[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spojrzał się na mnie tak jakoś... Nagle poczułam się nieswojo, pierwszy raz w jego obecności nie
wiedziałam, jak się zachować. Cisza, która między nami zapadła, ciążyła mi tym razem
niesłychanie, zaczęłam więc opowiadać jakieś bzdury gdy naraz poczułam rękę Marcina na
swoim ramieniu. Zatrzymał mnie, odwrócił do siebie i... stało się to, czego podświadomie
spodziewałam się od dawna - pocałował mnie. Nie chcę być banalna, więc nie będę rozwodzić
się nad dreszczami, które czułam na całym ciele, i tym podobnymi sprawami. W jednej chwili w
moim mózgu rozegrała się kompletna rewolucja pod tytułem: radykalna zmiana oglądu
rzeczywistości. Przecież Arti był zupełną mrzonką, wymysłem, pretekstem, stworzonym tylko po
to, by odsunąć myśl o Marcinie, stłumić jak najbardziej coś, co od tej pory mogło sobie spokojnie
drzemać w mojej głowie, jednak przyczajone, gotowe do wypłynięcia na powierzchnię, jeśli
tylko nadarzy się stosowna ku temu okazj a. Chodziło o to, żeby uwikłać się w coś zupełnie
nierealistycznego, niemożliwego, co całkowicie pochłonęłoby moją energię, nie dając szansy na
spełnienie. W ten sposób mogłam nie myśleć o czymś realnym, co się dzieje tuż obok, o czymś
oczywistym - może zbyt oczywistym... Oszukiwałam samą siebie, myśląc, że istnieje między
chłopakiem i dziewczyną coś takiego jak czysta przyjazń! Nigdy w to przecież tak naprawdę 4VT
wierzyłam!
Pocałowaliśmy się jeszcze raz na pożegnanie. Było w tym dużo delikatności,
namiętności... A potem pomyślałam:
O Boże, a jeśli jutro Marcin znowu się opancerzy uzna to z charakterystycznym dla siebie
cynizmem za chwilę słabości, o której należy zapomnieć, zacznie się śmiać? . Ogarnęła mnie
panika. Może wyprzedzić jego reakcję i samej uznać zdarzenie za niebyłe, zbagatelizować je,
wrócić do poprzedniego stanu rzeczy? Ale czy można do tego jeszcze wrócić? Nie, to już
niemożliwe. Zasnęłam z wielkim niepokojem w sercu. Dzisiaj napatoczyłam się na Marcina z
samego rana na dolnym korytarzu, gdzie kręci się o tej porze niewiele osób. Wpatruję się w tę
jego parszywą, a teraz także kochaną gębę - uśmiech niby cyniczny jak zawsze, ale spod tego
uśmiechu wyziera coś nowego.
- No i co taka spanikowana, maleńka?! Dzień dobry, maleńka, jak ci na imię? Zgubiłaś się
w tym tłumie... - Marcin, tak jak ja, lubi gadać słowami starych piosenek. - Skąd ten strach, aż żal
na ciebie patrzeć! Idziemy precz z tej wstrętnej budy, jeszcze uda nam się wymknąć. Wiesz,
musimy korzystać z wolności, bo jak nas kiedyś wbiją w garniturki, dadzą służbowe komory i
bryki, jak nam dzieci zaczną płakać i wołać jeść, to już za wysoko nie podskoczymy Naprawdę,
zobaczysz, jak cię jeszcze kiedyś proza życia wbije w ziemię!
- Cóż mogłam odrzec na takie dictum... Zwłaszcza że indywidualny tok nauczania już mi
oficjalnie przyznano, więc trzeba go było inaugurować.
Inauguracja całkiem się udała, choć nie tego się uczyłam, czego powinnam była...
Zupełnie nie tego... Wybaczcie, belfrzy, wybacz, kochana Pani! Pewnie poważnie nadszarpuję
wasze zaufanie - miała być ze mnie odpowiedzialna, sumienna uczennica. A ja tymczasem
szwendałam się po mieście (zdaje się zresztą, że widziała nas przez przypadek matema-tyca, ale
to nic, co mnie to dziś obchodzi!), wyczyniałam jakieś cuda - na przykład zaczepiałam z
Marcinkiem obcych ludzi, wręczając im kwiaty pożyczone wcześniej spod jakiegoś pomnika,
kłaniając im się w pas i życząc dużo szczęścia na nowej drodze życia. Wymyślaliśmy
najróżniejsze absurdy, przechodząc samych siebie. Prawdę mówiąc, byliśmy po kilku piwkach.
