[ Pobierz całość w formacie PDF ]
każdego człowieka różni się swoim składem chemicznym od drugiego. Tak jak nie ma dwóch ludzi o iden-
tycznych odciskach palców. Ale sądzę, że taką analiza nie będzie potrzebna. Pieniądze i kosztowności od-
najdziemy bez fatygowania Warszawy.
Gdzie więc jest moja bransoletka i zegarek? zapytała pani Kolanko.
Jestem prawie pewien, że w tym pokoju.
Jak to?
W którymś z waszych bagaży.
Nie rozumiem prezes Strzelczyk tylko wzruszył ramionami.
To przecież proste zapewnił podporucznik. Złodziej nie mógł przyjść z zewnątrz. Skąd by
wiedział, że w tym przedziale wszyscy palą i że wszyscy zapalą papierosy z zatrutej paczki? Tylko czło-
wiek, który jechał w tym przedziale, mógł z rozmowy zorientować się, że znalazł się tam komplet palaczy i
że wszyscy będą ciekawi, jak smakuje nowy gatunek papierosów. Gdyby nie.to, że właśnie na rynku ukaza-
ły się Maracho", przestępca użyłby jakichś innych rzadkich papierosów zagranicznych. Ludzie są ciekawi.
To zupełnie naturalne. Tę właśnie ciekawość wyzyskał złodziej.
Odzyskam moje pieniądze Jadwiga Mariańska bez zastrzeżeń wierzyła w każde słowo oficera
milicji. Jak siÄ™ cieszÄ™.
Paczka Maracho" rzekomo kupiona od roznosicielki z Warsu" wyjaśniał podporucznik
przechodziła długą drogę. Najpierw miała ją w ręku kelnerka Krystyna Fajencka. Pózniej wziął ją pan pre-
zes Strzelczyk, by znowu odłożyć do koszyka. Z kolei zjawił się za plecami roznosicielki muzyk z brodą.
On także sięgnął po Maracho" na pewno ku wielkiemu zadowoleniu przestępcy. Z kolei paczkę kupił Jan
Ceglewicz. Na pewno, zanim sięgnął po pieniądze, schował papierosy do kieszeni marynarki,
Tak było ucieszył się Zygmunt Chodysz. Teraz to sobie doskonale przypominam.
Pani Zofia Kolanko także zainteresowała się nie znanym jej zielonym pudełkiem i przez roztar-
gnienie schowała je do swojej torebki. Pan Chodysz, który nie chciał się z nikim dzielić trzymanymi w kie-
szeni Maracho", również odegrał małą komedyjkę i wziął papierosy do ręki.
Zygmunt Chodysz skrzywił się jak człowiek łykający szklankę rycyny.
Tak więc paczka Maracho" wyjaśniał dalej oficer milicji przeszła przez sześć rąk. Teoretycz-
nie każda z tych osób mogła dokonać wymiany prawdziwych papierosów na zatrute. Ale tylko teoretycznie.
Jak już mówiłem, wykluczyć trzeba roznosicielkę i brodatego muzyka, chociaż oni, pozornie by się wyda-
wało, są najbardziej podejrzani. Pozostaje więc tylko czwórka podróżnych: pani Kolanko i panowie Strzel-
czyk, Ceglewicz i Chodysz. Ale i kandydatura pani Kolanko na przestępcę musi odpaść, bo ona wypaliła
tylko jednego papierosa. O tym dobitnie świadczy niedopałek ze śladami jej szminki. Tak wiec na placu
boju pozostaje tylko trzech panów. Jeden z nich jest złodziejem.
Brednie mruknÄ…Å‚ prezes Strzelczyk.
Jak dla kogo uśmiechnął się Marian Balerski z tych trzech przeze mnie wymienionych panów
przestępcą jest ten, który wypalił nie jednego, a dwa papierosy Maracho". Naturalnie przestępca długo
przygotowywał się do tego skoku. Na pewno wielokrotnie podróżował na tej linii pomiędzy Warszawą a
Szczecinem.
SIEDEM PAPIEROSÓW MARACHO'
Dlaczego? zapytała Mariańska.
Po prostu dlatego, żeby wyszukać komplet pasażerów i żeby to przestępstwo opłacało się finanso-
wo. Musiało się w przedziale kolejowym zebrać towarzystwo, gdzie wszyscy palą i gdzie można było przy-
puszczać, że portfele tych ludzi są warte zachodów złodzieja. Przecież gdyby wśród was znalazła się choć
jedna osoba, która by oświadczyła, że nie pali, cały misterny plan przestępcy od razu by upadł. A zatruta
narkotykiem paczka pozostałaby w jego kieszeni. Muszę także przyznać, że niefrasobliwość pani Zofii Ko-
lanko, która obwiesiła się cenną biżuterią, na pewno wpłynęła na decyzję złodzieja, żeby przystąpić do ak-
cji.
