[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się wokoło mętnym wzrokiem. Wyprostował się i odwrócił gwałtownie, przewracając krzesło.
- Przepraszam - mruknął. Potykając się wyszedł na korytarz, ruszył do windy i zjechał
do podziemi, gdzie mieścił się parking.
 Dlaczego, na Boga, opiekuje siÄ™ AnnÄ… genetyk?! Dlaczego faszeruje jÄ… tak ogromnymi
ilościami prochów? Dlaczego ona nie jest w szpitalu? Wyszedł pospiesznie z windy i
skierował się do samochodu.
 Nie, Spear przecież wie, co robi. Wezwał Sorensena, bo on jest najlepszy, to
prawdziwa sława i... Przystanął przy swoim corradzie, opierając się o karoserię. Czuł się tak,
jakby za chwilę miała mu eksplodować czaszka. Oparł czoło o dach samochodu.  Sorensen nie
miał przy sobie torby. Zabrał Annę do innego pokoju w domu Speara, żeby ją zbadać, ale
widzieliśmy, jak przyjechał. BYA BEZ TORBY!
Natomiast, kiedy wychodził, trzymał w ręku torbę. Musiała być wcześniej w domu
Speara - czekała tam na niego!
- O Boże!
 Nie, Spear jest w porządku, on chce pomóc. Jest dobrym...
Podniósł głowę i z całej siły walnął nią w dach samochodu.  Spear to dobry człowiek .
Za drugim razem uderzył jeszcze mocniej, aż w dachu zrobiło się wklęśnięcie.
( To dobry człowiek ).
- Odpieprz się! - krzyknął. Kolejne uderzenie. Głowę rozrywał mu piekielny ból, ale ten
natrętny głos w jego umyśle zaczynał cichnąć.
- ODPIEPRZ SI, SPEAR!
Przy następnym uderzeniu poczuł, że pęka skóra na czole. Krew spłynęła mu na brwi.
 Dobry...
- SPIEPRZAJ Z MOJEJ GAOWY!
Kiedy przebrzmiało echo jego ryku zorientował się, że stoi z pięściami uniesionymi nad
głową, jak gdyby spodziewał się ataku z góry.
Cisza, w której słyszał tylko swój chrapliwy oddech.
Wsiadł do samochodu i obejrzał twarz w lusterku. Dookoła potężnego rozcięcia na
czole wyłaniał się już ciemny siniec. Włączył silnik i tyłem, z dużą szybkością, wyjechał z
garażu.
Kiedy oddalał się od Tottenham Court Road stwierdził, że pierwszy raz od wielu
tygodni ma jasny umysł. Gniew całkowicie usunął skutki wypitego alkoholu, tak samo jak
zdradliwe szepty Speara.
W momencie gdy pędził po zjezdzie z autostrady M40, zauważył, że jest śledzony.
Czerwone porsche 959. Zwolnił i zjechał na skrajny pas, porsche za nim. Pozwolił mu się
zbliżyć, patrząc ciągle w lusterko. Zza szyby samochodu przyglądały mu się zezowate oczy
Vercoe a.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Kiedy podjechał pod dom, nie wysiadł od razu. Po chwili czerwone porsche
zaparkowało jakieś pięćdziesiąt metrów za nim. Dopiero wtedy wysiadł chwiejnym krokiem,
udając pijanego. Podszedł do drzwi domu. Udawał, że nie może sobie poradzić z kluczami, w
końcu zamek ustąpił. Będąc już w środku, doświadczył uczucia specyficznego uspokojenia.
Lata niepewności skończyły się. Najgorsze już się wydarzyło, niech więc zacznie się bitwa!
- Lauris? - zawołał.
Nie było jej ani w salonie, ani w kuchni, chociaż paliły się tam światła. Poszedł na górę.
Drzwi do pokoju Anny stały otworem. Lauris nabierała łyżeczką jeden z tych przejrzystych
płynów, które zostawił Sorensen. Anna leżała nieprzytomna, miała lekko rozchylone usta.