Pierwszy raz się zdarzyło, że tyle wypiłam. Babcia Sabina patrzy na mnie teraz bardzo
podejrzliwym okiem.
- Coś ty taka wesoła? Czy w szkole rozpylono wam dzisiaj gaz rozweselający? Pewnie
trochę się domyśla, o co w tym wszystkim może chodzić. Chyba muszę wpakować ją i siebie jak
najszybciej do łóżka. Marcinku, zielono mam w głowie i fiołki w mej kwitnął Tak się wiosennie
zrobiło w tym listopadzie, że ho, ho! A co będzie, jak nadejdzie prawdziwa wiosna?
13 listopada
Jeszcze się nie zdążyłam oswoić z nową sytuacją, a tu kolejny szok, zupełnie szokujący
szok! Nie znajduję słów - świat po prostu zwariował, tempo niespodzianek przerasta moje
najśmielsze oczekiwania - czyżby to miało oznaczać wchodzenie w dorosłość...?
Dziś po lekcjach przyszła do mnie na obiecaną kawę Monia. W szkole podeszła do mnie,
wyciągnęła rękę na zgodę i podziękowała za list. Od razu się umówiłyśmy na popołudnie. (Uff, a
więc doceniła mój gest - natychmiast odzyskuję wiarę w ludzi). Najpierw usiadłyśmy z babcią
Sabiną, która o wszystko musiała się wypytać: jak przygotowania do matury, którzy belfrzy
najbardziej dają się we znaki, jakie przedmioty będziemy zdawać, gdzie wybieramy się na studia
i tak dalej. Babcia przede wszystkim wypytywała Monie, bo mnie już wcześniej zdążyła solidnie
przemaglować. Wreszcie zaspokoiła swoją ciekawość, udzieliła nam kilku cennych rad (na
przykład na temat sprawdzonych niegdyś przez nią, niezawodnych technik ściągania na
sprawdzianach) i pozwoliła nam przenieść się z jadalni do mojego pokoju. Zapraszam więc
Monie do siebie. Widzę, że jakoś się ociąga, proszę więc, żeby jak zawsze czuła się tu jak u
siebie w domu. Ale psiapsiuła nie rzuca się tym razem na moje łóżko, nie woła do siebie
Boniego, żeby go wygłaskać, jest jakaś osowiała. Przeprasza mnie za swoje głupie
zachowanie, a ja mówię jej, że już się nie gniewam. Naprawdę cieszę się z jej wizyty Czuję
jednak, że coś jest nie tak, i rzeczywiście - coś jest nie tak. Monia długo milczy, siedząc na
brzegu łóżka ze spuszczoną głową. W końcu odzywa się:
- Muszę ci coś wyznać. Nie rozmawiałam z tobą nie dlatego, że zazdrościłam ci
olimpiady To znaczy na początku tak, ale pózniej to już był zupełnie inny powód. Ty jesteś ta
mądra, zdolna, nie tylko wtedy, gdy wygrywasz w konkursie polonistycznym, chociaż sama nie
wiesz, na jakie studia chcesz zdawać. Może w końcu wybierzesz się na ekonomię, a ja jestem
zdecydowana i mnie siÄ™ nic nie udaje...
- Nie przesadzaj - wtrÄ…cam trochÄ™ poirytowana. - Zawsze wszystko wyolbrzymiasz! Co to
znaczy: nic się nie udaje ? Potrafisz robić mnóstwo rzeczy, najczęściej to ty jesteś lepsza, a tym
razem wyjątkowo mnie się coś udało. Czy ja już nie mam do tego prawa?
- Może i wyolbrzymiam, jestem rozżalona, ale nie na ciebie, tylko na los. Spłatał mi figla,
niezle namieszał mi w planach... Będę miała dziecko.
- %7Å‚e jak???
Nie wierzę własnym uszom! Mogłam podejrzewać różne rzeczy, tylko nie to. Jak
Monia czuła się przed chwilą, odpowiadając babci Sabinie, robiąc dobrą minę do złej gry,
przedstawiając plany które nijak mają się do rzeczywistości? Zrobiło mi się głupio.
Monia nie chciała się ze mną dzielić tą wieścią, podobno nie mogła się w żaden sposób
przełamać - tyle razy zastrzegała się przecież wobec mnie, że jej na pewno coś takiego by się w
życiu nie przydarzyło, bo z tymi sprawami jeszcze zaczeka. Najpierw chciała skończyć studia,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]