[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdezorientowana.
- Tak, ciociu? SÅ‚ucham?
- Uspokój się, Mollie. Wszystko będzie w porządku.
- Tak, oczywiście. Jasne. - Cofając się od otwartego baga\nika, potknęła się
o krawę\nik, ale złapała równowagę. Oddychała z trudnością. Chyba przez to
rozrzedzone na tej wysokości powietrze.
- No, dalej. - Stryj Russ wyjął ich torby z baga\nika i ostro\nie postawił na
chodniku. Zerkając na Flynna, złapał walizkę Mollie, większą i cię\szą. - Tędy.
Stryj szedł przodem, za nim Flynn, Mollie i ciotka. Weszli do domu i Mollie
nagle przeniosła się w przeszłość. Wszystkie te Bo\e Narodzenia z
porozwieszanym po domu ostrokrzewem. I hałas du\ej rodziny. Niemal
wyobraziła sobie, jak za chwilę pojawi się dziadek, przebrany za Zwiętego
Mikołaja. W głównym holu zawsze wisiała jemioła. Oczyma wyobrazni ujrzała
nagle, jak ona sama siedzi cicho jak myszka na schodach, a jej rodzice całują się
pod jemiołą.
- Dobrze tu wrócić. Zbyt długo mnie nie było.
42
- Umieściłam cię na górze w twoim dawnym pokoju. A doktora Carlsona
po drugiej stronie holu. - Ciocia Von podniosła wzrok, nagle zmieszana. -
Chyba \e wolelibyście być razem.
- Nie woleliby - zagrzmiał stryj Russ. - Nie pod moim dachem. Nie z
jakimÅ› cholernym pisarzem.
- Postawił walizkę Mollie na ziemi i wpatrzył się wojowniczo we Flynna. -
Strzelałeś kiedyś z łuku?
- Owszem, proszę pana, strzelałem.
Stryj Russ wysunął szczękę. Ręce zwisały mu luzno, dłonie zamykały się i
rozwierały. Mollie znała ten widok. Dziesiątki razy obserwowała ojca, jak stał w
taki sam sposób. Zazwyczaj był to początek wielkiej sceny.
Nerwowo usiłowała odwrócić uwagę stryja.
- Zwietnie wyglądasz, stryju. Chyba spędzasz du\o czasu na dworze?
Biegasz?
Stryj Russ zignorował ją.
- Zobaczmy, jaki z ciebie zawodnik, Flynn. Chodzmy na podwórze za
domem.
- Russel - powiedziała ostro ciocia Von - Mollie i doktor Carlson są
zmęczeni. Pozwól im odpocząć:
Stryj Russ utkwił spojrzenie we Flynna,
- Tak? Potrzebujesz poobiedniej drzemki? Czy raczej poka\esz mi, co z
ciebie za mÄ™\czyzna?
Flynn postawił torbę na podłodze holu.
- No to chodzmy, Russ.
Gdy mę\czyzni zniknęli za drzwiami, Mollie bezradnie zwróciła się do ciotki.
- Co napadło stryja Russa?
- Jest alkoholikiem.
- Nie, nie tak naprawdę. - Mollie natychmiast ruszyła do obrony. - To
znaczy, wiem, \e pije, ale...
43
- Niemo\liwe. Mollie zapamiętała go całkiem inaczej.
Był normalnym człowiekiem, dobrym ojcem dla swoich dzieci. Rubasznym,
ale o złotym sercu.
- Od dziesięciu lat jest członkiem Anonimowych Alkoholików - wyjaśniła
ciotka - ale czasami zdarza mu się potknięcie. Akurat trafiliście na jedno.
- Och, ciociu, tak straszsie mi przykro. Nie miałam pojęcia.
- Chyba pamiętasz te gwiazdki, gdy menu ograniczało się do wina,
ajerkoniaku i rumu?
- Nie tak je zapamiętałam!
- Nie, oczywiście, nie mam ci tego za złe. Jak mogłabyś to pamiętać? Byłaś
tylko dzieckiem.
Ale przecie\ nie była ślepa ani głucha. Mollie przechowywała wspomnienia z
tamtych śnie\nych świąt jak skarby. Jak mogła być tak niewra\liwa?
- To choroba, Mollie. Nie tylko twój ojciec na nią zapadł. - Ciocia Von
pokiwała głową ze smutkiem. - A teraz lepiej chodzmy popatrzeć, jak twój stryj
robi z siebie durnia.
- Czy nic nie mo\na zrobić?
- Russ sam musi się z tego wygrzebać. Tym razem, wydaje mi się, niedługo
będzie miał dość.
Mollie czuła się zagubiona. Nie wiedziała, co ją bardziej szokuje: czy to, \e
stryj okazał się alkoholikiem, czy to, \e ciocia Von tyle lat to znosiła. Choroba,
tak? Na wykładach dla wolontariuszy Pomocnej Dłoni" te\ jej tak mówiono,
ale jakoś nie potrafiła do końca w to uwierzyć. Gdyby stryj Russ miał raka,
rozmawialiby o tym, cała rodzina podtrzymywałaby go na duchu. Nie byłby to
temat zakazany.
Na podwórku za domem stały trzy tarcze strzelnicze, podparte snopkami
słomy. Stryj Russ wręczył Flynnowi jeden łuk, dla siebie wybrał drugi.
- Ja pierwszy - oświadczył - \eby Flynn zobaczył, jak to się robi.
44
Ruchy nabrały pewności, gdy tylko ujął strzałę i osadził ją na cięciwie. Mollie
wstrzymała oddech. Tak strasznie przypominał jej ojca - niepewny i pijany, a
jednak, w jakimś sensie, wspaniały.
Wypuścił strzałę. Utkwiła blisko środka tarczy.
- Nie najgorzej jak na starego dziada, co, Mollie? Zobaczmy teraz, czy twój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]