Co ja zrobię, kiedy lubię nosić biżuterię nadęła się pani Zofia.
Tak więc złodziej postanowił urzeczywistnić; swój plan. Zręcznie zamienił prawdziwe papierosy na
zatrute. Wszyscy zapalili. On naturalnie także. Tylko że wszyscy palili Maracho" z narkotykiem, a on zwy-
kłego, nie zatrutego papierosa.
Przecież wszyscy usnęli stwierdziła Jadwiga Mariańska.
Nieprawda. Usnęło tylko pięcioro z was. Ten, co palił zwykłe Maracho", jedynie udawał. A kiedy
już stwierdził, że reszta podróżnych zapadła w sen, złodziej przystąpił do akcji. Delikatnie zdjął pani Kolan-
ko bransoletkę; złoty zegarek, a następnie zabrał jej pieniądze, które miała w torebce. W ten sam sposób
postąpił z resztą pasażerów. Na koniec zaś, także do tych łupów dołączył i gotówkę, którą miał przy sobie.
Tak zdobyte skarby albo schował w swoich bagażach, albo, tego nie mogłem stwierdzić, ukrył gdzieś w
zakamarkach wagonu. A kiedy już tego wszystkiego dokonał, znowu sięgnął po Maracho". Tym razem
zapalił papierosa z narkotykiem. A dwa pudełka Maracho", te z dobrymi i te z zatrutymi papierosami, albo
.wyrzucił przez okno, albo dołączył do skradzionych łupów Ale nie ma przestępstw doskonałych. Prze-
stępca zawsze popełnia błąd albo zostawia ślad. Tak było a tym razem.
Jaki ślad?
Zapomniał o niedopałkach. O tym, że jest ich siedem. Państwa jest sześcioro i nikt z was nie wi-
dział, żeby ktoś inny wypalił aż dwa papierosy. To jest ten dowód, który wyraznie stwierdza, że złodziejem
jest osoba, która jechała w tym przedziale i tylko udawała, że także została okradziona. To zresztą nie jest
wynalazek naszego złodzieja. Już przed wielu laty zdarzył się bardzo podobny wypadek. W pewnym wago-
nie pocztowym znaleziono trzech nieprzytomnych ludzi i cztery butelki z resztkami piwa. Trzy z tych bute-
lek były, jak to stwierdziła analiza, zatrute, czwarta zawierała normalne piwo. Tam także przestępca uśpił
swoich kolegów, okradł wagon pocztowy z przesyłek pieniężnych, ukrył te pieniądze i potem wypił zatrute
piwo.
Skąd pan może wiedzieć, że jeden z tych siedmiu papierosów, których niedopałki trzyma pan w
kopercie, nie jest zatruty narkotykiem? Jadwiga Mariańska nie ustawała w swojej dociekliwości prze-
cież nie dokonywał pan żadnej analizy tych Maracho".
To wynika z logicznego rozumowania. Gdyby wszystkie papierosy były zatrute, wypalono by tylko
sześć. Wszyscy od razu zasnęliby i nie byłoby nikogo, kto miałby siłę okraść pozostałych pasażerów. Gdyby
zaś przypadkiem nie złodziej, a ktoś inny wypalił nie zatrutego Maracho", sam by nie zasnął, ale od razu
zauważyłby, że z resztą współpasażerów dzieje się coś niedobrego. Nie sięgałby więc po następnego papie-
rosa, tylko podniósłby alarm. Natomiast złodziej doskonale wiedział, że reszta podróżnych musi zasnąć, a
on pozostanie przytomny. Po okradzeniu was, żeby upozorować swoją niewinność, przestępca zapała papie-
rosa z narkotykiem. To chyba jasne. Analiza tych niedopałków może jedynie potwierdzić moje rozumowa-
nie.
Pan porucznik mówił, że przestępca schował nasze pieniądze do swoich bagaży albo je wyniósł i
schował gdzieś w wagonie.
Tak mogło być. Państwo spali, a przestępca ze swoją zdobyczą mógł niepostrzeżenie wyjść z prze-
działu i poszukać skrytki w jakimś zakamarku wagonu. Tak czy inaczej te pieniądze zawsze znajdziemy.
W jaki sposób?
Przeprowadzimy przeszukanie waszych bagaży, a jeśli to nie da rezultatów, obejrzymy cały wagon,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]