[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ciebie, jak ludowi biednemu
Zaradzać ciebie nauczę.
DZIENNIKI, TOMIK II
Idz więc, na ustach z pieśniami Wolności, zgody, równości Stań nad tej ziemi
tłumami, Bądz bohaterem ludzkości..."
Ukląkłem w cichej pokorze, Słuchałem pieśni z pokorą... Ona się wzniosła ku
górze I znikła za chmurną korą... Gdym się obudził z uśpienia, Nad głową
gwiazdka błyszczała;
Chmur już nie było, ni cienia,
Jutrzenka w dali wstawała.
Lira drgała jeszcze wciąż,
Struny brzdąkały wciąż jeszcze,
Struny brzdąkały, wiąż nas, wiąż
Serce kołatało wieszcze...
Wziąłem mą lirę kochaną I znikła za chmurną korą... W dal siną biegłem,
nieznaną, Zimy okrytą śniegami. Na wschód, Na wschód! Na zimy chłód Leciała
pieśń!
Precz z carem, w imię wolności! Obudz się ze snu, ludzkości, Ożyw tę wzgardę, co
pierÅ› przenika,
Zakrzyknij śmiało:
Res-publica!
Przed wieczorem spotkałem się z Ludka i chodziliśmy długo. Mówiła mi, że był u
nich Szperl i na pytanie p. Koczanowicza, czy ja dostanÄ™ promocjÄ…
odpowiedział:
187
Popadł on w jakieś uśpienie poetyczne, z którego budzi się jak ze snu, gdy go
wyrwą do lekcji. Nie wiem nic jeszcze." Wieczorem byłem w teatrze na Halce*
Kiepsko śpiewali.
15 kwietnia (niedziela). Byliśmy w kościele katedralnym, gdyż czytano nam
manifest o dniu koronacji.* W kościele była H...
Wstążkę pąsową wplotła we włosy, W jedyny warkocz splątane,
W oczęta skryła całe niebiosy, Wszystkie uroki wiośniane.
I takim cudnym anielskim wdziękiem
Twarzyczka jej się odziała, %7łem do niej wołał modlitwy dzwiękiem:
Zwięta ma! cześć ci, cześć, chwała!
A ona klęcząc wparła oblicze W oblicze Chrysta cierpiące,
Przesłała dzwięki ducha dziewicze Pod stopy Jego krwią lśniące...
Chrystus popatrzał w serce jej czyste, Czyste jak krynic kryształy,
Pobłogosławił... szczęście wieczyste Obiecał w Królestwie chwały.
Ja, świętokradzca, znieważać śmiałem
Zwiętość jej modlitw mym wzrokiem,
Chciałem uwielbiać, porwany szałem, Anioła człowieka okiem...
Po południu widziałem ją znowu w ogrodzie, ona cudnie piękna!
Ach, jakżeż
188
DZIENNIKI, TOMIK II
Nie wiem, co ze mnie robi to jej kochanie. Stałem się lepszym, cnotliwszym.
%7ładna myśl grzeszna nie zatrzyma się na moim mózgu, ale za to bardziej jeszcze,
niż przedtem, rozmarzonym, niezdolnym do życia. Wiecznie jej oczy mię ścigają,
wiecznie...
Ja nigdy jeszcze nie kochałem, to pierwsza moja miłość w życiu, która mię tak
uświęca, uszlachetnia... Co ze mną będzie?
Wieczorem o 8 byłem u pana Sienickiego. Przyjął mię bardzo grzecznie, udzielił
wiele rad. Prosił mię, aby, gdy pojadę na święta, napisać sprawozdanie spod Sw.
Krzyża, by pisać sprawozdania i z miasta i okolicy. Powieści mojej nie
przeczytał jeszcze, a o resztę moich powiastek prosił także. Byłem tam godzinę.
Po powrocie do domu pisałem drugą część (dramatyczną) mojego szkica nie-
historycznego.*
16 kwietnia (poniedziałek). Idąc do klasy spotkałem mego anioła. Z daleka
patrzałem na nią, by pózniej marzyć o tej mojej ukochanej westalce.
Gwiazdeczko moja, kraso Edemu, Hello! podobna kwiatu złotemu, Co w siódmym
niebie oddycha, Czysta westalko, wonna liii j o Drżąca nad wodą, co jej kielicha
Dotyka piersią... Ach, czyją, Czyją ty krasą ubrałaś lica, Czyimi włosy odziała
skronie Czy ci Przeczysta wlała dziewica Blask boski, co w oczach płonie?
17 kwietnia (wtorek). Znowu szczęśliwy dzień w moim życiu. Mówiłem z
niemieckiego i greckiego i dostałem dobre
KIELCE, 1883
189
stopnie. Po południu byłem u wujostwa Schmidtów w hotelu. Dowiedziałem się od
nich, że ojciec był słaby bardzo, ale teraz jest już daleko lepiej. Wieczorem
uczyłem się fizyki i geometrii i pisałem dalej część drugą powieści.
