[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byle dalej. Nie raz poradziłam sobie w niebezpieczeństwie, stawiałam czoło przeszkodom,
tam, gdzie się to nie udawało, zostawałam trochę dłużej. Poznawałam morską pianę i rzeki.
Nie wyobrażałam sobie, żebyś był gdzie indziej.
Najpierw popłynęłam na Korsykę, byłam pewna, że tam cię znajdę. Wsiadłam na
prom w Marsylii i przez całą noc patrzyłam w gwiazdy. Odkąd postanowiłam podnieść
głowę, czułam się lepiej. Patrząc na gwiaździste niebo, sięgałam wzrokiem poza sufit.
Pomagał mi księżyc. Kąpałam się w jego świetle na spokojnym morzu, wyobrażałam sobie,
że razem z jego promieniami przenikam głębiny.
Zostałam na mostku, nie mogąc przerwać tej przyjemności, jaką sprawiała mi
pierwsza noc na morzu. Odnalazłam spokój i intensywność, chciałam, żeby już nigdy mnie
nie opuszczały. Decyzja należała tylko do mnie. Tak, powinniśmy razem przeżywać tę
chwilę, powinnam czuć twoją brodę, opartą na moim czole, i twoje ramiona, obejmujące mnie
aż do świtu, ale byłam sama, a płacz niczego by nie zmienił. Gdybanie i żal nie
sprowadziłyby cię do mnie szybciej. Przeciwnie - osłabiłyby mnie. Pochyliłam się nad
parapetem burty, wiedząc, że za jego srebrzystą powierzchnią rozciągają się lodowate
otchłanie; nie cofnęłam się jednak. Tym gestem, w który włożyłam całą swoją siłę,
pokonałam strach. Uznałam, że morze jest wystarczająco rozległe, by pochłonąć moje
cierpienie.
Wróciłam wzrokiem do planet, czułam się lekka: mogłabym wspiąć się aż do nieba,
ale było mi dobrze tam, gdzie się znajdowałam. I, pierwszy raz od dawna, nie chciałam
niczego zmienić.
Przed świtem zeszłam do kabiny, postanowiłam nie oglądać na razie wschodu słońca i
rozpłomienionego horyzontu. Odsunęłam tę przyjemność, chciałam jeszcze trochę o niej
pomarzyć. Z pięknem trzeba uważać.
26.
Do szpitalnego pokoju nie przyniosłam nic osobistego oprócz mapy nieba, która zasłoniła
całą ścianę po lewej stronie. Catherine często przystaje, żeby na nią popatrzeć. Lubi słuchać o
moich podróżach.
- Proszę tu usiąść, Catherine. Kończy pani dyżur, prawda? Jeśli pani chce, zabiorę
panią na Korsykę. Byłam w pani wieku, kiedy pojechałam tam po raz pierwszy. Wyruszyłam
na poszukiwanie Lucasa. Żeby go odnaleźć, opuściłam dom, w którym żyłam zamknięta
przez pięć lat. Lucas nie jest moim mężem, tylko bratem. A przede wszystkim moją wielką
miłością, naprawdę niezwykłą. Robi pani dziwną minę! Z tym rumieńcem jest pani jeszcze
ładniejsza. Moja matka i jej siostra często planowały, że zabiorą nas tam na cały miesiąc
latem, ale tych zamiarów nie udało się zrealizować. Dlatego postanowiliśmy z Lucasem, że
właśnie tam pojedziemy w naszą pierwszą romantyczną podróż. Tamtego przedwiośnia
powietrze było słodkie i dobre. Na targu w Saint-Florent nawet ryby pięknie pachniały. Jest
pani łasuchem, Catherine? Lubi pani czekoladę? Ja w dzieciństwie najpierw lekko ją lizałam,
żeby mieć wrażenie, że jem dwa razy. Fanny zapisywała na karteczkach potrawy na cały
tydzień. W poniedziałki czytałam po kryjomu, co czeka mnie w następne dni. Najdrobniejsza
zmiana w jadłospisie sprawiała mi wielki zawód. Lucas o tym wiedział, więc zawsze prosił
Fanny, żeby szybko przyrządziła pominiętą potrawę. Chciałam jeść pewne produkty tylko
dlatego, że przepadał za nimi Lucas. Zaczęłam więc jeść skorupiaki i nauczyłam się je lubić.
Gdy tylko znalazłam się na wyspie, zaczęłam szukać Lucasa. Wszędzie, od turni Bavelli po
falezy Bonifacio. Zmuszałam się do wchodzenia w głąb lądu, ale zawsze wracałam na brzeg:
czułam, że muszę dotykać i słuchać morza. Nad nim spędzałam spokojne, powolne godziny,
których tak bardzo pragnęłam i potrzebowałam. Długo wpatrywałam się w jego wody, aż po
horyzont. Ukochałam Morze Śródziemne dlatego, że fale rozchodzą się po nim bardzo powoli
i wygląda, jakby spokojnie oddychało. Żeby sobie pomóc w poszukiwaniach, wzięłam
zdjęcie, zrobione tuż przed naszą ostatnią wspólną nocą. Przedstawiało Lucasa pochylonego
nad jagnięciem, z dłonią zaciśniętą na rożnie. Wysiłek sprawiał, że wyglądał na starszego.
Właśnie z tego powodu wybrałam to zdjęcie. Przygotowałam się bardzo solidnie: wzięłam
kilka zafoliowanych odbitek w różnych formatach. Szybko się zorientowałam, że starzy
ludzie tylko marzą o pogawędce. Dla osiemdziesięcioletniego staruszka taki list gończy to nie
lada gratka. Ludzie zachowują się różnie: albo zmyślają, albo udają, że próbują sobie
przypomnieć. W obu przypadkach mają okazję porozmawiać. Uciekałam tym najbardziej
gadatliwym, zostawiając zdjęcie.
Zahaczając o przepiękne wyspy Lavazzi, dotarłam na Sardynię. Dni upływały mi w
niezmiennym porządku. Najpierw kładłam się nad morzem, jeszcze uśpionym w ramionach
rozczochranego nieba. Później wypijałam kilka filiżanek gorącej herbaty i jadłam owoce,
dużo owoców. Wędrowałam brzegiem, z przyjemnością dotykając stopami morskiej piany.
Lubiłam długo iść tuż przy morzu, zanim się w nim zanurzyłam. Intymne i nieznane
jednocześnie, przypominało moje pieszczoty z Lucasem. Mocno naciskając piasek piętami i
palcami, szłam daleko, jak najdalej. Pierwsza kąpiel dnia dawała mi siłę do rozmów ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]