Lauris odstawiła buteleczkę i uniosła głowę. Anna zacharczała i zamrugała powiekami.
Sorensen dawał jej codziennie zastrzyk uspokajający,  dla pewności, żeby dobrze spała .
Spała? Biedne dziecko było nafaszerowane prochami po same uszy. Straciła już dobre parę
kilogramów wagi, policzki miała zapadnięte, pod oczami wielkie sińce. Wyglądała, jakby
umierała.
Lauris przystawiła łyżkę do jej warg.
- Nie! - powiedział David. Ayżka drgnęła w dłoni Lauris i cały płyn rozlał się na
poduszkÄ™.
- Och, David, popatrz, co przez ciebie zrobiłam! - Odwróciła się i sięgnęła po
buteleczkę. David podszedł, złapał ją pierwszy i roztrzaskał o ścianę.
Lauris patrzyła na niego z otwartymi ze zdziwienia ustami.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała.
Nachylił się nad Anną i otarł jej pot z czoła.
- Próbuję ocalić jej życie.
- Sądzę, że nie powinniśmy ignorować zaleceń doktora Sorensena.
- Ona wcale nie jest chora. - Popatrzył na Lauris. - Nie ma żadnego wirusa. Spear musiał
jej podać zatrute jedzenie podczas lunchu. Sorensen poczekał, aż wystąpią objawy i wpakował
w nią całą masę trankwilizatorów. Oczy Lauris były zasnute mgłą.
- Ale pan Spear, on przecież...
- Tak, wiem: jest dobrym człowiekiem. - Podszedł do niej i chwycił ją za ramiona. -
Posłuchaj mnie, kochanie. Nie rozumiem dokładnie, o co chodzi Spearowi, ale wiem, że
jesteśmy w niebezpieczeństwie. - Lauris odwracała głowę to w lewo, to w prawo, starając się
nie patrzeć Davidowi w oczy. Potrząsnął nią mocno.
- Słuchaj! Spear narzucił nam jakąś psychiczną blokadę, przez którą wierzymy, że on
nie chce nas skrzywdzić. Ostatniej niedzieli, kiedy weszłaś do jego gabinetu, byłaś przekonana
- i całkiem słusznie - że należy się go obawiać. Kiedy stamtąd wyszłaś, myślałaś o nim jako o
wspaniałym facecie. Przemyśl to i zapytaj samą siebie, jak to się stało? Co sprawiło, że nagle
tak bardzo zmienił się twój stosunek do niego?
- Nie! - Lauris uwolniła się z jego uścisku i odsunęła się. - Nie! Mylisz się, David. To
dobry człowiek. On pragnie tylko pomóc. Anna jest chora, a on chce, żeby wyzdrowiała. On...
Anna jęknęła.
- Jeśli coś się jej stanie, David...
- Słuchaj, dlaczego ktoś z infekcją wirusową musi być nieprzytomny? Spróbuj to
przemyśleć. No, dlaczego?
- Doktor Sorensen to dobry lekarz. Nie do nas należy kwestionowanie tego, co zaleca
Annie.
David głęboko odetchnął. Wyciągnął rękę w stronę łóżka.
- Przypatrz się jej, Lauris. To nasza córka. Cierpi, bo to Sorensen zadaje jej cierpienie!
- Nie, David, myślę, że się mylisz i mam zamiar dać jej lekarstwo. Jeśli zamierzasz mnie
powstrzymać...
Podszedł do niej. Próbowała się cofnąć, ale on był szybszy. Wymierzył jej siarczysty
policzek. Zatkało ją, uniosła rękę do twarzy.
- Lauris, nie mamy wiele czasu. Otrząśnij się z tego! Ja to zrobiłem więc i ty potrafisz.
- Zwariowałeś! - powiedziała, z trudem łapiąc powietrze. - Kompletnie zwariowałeś!
Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę łóżka, tak że jej twarz znalazła się tuż przy twarzy
Anny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl