[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pamięć, nie tylko własną, ale i przodków.
Co prawda, z daleka od innych cywilizacji, w ciÄ…gu tysiÄ…ca lat nasze wspomnienia mocno
zbladły. Nie zatrzymaliśmy w głowach prawie żadnych danych o technice, za to świetnie
pamiętaliśmy starożytne języki, przekazywaliśmy sobie pradawną historię, znaliśmy na pamięć
święte księgi różnych religii. Ze skóry pitahów nauczyli się robić cienkie kartki podobne do
papierowych, z kory drzew gri twarde okładki. Strony naszych książek sklejaliśmy smołą z
krzaków tiun, a pisaliśmy piórami ptaków, napełniając je ciemnym sokiem drzewa żu. W ciągu
stuleci stworzyliśmy ogromną bibliotekę, odbudowując kulturę Starej Ziemi. A sami dalej żyliśmy
z polowania, zbieractwa i rybołówstwa.
Kiedyś na Tortugę przylecieli ludzie na trzech ogromnych statkach. Zamierzaliśmy pokazać
im nasze książki: chcieliśmy się z nimi zaprzyjaznić, współpracować, liczyliśmy, że pokażą nam
inne planety w zamian za naszą wiedzę i korzystanie ze skarbów naszej przyrody. Ale ci ludzie,
którzy nazywali siebie ketczerami, nawet nie chcieli z nami rozmawiać. Zabijali pitahy ze swoich
strzelb i ładowali tusze na swój statek. Potem przylatywali jeszcze kilka razy i w rezultacie wybili
wszystkie pitahy, wszystkie co do jednego. Chociaż nie... ostatni statek załadowali żywymi
zwierzętami. To zapamiętaliśmy bardzo dobrze.
W ten sposób skończyło się nam jedzenie. O mało nie umarliśmy z głodu. Kiedy nowe
statki wylądowały na planecie, nabraliśmy odwagi i postanowiliśmy zaatakować jeden z nich, który
był najsłabiej uzbrojony. Okrutnie zamordowaliśmy wszystkich, którzy znajdowali się w środku.
Ketczerowie nie byli myśliwymi, raczej naukowcami; nawet nie potrafili porządnie strzelać.
Obserwowali wszystko i nawet nie próbowali odbić zagarniętego przez nas trofeum. Wsiedli do
swoich latających statków i przerażeni opuścili Tortugę. Na zawsze.
A my przysięgliśmy sobie, że znajdziemy ketczerów i zemścimy się. Tak nazywaliśmy
wrogów, wszystkich ludzi przylatujących z nieba. A teraz sami podążyliśmy w górę. Nauczyliśmy
się kierować statkiem, przecież nie na darmo przez wiele wieków przekazywaliśmy z jednego
pokolenia na drugie zdolność czytania i wiedzę ze starożytnych książek. Nasza załoga wyruszyła w
kosmos. Pierwszy statek, który spotkaliśmy, uznaliśmy za statek ketczerów. Zaatakowaliśmy go i
po zabiciu całej załogi zawładnęliśmy ładunkiem. To był zwyczajny statek handlowy z dużym
zapasem konserw. Spodobała nam się taka akcja. Przecież ratowaliśmy naszych braci przed
śmiercią głodową. Wróciliśmy na planetę, ale nabraliśmy upodobania do walki ze statkami. %7ładna
siła na świecie już nie mogła nas powstrzymać.
Tak bukanierzy stali siÄ™ piratami.
Do tej pory szukamy ketczerów. Tych pierwszych, prawdziwych Jednak minęło dużo czasu
i nikt już nie wie, gdzie można ich znalezć. Czasami Morgan obiecuje, że zbierze najlepsze głowy
Galaktyki, by rozwiązać ten problem. Ale on kłamie. Ma nas gdzieś.
A jak bukanierzy trafili na Jamajkę zapytał Jason, korzystając z tego, że kapłan zrobił
przerwÄ™. I kto teraz mieszka na Tortudze?
ZacznÄ™ od drugiego pytania. Na Tortudze mieszkajÄ… ci sami ludzie, co tutaj: flibustieny,
bukanierzy, witalierzy i prywatierzy. Ale teraz są tam kiepskie warunki do życia. Po zagładzie
pitahów załamała się równowaga ekologiczna, rzeki i jeziora stały się bagnami, lasu zaczęły gnić.
Jest tylko kilka wysp na największych jeziorach, gdzie można mieszkać, nie bojąc się
krwiożerczych owadów. Właśnie tam znajdują się kosmiczne bazy flibustierów i farmy
prywatierów. Bukanieny dalej polują, a witalierzy... Nie mam pojęcia, czego mogą tam szukać.
Przecież Szpanów na Tortudze nigdy nie było, a my nie mieliśmy zwyczaju zakopywania
wartościowych rzeczy.
Teraz kolej na pierwsze pytanie. Kiedy na dobre zostaliśmy piratami, a nasza flota,
składająca się ze zdobycznych statków, liczyła już ponad dwadzieścia jednostek, na planecie jakby
znikąd pojawił się Stary Sus.
Jasonem wstrząsnął tak silny dreszcz, że nawet kapłan to zauważył.
Właśnie Stary Sus powtórzył. Tak nazywał się ten człowiek. chociaż wyglądał
bardzo młodo. Myśmy do tego czasu stali się złymi ludzmi. Zabijaliśmy każdego, kto wpadł nam w
ręce, tak na wszelki wypadek, po prostu, za nic. Jego też chcieliśmy zabić. Ale Stary Sus
powiedział dziwne słowa: Panowie bukanierzy, potrzebne mi są wasze książki . Skąd się
dowiedział o naszych książkach? Już chyba od dwudziestu lat nikt się nimi nie interesował, nawet
my sami.
Wasza siła jest w waszych książkach, panowie powiedział. Więc zaczęliśmy go
słuchać bardzo uważnie.
Załaduję te woluminy (nie każdy zna to dawne słowo, ale Stary Sus tak właśnie
powiedział) do swojego statku kosmicznego i zabiorę je na inną planetę. Nazywa się Jamajka.
Macie wielką przyszłość, panowie bukanierzy, ale nie tutaj, tylko tam. Ta planeta powinna zginąć.
Ale na pewno potraficie podbić Jamajkę. Ludzie mieszkający na niej nie są dla was konkurencją.
Ale to jeszcze za mało. %7łeby nabrać znaczenia w Galaktyce tak właśnie powiedział: w
Galaktyce! potrzebujecie dużo pieniędzy. W zamian za książki .
Zastanowiliśmy się. Proponował korzystną transakcje.
Powiem więcej dodał Stary Sus. W końcu książki i tak wrócą do was. Zgódżcie się.
Nie ma tu żadnego oszustwa, o wszystkim zadecyduje los .
Cały czas mówił bardzo dziwnie.
I wtedy John Silver, najbardziej trzezwo myślący człowiek, który już dawno został naszym
nieformalnym przywódcą, zapytał: Dlaczego mamy ci wierzyć, przybyszu? Nawet cię nie znamy,
nie wiemy, skąd się wziąłeś. Nasza gwiezdna flota ma całkowitą kontrolę nad przestrzenią
okołoplanetarną i jestem pewien, że żaden statek nie zbliżał się do tej planety w ciągu ostatnich
dwóch lat .
Masz rację, Johnie odpowiedział Stary Sus nie przyleciałem na waszą planetę,
przyszedłem do was spod ziemi. Tak jest prościej. Podróżuję między planetami w inny sposób.
Przez...
Tu powiedział słowo, którego do dzisiaj nie wolno wymówić na Jamajce, tym bardziej w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]