[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pułkownik uważnie wysłuchał sprawozdania. Zaakceptował też rozkład zajęć na
najbliższą przyszłość i obejrzał fotografie.
- Sprawa jest dziwna - odezwał się na koniec - i trudno na razie ustalić jej charakter:
afera szpiegowska czy zwykła kradzież? W każdym razie nie zawadzi nawiązać współpracy z
wojskiem. Oni mają sporo doświadczenia i tylko sobie znane metody wykrywania takich
afer.Major kiwnął głową, że całkowicie zgadza się ze swoim zwierzchnikiem, i dodał:
- Właśnie dziwi mnie najbardziej to połączenie: zabranie koperty, o której złodziej
powinien wiedzieć, że nie zawiera ani pieniędzy, ani niczego wartościowego, oraz zagarnięcie
dwóch paczek - jednej z biżuterią, drugiej z pięćsetkami. Jedno nie pasuje do drugiego. Jeżeli
to szpieg, interesowałby się jedynie listami. O ile sobie przypominam, w wagonie wieziono
również inne listy z ważnymi planami. Coś tu nie gra.
- Innych nie ruszał, bo polował na tę przesyłkę.
- To nie brałby ani biżuterii, ani pieniędzy.
- Szpieg, działający jedynie z pobudek ideowych, na pewno nie ruszałby kosztowności
- zgodził się pułkownik - ale takich spotyka się raczej rzadko. Ogromna większość robi to dla
pieniędzy, ewentualnie znęcona zręcznie roztoczonymi przed nimi mirażami słodkiego życia
za granicą. Jeżeli taki facet dostał się już do wagonu i zdobył to, czego szukał, mógł z kolei
zainteresować się zawartością pomieszczenia z paczkami wartościowymi. Widocznie pewien
był swej bezkarności i nie musiał się specjalnie spieszyć. Przy okazji wsunął więc do kieszeni
dwie cenne paczuszki. Jak to się mówi: połączył przyjemne z pożytecznym.
Obydwaj panowie uśmiechnęli się.
- Ale skoro brał paczki wartościowe, to dlaczego ograniczył się tylko do dwóch -
major nie dawał za wygraną i ciągle występował z nowymi wątpliwościami. - Sam
sprawdzałem te pakuneczki. Te, które nie wzbudziły zainteresowania przestępcy,
przedstawiały wartość kilkunastu milionów złotych. Tymczasem żadna z nich nie była w
ogóle ruszona! Nie nosiła nawet śladów otwierania! Wygląda na to, że złodziej działał na
pewniaka. Wziął tylko to, co zamierzał.
- Zapewne najpierw przejrzał książkę listów dworcowych i wykaz paczek
wartościowych. Tam miał przecież podaną wartość każdej przesyłki. Wziął te dwie, które mu
najbardziej odpowiadały, i list, na który polował.
- Trzeba koniecznie przesłuchać konwojenta, z sypialnego. Był przecież jednym z
dwóch ludzi, którzy przynieśli zatrute piwo. Przypuszczam, że analiza potwierdzi obecność
środka nasennego w piwie.
- Zrodek nasenny mógł być podany również w papierosach. To ulubiona metoda
złodziei kolejowych. Właśnie przed paru dniami ujęto we Francji szajkę usypiającą
współpodróżnych zatrutymi papierosami. Takie afery dobrze są znane policjom całego świata.
- Również papierosy oddałem do analizy, ale jestem pewien, że to nie papierosy, bo
jeden z pocztowców, Olszak, nie pali. Pozostaje więc piwo.
- No tak - zgodził się pułkownik. - W takim razie należy przyjąć koncepcję, że
konwojent i wózkarz działali w ścisłym porozumieniu.
- To możliwe. Wózkarz dostarczył zatrutego piwa, lecz nie jechał pociągiem. Musiał
pozostać na peronie. Natomiast konwojent znajdował się w sąsiednim wagonie i w nocy miał
idealną sposobność wejścia do ambulansu.
- Ale przecież konwojent również poczciarzom dostarczył piwa. Wózkarz, jak to
wynika z zeznań wszystkich trzech pocztowców, przyniósł jedynie dwie butelki. Dlaczego nie
wszystkie od razu?
- To bardzo proste, panie pułkowniku - wyjaśnił major - wózkarz doskonale wiedział,
że ambulans obsługiwany jest przez dwie osoby. Przyniósł więc dwie butelki odpowiednio
spreparowanego płynu. Dopiero po wejściu do wagonu zorientował się, że tym razem jedzie
tam aż trzech ludzi. To dla wózkarza musiało być wielkim zaskoczeniem. Dodatkowym
pasażerem na gapę musiał być Mazurek.
- Ależ to właśnie Mazurek starał się o piwo!
- Zgoda! To nie przeczy mojej hipotezie. Wózkarz znał Mazurka, ale nie wiedział, że
nie on jest konwojentem ambulansu. Po prostu sądził, że w wagonie pocztowym pojedzie
Mazurek z kimś drugim. Dlatego przyniósł dwie butelki. Dopiero gdy się przekonał, że
obsługa ambulansu składa się z trzech osób, poradził Mazurkowi, aby on sam zdobył
dodatkową butelkę w wagonie sypialnym. Tymczasem uprzedził swojego wspólnika-
konwojenta o komplikacjach i polecił mu przygotować jeszcze jedną porcję usypiającego
płynu.
- Dlaczego jednak wózkarz wyręczał się konwojentem?
- Może nie miał już piwa? W czasie upałów naprawdę bardzo ciężko dostać w
Warszawie coś do picia. Mógł również nie mieć możliwości lub okazji albo nawet czasu na
przyrządzenie z piwa mieszaniny usypiającej. Obsługiwał przecież wózek. Gdyby zniknął z
peronu na dłużej, mogłoby to zwrócić czyjąś uwagę. Co innego konwojent. Miał piwo w
wagonie i miał również sporo okazji, aby niepostrzeżenie otworzyć flaszkę i wrzucić do niej
pigułki usypiające, a potem odczekać, aż się te pastylki rozpuszczą. To by nawet tłumaczyło,
dlaczego dostarczył piwo dopiero przed samym odjazdem pociągu.
- Ale on dostarczył piwo również kolejarzom z bagażowego.
- Było to z jego strony bardzo mądrym pociągnięciem. Teraz będzie twierdził, że
przyniesione przez niego do ambulansu piwo było zwykłym, nie zatrutym płynem. Taki sam
oili kolejarze z bagażówki i żadnemu z nich nic się nie stało. A przy okazji wizyty w wagonie
pocztowym konwojent rozejrzał się w sytuacji, aby pózniej działać szybko i na pewniaka.
- Hm... - mruknął pułkownik. - Ciekawa hipoteza. Szkoda, że pan major nie ma
żadnego dowodu na jej poparcie.
- Dowody dopiero zbieram. Zledztwo ich dostarczy.
- %7łyczę powodzenia. Proszę jednak pamiętać, że hipotezy nie można naginać do
śledztwa, lecz na materiałach śledztwa buduje się hipotezy. Jakże łatwo jest popełnić
zasadniczy błąd - naginać fakty i czynności dochodzenia do przyjętej przez siebie teorii.
Przypomnę majorowi słynną sprawę kradzieży obrazów w muzeum wrocławskim. Tam też
stworzono bardzo prawdopodobną hipotezę i bodaj przez dwa lata prowadzono śledztwo pod
kątem nieomylności przyjętego założenia. Nie doprowadziło to do niczego prócz
przewlekania sprawy. Rozwiązanie było zupełnie inne. %7łebyśmy nie powtórzyli tego błędu.
Tak jest, panie pułkowniku - major odruchowo wyprostował się, jak gdyby zamierzał
stanąć na baczność przed swoim zwierzchnikiem - pamiętam o tym.
- Tym bardziej że na poczekaniu mogę stworzyć kilka takich hipotez.
- Na przykład? - zdziwił się major.
- Na przykład wózkarz i konwojent dostarczyli najzwyklejsze piwo. Po wagonie kręci
się elektromonter. Położył teczkę na stole tuż obok przyniesionych uprzednio butelek.
Rozgląda się wokoło i widząc, że poczciarze nie zwracają na niego najmniejszej uwagi,
szybko chowa butelki do swojej teczki, a na ich miejsce stawia inne... Wszystko gra przy tej
teorii, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]