[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chociaż jego kompani z pewnością dobrze go ukryli. Szukamy też tak wykradzionych
R
L
T
towarów, jak i całej kontrabandy, która znikła ostatniej nocy z plaży. Jest jednak wątpli-
we, aby udało nam się coś odnalezć.
Ash też tak sądził. Tym bardziej że sir Feliks nie sprawiał wrażenia, jakby spieszy-
ło mu się do poszukiwań.
- Jak mogę pomóc?
- Dziękujemy, ale nie trzeba. Przyjechał pan za pózno. - Sędzia skierował konia w
kierunku domu.
Ash zeskoczył na ziemię i podszedł do siedzących przy drodze celników.
- Wiecie, kto was zaatakował?
- Nie, byli zamaskowani, na głowach mieli kaptury, zresztą wszystko odbyło się
zbyt szybko. Akurat jedliśmy, kiedy do środka wpadło sześciu mężczyzn wymachują-
cych pałkami. Walili nas po głowach, dopóki nie opadliśmy bez sił na ziemię. Krzyczeli-
śmy, ale nikt nie przyszedł z pomocą.
- A jakżeby inaczej! - dodał drugi. - Przecież to oczywiste, że dostali jakąś część
łupu za to, że niczego nie zobaczą ani nie usłyszą.
- Co to było? Herbata? Brandy? - spytał Ash.
- Też, ale także i papierosy, jedwab... Przepadło to, co zdobyliśmy na plaży. Mówi-
łem, że nas dwóch to za mało, i miałem rację, ale sir Feliks uparł się i postawił na swoim.
A przecież trzeba by całego oddziału, żeby powstrzymać przemytników.
- Szkoda was - powiedział Ashley. - Idzcie do domu opatrzyć się. Jeśli przypomni-
cie sobie coś więcej, znajdziecie mnie u sir Feliksa. Przyjdzcie albo napiszcie. Jestem sir
Ashley Saunders. - Wręczył każdemu po pół gwinei i dosiadł konia.
Nie pojechał jednak prostą drogą do domu. Wybrał tę prowadzącą wzdłuż wybrze-
ża. Fala przypływu wezbrała i cofnęła się, zostawiając wygładzony piasek. Tam, gdzie
woda nie docierała, zaczynały się wydmy porośnięte trawą. Tutaj też niczego nie do-
strzegł, wiatr zasypał ślady końskich kopyt, męskich butów, kół powozów. Przemytnicy
świetnie wybrali noc na rozładunek. Ash przeniósł spojrzenie na bagna, okalające za-
chodnie krańce wioski. Nie odważyłby się na nie zapuścić, człowiek nieznający ich do-
brze nie przeżyłby przeprawy. Dobra kryjówka na przemycone towary, ale aby przynio-
sły zysk, należało je jak najszybciej sprzedać. Przestępczy baronowie z pewnością nie
R
L
T
dopuszczą, aby leżały tutaj dłużej, niż to konieczne. Zdecydował, że wróci w nocy poob-
serwować to miejsce.
Pippa siedziała przy oknie w swojej sypialni i patrzyła na morze. Widziała jadące-
go konno sir Ashleya. Był sam i wpatrywał się w piasek, jakby czegoś szukał. Pozornie
lekka konwersacja, jaką prowadzili w powozie, ożywiła wspomnienia, które uważała za
dawno pogrzebane w pamięci. Myliła się. Co prawda nie tęskniła za Edwardem. W koń-
cu zaakceptowała bolesny fakt, że nie kochał jej naprawdę, i doszła do wniosku, że nie
był wart jej uczuć. Niemniej zerwane zaręczyny stały się zródłem wielu upokorzeń: po-
wszechnie plotkowano i snuto domysły, upatrując przyczyny w rudowłosej grzesznicy.
Wtedy też ludzie zaczęli jej unikać.
Po pewnym czasie nauczyła się z tym żyć. Zaakceptowała fakt, że jest osobą eks-
centryczną, a nawet zaczęła przesadnie to podkreślać. Wkrótce nie zwracano już uwagi,
kiedy samotnie przemierzała wybrzeże w rybackich butach i obszernej pelerynie, a wiatr
rozwiewał i plątał jej włosy.
Teraz tamte dni ożyły w jej pamięci. Sir Ashley powiedział dokładnie to, czego
spodziewała się usłyszeć od Edwarda. Okazał współczucie, jakby wiedział, że potrzebuje
wsparcia. Czy wszyscy zdeklarowani kawalerowie są tacy mili? - zastanowiła się. A mo-
że po prostu wiedzą, jak sprawiać kobietom przyjemność? Ciekawe, czy rzeczywiście
mogliby zostać przyjaciółmi?
Będzie to raczej trudne, jeśli okaże się, że Ben wie coś o szmuglu albo że Nat jest
w to zamieszany. Musi być bardzo ostrożna w rozmowach z sir Ashleyem. Szkoda, bo
zdążyła go polubić. Często śmiała się w jego towarzystwie i czuła, że nie jest oceniana.
Może nawet któregoś dnia wyznałaby mu sekret o Philipie Kingu...
Głęboko pogrążona w myślach, ocknęła się dopiero na dzwięk głosu ciotki:
- Philippo, sir Feliks przysłał lokaja z zaproszeniem na kolację.
- Nie mam ochoty wychodzić. Jestem zmęczona i niepokoję się o Nata.
- Wiem, kochanie, ale nie możesz tego okazywać. A poza tym sir Feliks i sir
Ashley zaangażowali się w uwolnienie Bena. Wypadałoby zachować się grzecznie.
Oszalałabym, gdyby zmienili zdanie tylko dlatego, że potraktowałyśmy ich niestosownie.
R
L
T
- Masz rację. - Pippa wstała z westchnieniem. - Przebiorę się.
- Włóż coś ładnego. Ta zielona jedwabna suknia z pikowanym plastronem dosko-
nale podkreśla twoją figurę. To twój największy atut. - Mówiąc, wyjęła suknię z szafy i
otrzepała ją. - Spróbuj też coś zrobić z włosami. Przyślę Babette, kiedy skończy mnie
czesać.
- Dobrze, ciociu - powiedziała Pippa posłusznie i zaczęła rozpinać niebieską weł-
nianą sukienkę. - Ale jeśli myślisz, że będę spokojnie znosiła umizgi sir Feliksa, mylisz
się. Przejmuje mnie wstrętem. Nie wiem, co on we mnie widzi.
- No cóż, jesteś bardzo atrakcyjną młodą kobietą, jeśli tylko chcesz - odparła ciot-
ka. - I nie myślałam akurat o sir Feliksie.
- Sir Ashley? - Pippa roześmiała się. - Jest zdeklarowanym kawalerem. Sam mi to
powiedział. Zadecydowaliśmy o tym, że zostaniemy przyjaciółmi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl