[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chodz, zaprowadzę cię sam na dół.
Leila el Mugrabi siedziała jak przyklejona na swoim krześle, nogi miała całkiem miękkie.
W wielkim gmachu panowała kompletna cisza.
Przez opancerzone szyby ledwie było widać świat zewnętrzny.
Myśli kłębiły się w głowie kobiety.
W końcu jakoś wstała, trzymając się stołu i poszukała wzroku Atepa el Husseiniego.
Przyglądał się jej obojętnie. Przypomniała sobie, co o nim mówiono:
profesjonalista, zimny jak lód, pozbawiony uczuć, uformowany w bezlitosnej szkole
komunizmu...
Postąpiła w jego stronę, starając się nadać swojej twarzy szczególnie uwodzicielski wyraz.
Była świadoma swojej władzy nad mężczyznami.
Jeśli zdoła go podniecić, zyska przynajmniej na czasie.
Nagle upadła na kolana i objęła jego uda, z ustami na wysokości brzucha.
- Gotowa jestem zrobić, co pan zechce - wyszeptała błagalnie - tylko nie chcę umierać.
Generał el Husseini stał przez chwilę bez ruchu, a potem powiedział beznamiętnym głosem:
- W takim razie, być może jest coś do zrobienia. Wstań.
Szlomo Zamir tarmosił brutalnie swojego czerwonego psa, pogrążony w czarnych myślach.
Dzięki informacjom z podsłuchu, zebranym na bieżąco w biurze Jamala Nassiwa, od godziny
już wiedział, że zamach na agenta CIA się nie udał.
Wiedział również, że szef służby bezpieczeństwa nie ponosił żadnej winy za niepowodzenie
akcji.To go jednak wcale nie pocieszało.
Po raz dziesiąty przeczytał wyciąg z podsłuchu, który przy niósł mu Ezra Patir.
Był zawiedziony i zaintrygowany.
Od kilku dni wydawało mu się, że jeden z jego głównych celów w Mukhabaracie wie, iż jest
podsłuchiwany.
Zebrano tylko banalne informacje, jakby w tej instytucji omawiano teraz wyłącznie sprawy
mało ważne.
A przecież było to niemożliwe...
Szlomo miał wrażenie, że nagle stał się ślepy i głuchy.
W chwili, kiedy powinien być najlepiej poinformowany.
Operacja Gog i Magog osiągnęła punkt kulminacyjny.
Wszystkietryby machiny były dobrze naoliwione , wystarczyło tylko na cisnąć guzik.
Jednak wybór momentu nie zależał od Szlomo Zamira...
Nagle pojawiło się ziarenko piasku, które mogło sprawić, że operacja się nie powiedzie.
W tym przypadku również nie panował już nad sytuacją.
Zaczął się wyścig z czasem.
Czy zdąży unieszkodliwić to ziarenko, zanim ono spowoduje katastrofę jego projektu?
Wiele rzeczy od tego zależało, a on był bezradny w swoim biurze w Tel Awiwie, w odległości
stu kilometrów w linii prostej od Gazy.
Spojrzał na starego breitlinga, pamiątkę z czasów, kiedy służył w wojsku.
Był tak zaprzątnięty swoimi kłopotami, że zapomniał o upływie czasu.
Znalazł się w położeniu defensywnym, a tego nienawidził.
Nagle wydało mu się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu.
Stwierdził z żalem, iż musi przyspieszyć jeden z etapów operacji, z czym wiąże się pewne
ryzyko.
Niestety, musiał wybrać mniejsze zło.
Malko wysiadł z samochodu Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa naprzeciwko Commodore.
Auto natychmiast odjechało.
Przez ponad pół godziny Jamal Nassiw rozpływał się w usprawiedliwieniach, przepraszając za
incydent z LFWP i przyrzekając, że osobiście przeprowadzi śledztwo w tej sprawie. Pokazał mu
nawet list z przeprosinami, który napisał do Jeffa O Reilly.
Kiedy ten koncert hipokryzji dobiegł końca, rozeszli się każdy w swoją stronę...
Malko poszedł na górę, do pokoju.
Słońce zachodziło nad Morzem Zródziemnym oszałamiająco piękne.
Jednak atmosfera była pełna napięcia.
Od po nad pół godziny dwa izraelskie apache stały w locie wiszącym nad morzem,
naprzeciwko al Muntada, chociaż Arafat był nie obecny w swojej kwaterze.
Potem helikoptery zniknęły we mgle i napięcie opadło.
Za dzwonił telefon komórkowy.
Była to Kyley Carn.
- Malko! - powiedziała dziennikarka - właśnie wróciłam.
Czy zjemy razem kolacjÄ™?
- Z przyjemnością.
Właśnie zamierzał wyjść, kiedy zadzwonił hotelowy telefon.
- Someone wants to seeyou - oznajmiła recepcjonistka, wyraznie podenerwowana.
To mogli być tylko ludzie generała el Husseiniego.
Spojrzał na swojego breitlinga crosswind: była siódma trzydzieści.
Ky ley będzie chyba musiała na niego poczekać...
Nie pomylił się. Dwaj roześmiani, mało rozmowni, wąsaci mężczyzni zabrali go do czarnego
BMW i posadzili na tylnym siedzeniu.
Ruszyli natychmiast z piskiem opon.
Kiedy pojechali na wschód, zrozumiał, że nie jadą do piramidy .
Odległość do apartamentu generała była niewielka, podróż trwała zaledwie pięć minut.
Chociaż za każdym razem budynek wydawał się równie opustoszały, zaledwie Malko ruszył w
głąb hallu, natychmiast pojawiło się dwóch silnie zbudowanych mężczyzn z pistoletami
maszynowymi w garści.
Kiedy poznali Malko, złagodnieli, a potem jeden z męż czyzn wsiadł z nim do windy.
Generał pracował, siedząc przy stoliku do brydża, pośrodku swojego pustego salonu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]