[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naprawdÄ™, no i te kajdany...
Potrząsnął z zatroskaniem głową.
- Przynieś apteczkę z samochodu. A potem jedziemy do sklepu i po porządne narzędzia do
piłowania. Gwarantuję ci, że zaraz poczuję się lepiej. - Wylazłem z pokoju, dzwoniąc kajdanami
jak galernik. - I dzięki za pomoc w porę.
- Pomyślałem, że coś się mogło stać. Nie dzwoniłeś bardzo długo. Więc postanowiłem zbadać to
miejsce. Ten dryblas, który prowadził ciężarówkę, pojechał do Słonecznego Miasta. Zledziłem go
do momentu, kiedy skręcił w tamtym kierunku na komputerostradę.
- A Kaizi?
- Chyba jest w banku. Przynajmniej jego samochód stoi na zewnątrz. Sprawdziłem to, zanim tu
przyszedłem. Pomyślałem więc, że chociaż sprawdzę, co tu się dzieje.
- Działo się sporo... Zadzwonił telefon. Odebrał.
- Już jedziemy. Obaj - powiedział i wyłączył się. - Bolivar zakończył pracę. Chce nas widzieć
natychmiast.
- Czy jest tu w mieście wypożyczalnia helikopterów?
- Jest. Ale najpierw narzędzia... Dopiero potem słoneczne przedmieścia.
Zatrzymał się przed sklepem z narzędziami i znikł w nim na dłuższą chwilę. Pojawił się z
dekompozerem wiązań molekularnych. Rzucił mi go i wskoczył do samochodu. Włączyłem
maszynkę i skierowałem ją na kajdanki. Cienkie pole energii niszczyło wiązania atomowe metalu,
który powoli tracił cząsteczki. Zanim dojechaliśmy do lądowiska helikopterów, zdążyłem już
nawet wetrzeć krem w poranione nadgarstki. Miałem zamiar wyrzucić dekompozer wraz z
resztkami kajdanek, ale zmieniłem zdanie i schowałem urządzenie do kieszeni.
Licencja pilota gwiezdnego, połączona ze sporą gotówką, potrafi zdziałać cuda. Helikopter wkrótce
był nasz. Wskoczyłem do niego szybko.
- Rozmawiałem z Bolivarem - opowiadał James, gdy wystartowaliśmy ostro w górę. - Ciężarówka
Igora jest na zewnątrz domu. Chciał tam wejść, ale powiedziałem mu, żeby na nas zaczekał.
Skinąłem głową.
- Trzech to zawsze lepiej niż jeden. Czy to jest maksymalna prędkość tego gruchota?
- Na pełnej mocy. Powiedziałem mu, żeby znalazł jakieś sensowne miejsce do lądowania.
Lecieliśmy szybko, ale wciąż miałem wrażenie, że za wolno. W mojej głowie myśli wirowały
równie prędko jak śmigło nad naszymi głowami. Po co Igor pojechał do domu? Może to właśnie
Angelina była powodem jego podróży? Nie skrzywdzi jej raczej bez rozkazów Kaiziego. Ale jakie
były rozkazy szefa? W głowie mi się kręciło, a żołądek dawał znać o sobie gwałtownymi
skurczami. Bolał mnie też bok. Pogrzebałem głębiej w apteczce i znalazłem medyczną brandy.
- Ja nie, prowadzę - powiedział James. - Ale tobie chyba się przyda.
- Chyba tak. - Alkohol piekł moje poranione wargi, ale bardzo korzystnie wpłynął na żołądek. Czy
byłem już za stary na takie rzeczy? Tak się z pewnością czułem. Naprawdę uważałem w tym
momencie, że najlepsze lata mam już za sobą.
- Zbliżamy się. Widzę miejsce lądowania - James mówił do telefonu. - Bolivar, czy to ty machasz?
Dobrze. Siadam.
Wskoczyliśmy do samochodu, jeszcze nim śmigło helikoptera przestało się kręcić. Bolivar spojrzał
na moją twarz i wszystkie bandaże, ale nie komentował. Ruszyliśmy z piskiem opon.
- Opowiadaj w skrócie - poleciłem.
- Ciężarówka jest obok domu. O ile wiem, w domu jest tylko Igor i robot. Plany budynku są na
siedzeniu koło ciebie.
Duży, bardzo duży. Zawierał co najmniej dziesięć, nie, dwanaście pomieszczeń. Zamknięta bryła,
nie licząc werandy na jednej ze ścian. Wedle rzutu bocznego był zbudowany na płytach
betonowych i nie miał podziemi. Popatrzyłem na to podejrzliwie i wskazałem palcem na planie.
- Wszystkie pokoje mają okna - powiedziałem.
- Jak większość pokoi - odparł Bolivar.
- Na moje żądanie Kaizi zrobił film, aby udowodnić mi, że Angelina jest bezpieczna. I pokój, w
którym przebywała, był oświetlony wyłącznie sztucznym światłem. Nie miał okien.
- Może film nakręcono w nocy?
- Nie. Kaizi wyjechał rano. Wrócił przed zmrokiem. Bolivar spojrzał na plany.
- Jeśli jakiś pokój będzie miał zakryte okna, trzeba go sprawdzić na początku. Przyjrzymy się temu
z zewnÄ…trz.
- A jeśli wszystko jest odsłonięte? - I nagle sam sobie odpowiedziałem. - Pamiętacie bank? Jak
Kaizi ukrył te niby skradzione pieniądze?
- Oczywiście - odparł Bolivar. - Sekretny pokój poniżej. Jeśli mógł go zbudować w banku
pośrodku miasta, tym bardziej mógł to zrobić tutaj, w prywatnym domu na przedmieściach.
James zahamował i wskazał przed siebie.
- Budynek jest za rogiem. Zasłaniają go drzewa.
Rozdział 24
Wyszliśmy z samochodu i James właśnie go zamykał, gdy usłyszeliśmy dzwięk uruchamianego
silnika ciężkiego bez wątpienia pojazdu.
- To ciężarówka Igora - stwierdził James. - Była zaparkowana przed domem. Co robimy?
Pozwalamy mu jechać i śledzimy go?
- Nie - zdecydowałem szybko - zatrzymujemy go. Istnieje duża szansa, że Angelina jest albo w
ciężarówce, albo w domu. Tak czy siak, Igor może coś wiedzieć.
- To może być bardzo niebezpieczne... - zaczął Bolivar z wahaniem.
- Taka jest moja decyzja - uciÄ…Å‚em.
Słyszałem zbliżającą się ciężarówkę, która skręciła już na drogę. Stanąłem na środku i uniosłem
rękę.
Tak się martwiłem o Angelinę, że zapomniałem, jak wyglądam. No bo w końcu nie byłem sobą.
Miałem ohydnie zniekształconą twarz Iby, upiększoną dodatkowo świeżymi opuchliznami. I
takiego właśnie zobaczył mnie Igor. Efekt był dość dramatyczny. Zobaczyłem przez szybę, jak na
jego twarzy pojawia się przerażenie. Potem pochylił się nad kierownicą i poprowadził ciężarówkę
wprost na mnie. Uskoczyłem gwałtownie i przeturlałem się po chodniku tuż obok chłopców.
- Zatrzymajcie go! - krzyknąłem. Skrzywiłem się, czując, że na mojej twarzy pojawiły się kolejne
zadrapania.
Maszyna, nad którą Igor najwyrazniej utracił panowanie, pognała wprost przed siebie, ścinając
zakręt, i wylądowała na młodych drzewkach, które rosły przy drodze. Cienkie pnie zgięły się i
popękały, ale wytrzymały uderzenie. Nie były oczywiście tak silne jak stare drzewa, ale ciężarówka
też nie była znów taka pancerna. Koła kręciły się jeszcze przez jakiś czas, ale powgniatany wóz
zakleszczył się na dobre, a silnik wydał w końcu ostatnie spazmatyczne warknięcie i zamarł.
James dopadł pierwszy kabiny szofera i otworzył drzwi. Bezwładne ciało Igora wysunęło się ze
środka i byłby upadł wprost na głowę, gdyby James nie zdołał go pochwycić i złagodzić upadku. Ja
też wszedłem do środka. Angeliny tam nie było. Nie było jej też z tyłu w pace - upewniłem się,
zaglÄ…dajÄ…c przez okienko z szoferki.
- Połóż go na plecach, przesuń język, żeby nie blokował dróg oddechowych - komenderował
Bolivar. - Tak dobrze. Puls?
- Bardzo słaby, szybki i nieregularny.
- Atak serca? - spytałem.
James przytaknął i rozejrzał się. Wokół znajdowało się kilka domów, ale były na tyle oddalone od
drogi, że prawdopodobnie tylko my widzieliśmy wypadek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]