18 kwietnia. Dostałem od Frania Zaremby Quincunx Orzechowskiego w wydaniu z roku
1564. Jest tam także i Fi-delis subditus i Apokalipsa.* Biorę się zaraz do
czytania! Aby tylko znalezć chwilę czasu. Mówiłem z geometrii i dostałem 3.
Umiałem lekcją dobrze, w powtórzeniu tylko kilku formuł dawniejszych pomyliłem
się. Szperl powiedział mi:
H 3Haio, MTO BHI yHMiecb, HO HyjKHo STO Bce npwcBOHTb ce6e WHbiM cnoco6oM,
MMCHHO yHCHMTb ce6e nponcxo3KAeHne KajKflOH (t>n-rypbi, a Tor^a Sy^ere noMHHTb
sce 310 xopomo. *
Mówiłem o hiperboli.
Ten tydzień znowu jest dla mnie słodkim, spokojnym, szczęśliwym. Wynagrodzenie
to z rąk Matki za zwycięstwa odnoszone nad sobą. Takim spokojny, szczęśliwy,
tylko jej nie widziałem już tak dawno...
Wieczorem byłem u p. Wabnera, profesora greckiego, gdyż prosił mię, by mu
przepisać komedią Plauta, przełożoną na język polski przez niego. Byłem więc i
muszę się wziąć do tej podłej roboty, ale bądz co bądz będzie z tego jakaś
korzyść poznam Plauta. Komedia ta nosi tytuł: Trzygroszniak.*
Po powrocie do domu napisałem koniec mojej powieści. Nie wiem, jaki jej nadać
tytuł. Nie to to jednak, o czym marzyłem...
19 kwietnia (czwartek). Był ojciec i macocha. Ojciec zdrowszy, ale jeszcze
kupował lekarstwa. Chodziliśmy z ojcem po mieście i spotkałem Helenę. Od
czterech już dni nie widziałem jej. Uderzony zostałem widokiem jej i nie mogłem
ukryć wzruszenia nawet przed ojcem.
Na ostatniej lekcji Ruśkiewicz wyrwał mi z rąk kajet z moją beztytułową
powieścią. Boję się czegoś, bo przeczuwam, że nie tylko potępi moje zapatrywania
się na socjalizm, ale że z tego może wyniknąć między nami niezgoda. Zajęty
jestem ciągle tą myślą.
Po odjezdzie ojca długo marzyłem o aniele moim...
Nie takie palma, wichry kołysana,
Smutki i żale zawodzi, Jak moja dusza tęsknotą miotana
Do mego szczęścia powodzi...
Gdzieżeś ty, słonko moje, jaśniejące
Nad życia mego krańcami, Gdzieżeś ty, imię cicho brząkające
Liry mej biednej strunami?
Szczęście me znikło! Twoje to oczy
Zabrały mi je na zawsze. %7łycie się bardziej niż dawniej mroczy
I bardziej niż dawniej łzawsze.
Nigdy mi szczęście nie lśniło z czoła,
Zawszem był smutku dzieciną, I teraz serce przeczuciem woła,
Ze dni me smutniej popłyną...
Czemuż, och, czemu, święty aniele,
Stanąłeś mi w drodze życia? Czemuś udawać kazał wesele,
Czemuś mię wywiódł z ukrycia?
Sam z moim smutkiem żyłbym gdzie w cieniu,
Nieznany z ludzi nikomu, Przespałbym życie w boleściwym śnieniu,
Zród tłumu ludzi przeszedł po kryjomu.
A teraz, teraz... Dołóż moja biedna,
Wszedłem na świata bezdroże Wzięła mi serce ta dziewica jedna,
A swego mi dać nie może...
Ona miÄ™ cieszy, ona moja lira,
Widokiem swoim już samem Ucisza serce, co boleścią wzbiera,
Piosenki cichej balsamem...
20 kwietnia. Na lekcji polskiego pan Bem zeszedł do mnie z katedry i rzekł:
,,Bądż pan łaskaw przyjść do mnie dziś o godzinie 4 mam do niego interes".
Zjadłszy obiad udałem się tam zaraz. Spotkałem się z Hali-kiem i obaj poszliśmy
w stronę mieszkania profesora. Ponieważ nie było jeszcze 4, poszliśmy więc
kawałek w pole za miasto. Znalazłem tam 5 kop. na ziemi. Dziwnym mi się wydało
to proste zdarzenie: w tak ważnej chwili, jak sąd o moich ideach, znajduję
pieniądz co to może znaczyć?
O czwartej poszedłem.
Najpierw zapytał mię, co mi służyło za podstawę do tego
obrazu.
Nic.
Tylko na wyobrazni oparte?
Tylko.
Nie podoba mi się najpierw tendencja. Do kwestyj Wschodu my mieszać
się nie możemy nie powinniśmy! Myśmy starsi! W roku 1831 i 63 od nas
rozchodziły się promienie patriotyzmu na całą Europę, a my teraz mielibyśmy być
tak zimnymi, żeby aż z Petersburga ciepła tego pożyczać? Nigdy! Obawa pańska,
co się tyczy przyszłych losów naszych, nie jest uzasadnioną: zgnieść nas tak
bezkarnie nie mogą.i Czasy Karola Wielkiego lub Joanna Wasilewicza III minęły:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]