłusznie droid.
Whiphid nie powiedział nic, tylko chrząknął i wzruszył ramionami, jakby tego
właśnie się spodziewał, po czym wyprostował się i odszedł, człapiąc ciężko.
Zo podniosła się na łokciach.
- Tulkh? - wydusiła z siebie. Głos miała zachrypnięty; z trudem przychodziło
jejpowiedzieć coś głośniej, niż szeptem. - Tulkh? Przystanął, ale nie
odwrócił się, i tylko spojrzał na nią przez ramię.
- Dzięki.
- To nie był mój pomysł - odpowiedział ze wzruszeniem ramion.
- Pewnie że nie. - Zo odetchnęła głęboko, przytulając się do zimnej, metalowej
podłogi ładowni  Mirocawa". HK wciąż kręcił się w pobliżu, a jego receptory
optyczne pulsowały i migotały w półcieniu panującym wokół tablic kontrolnych.
- Kto pilotuje? - zapytała Zo.
- Człowiek imieniem Pergus Frode. On...
- Kto?
HK nie odpowiedział od razu.
- Odbieram odczyty skażenia - powiedział. - i to blisko.
Zo wpatrywała się w niego.
- Mówiłeś chyba, że nie zostałam zarażona.
- Bo nie zostałaś. - Warkot przybrał na sile; teraz wyrażał niepokój. - Ale
ktośna pokładzie statku został.
Statek przechylił się mocno na lewą burtę i Zo runęła na przegrodę. Niebieskie
światło wypełniło pomieszczenie, a wokół rozległo się trąbienie klaksonów. Zo
podniosła się w porę, by zobaczyć skręcającego za róg HK kierującego się w
stronę stalowych schodków prowadzących na główny mostek.
- Czekaj, co siÄ™ dzieje?
Droid nie odpowiedział. Pobiegła za nim, pokonując trap i wraz z HK wpadła do
kabiny. Domyśliła się odpowiedzi na swoje pytanie, jeszcze zanim  Mirocawem"
wstrząsnęła druga eksplozja.
Zostali zaatakowani.
ROZDZIAA 44
KRWAWA JATKA
Mechanik, wymizerowany brunet zajmujący fotel pilota, trzymał obie dłonie na
panelu kontrolnym statku, a na jego twarzy malowało się coś pomiędzy
niepokojem a szczerym niedowierzaniem. Kolejna eksplozja zakołysała kadłubem
 Mirocawa". Poprzez przenikliwe zawodzenie alarmu kolizyjnego przebił się
dzwięk blachy odpadającej od jednego ze skrzydeł. - Kto do nas strzela? -
zapytała.
- Działa graniczne Scabrousa! - odkrzyknął mężczyzna, pochylając głowę do
przodu. Na jego twarzy odbijało się światło pulsujących czerwonym i białym
blaskiem lampek ostrzegawczych. - SÄ… pod nami.
Zo chwyciła się mocno fotela pilota i wyjrzała na zewnątrz. To, co zobaczyła,
zmroziło jej krew w żyłach. Unosili się nie wyżej niż pół kilometra nad
ogarniętą śnieżycą powierzchnią Odacer-Faustin. Spomiędzy zniszczonych świątyń
i kamiennych budynków z ziemi wysuwały się ciężkie działa, obracały się dokoła,
unosiły lufy do góry i rozpoczynały ostrzał statku. - Zabierz nas stąd! -
krzyknęła Zo.
- To nie takie łatwe! Kładą solidną zasłonę ogniową! - Co?
- Nie pozwolą nam odlecieć! - Frode odwrócił się i spojrzał jej w oczy. - A ja
nie dam rady utrzymać tarcz na tej kupie złomu w stanie używalności! - Gdzie
jest Tulkh?
- Kto?
- Whiphid? To jego statek!
HK zwlekał z odpowiedzią. Zo miała ochotę chwycić jego procesor i mocno nim
potrząsnąć. Trudno było jej sobie wyobrazić, że Whiphid mógłby bezczynnie
obserwować, jak działa Sithów rozsadzają jego statek na kawałki, ale nie
widziała go od chwili, gdy wyszedł z hangaru, i jeśli droid coś wiedział...
- Możesz zdezaktywować działa? - zapytała.
HK zabrzęczał z rezygnacją.
- Nie w sposób zdalny... już nie.
- Co możemy z nimi zrobić? Jeszcze chwila i strącą statek!
- Główny system kontrolny znajduje się w wieży - wyjaśnił droid. - Może udałoby
mi się przejść na sterowanie ręczne. Ale wtedy musiałbym...
Bum! Kolejny grad pocisków, największy jak dotąd, uderzył w  Mirocawa" od
spodu, niemal przewracając go na bok. Zo wskoczyła na fotel drugiego pilota i
zapięła pas bezpieczeństwa, owijając nim sobie ramię i talię. Spod śniegu
wysuwały się całe rzędy durastalowych wieżyczek, a umieszczone na nich działa
posyłały w kierunku statku kolejne fale czerwonych impulsów.
- Ląduj! - krzyknęła do Frode'a, wskazując mu miejsce, gdzie wieża Scabrousa
wznosiła się do góry niczym wskazujący ich oskarżycielskim gestem palec.
Frode nie wykłócał się - przechylił stery i  Mirocaw" runął w dół,
przelatując nisko nad budynkami Akademii, by po chwili znowu wznieść się
wyżej. Przez chwilę szczyt wieży przypominał płaski, czarny, oświetlony od
spodu dysk. Rozległo się zgrzytanie metalu o metal, gdy  Mirocaw" lądował na
dachu. Kolejna seria ognia blasterowego przecięła powietrze tuż przed nimi, a
kilka ostatnich pocisków uderzyło w bok statku i rykoszetowało. Gdy poddała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl