[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wcale nie miała zamiaru rozpaczać. Był głupi i próżny. Straciła już nadzieję ujrzeć w jego
tępych oczach jakieś czarujące spojrzenie, a cóż jest wart mężczyzna, który nie potrafi być
czarujący?
Nie pojawił się również w niedzielę i następnego ranka. Gdy parkowała samochód w
sercu osiedla, przyszło jej na myśl, że nikt nie wie nawet, iż tu przyjechała. Mogłaby zginąć,
a długo nikomu nie przyszłoby do głowy jej szukać. Tak było ze staruszkiem, z opowieści
Anne-Marie, leżącym w zapomnieniu na swym ulubionym fotelu z wydłubanymi oczyma,
podczas gdy muchy ucztowały, a masło jełczało na stole.
Niedużo czasu zostało już do Ogniska i podczas weekendu mały stosik opału na
Butt's Court urósł do znacznych rozmiarów. Nie wyglądał zbyt stabilnie, ale nie powstrzymało
to gromadki chłopców przed wdrapywaniem się na niego i drążeniem jam. Większość
materiału stanowiły meble, skradzione z pewnością z opuszczonych mieszkań.
Powątpiewała, by w ogóle się zapaliły, a jeśli nawet to na pewno będą okropnie kopcić.
Czterokrotnie, gdy szła do Anne-Marie, zaczepiały ją dzieci, prosząc o pieniądze na
fajerwerki.
- Daj pani co łaska, na ładną buzię - krzyczały, choć żadne nie miało ładnej buzi. Nim
stanęła na progu, opróżniła kieszenie z drobniaków.
Tym razem zastała Anne-Marie, choć nie dostrzegła u niej powitalnego uśmiechu.
Gospodyni patrzyła po prostu na gościa, jak zahipnotyzowana.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam... Anne-Marie nie odpowiedziała.
- ...wpadłam dosłownie na słówko.
- Jestem zajęta - oznajmiła w końcu Anne-Marie. Tym razem nie zaprosiła do środka,
nie zaproponowała herbaty.
- Ach, cóż... to nie potrwa dłużej niż chwilkę.
Gdzieś w głębi domu otworzyły się drzwi i przez mieszkanie przeleciał podmuch
wiatru. Nad podwórkiem uniosły się papiery. Helen widziała jak fruwają w powietrzu niczym
wielkie białe ćmy.
- O co ci chodzi?
- Chciałabym tylko porozmawiać o tamtym staruszku. Kobieta zatrzęsła się ledwo
dostrzegalnie. Wyglądała na chorą
Helen wydawało się, iż jej twarz ma barwę i fakturę czerstwego ciasta. Jej włosy były
proste i tłuste.
- Jakim staruszku?
- Ostatnim razem jak tu byłam, opowiedziałaś mi o starym człowieku, który został tu
zamordowany, pamiętasz?
- Nie.
- Powiedziałaś, że mieszkał w sąsiednim bloku.
- Nie przypominam sobie - odrzekła Anne-Marie.
- Ale przecież wyraźnie mówiłaś...
W kuchni coś spadło na podłogę i pękło. Anne-Marie wzdrygnęła się, ale nie ustąpiła
z progu, ramieniem blokując Helen wejście do mieszkania. W przedpokoju walały się
dziecięce zabawki - poszarpane i zmaltretowane.
- Dobrze się czujesz? Anne-Marie potaknęła.
- Mam sporo pracy - oznajmiła.
- Więc nie pamiętasz, abyś w ogóle mówiła mi cokolwiek o staruszku?
- Musiałaś mnie źle zrozumieć - odparła Anne-Marie, a potem ściszyła głos. - Nie
powinnaś tu przychodzić. Każdy to wie.
- Co wie?
Dziewczyna zaczęła dygotać.
- Nic nie rozumiesz, co? Wydaje ci się, że ludzie nie mają oczu?
- Co to ma za znaczenie? Pytałam po prostu...
- Nic nie wiem - uprzedziła ją, - Cokolwiek ci powiedziałam, kłamałam.
- No cóż, w każdym razie dziękuję - odparła Helen, zbyt zdumiona zawiłymi
ostrzeżeniami, aby naciskać dalej. Niemal natychmiast, gdy odwróciła się od drzwi, usłyszała
za sobą zgrzyt zamykanego zanika.
*
Rozmowa była tylko jednym z wielu rozczarowań, jakie przyniósł ten ranek. Helen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]