[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadać mu właściwe pytania...

Mecenasie Janvier!
Biały Gołąb paryskich sądów wzniósł oczy ku niebu. Adwokat Waldemar zdążył go
dopaść.

Idzcie już, dzieciaki...  szepnął do Nikoli i Simona.  Zobaczymy się na
zewnÄ…trz.
Rodzeństwo kiwnęło głowami i pobiegło korytarzem.

Waldemar!  zawołał pan Ferdynand, zwracając się do byłego kolegi. 
Jakże mi miło!
Obrońca Marcelego uścisnął mu dłoń.  Cała przyjemność po mojej stronie,
mecenasie Janvier. Cała po mojej. Chociaż... przyznam, że jestem zaskoczony.
Zastanawiałem się, co pan tu robi... przecież... taka prosta sprawa...

Tak pan uważa, mecenasie?  zapytał pan Ferdynand swoim zwyczajem
unosząc do góry brew.

O rany, co za miejsce!  zawołał Simon, gdy wyszli z sądu. - W życiu tam
więcej nie pójdę! Myślałem, że się uduszę. I ciągle mi się wydawało, że wszyscy się na mnie gapią!

To dlatego, że masz nieczyste sumienie  zażartowała siostra.
Simon przeskoczył worek ze śmieciami.  E tam! Nieczyste to są te ulice.
Nikola patrzyła na wejście do sądu, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą
usłyszała. Nagle, przy tej samej latarni, gdzie wcześniej spotkali pana Javie-ra, pojawił się
mężczyzna z rowerem.

Pan Wiktor?  zapytali jednocześnie brat i siostra. - Co pan tu robi?
Listonosz miał tak samo ponury wyraz twarzy
99
Rozdział dzieiąty
-
jak poprzedniego wieczoru. Ubrany był w pocztowy mundur, z czapką nasuniętą na
czoło tak głęboko, że daszek sięgał niemal czubka nosa. Zdawał się głęboko
zawiedziony widokiem dwójki dzieciaków bez mecenasa Ferdynanda.

Ach... to wy... dzień dobry, dzieci  wycedził, jakby każde słowo kosztowało
go wiele wysiłku. -Skończyłem poranną zmianę, a ponieważ... byłem w okolicy,
pomyślałem, żeby... sprawdzić, co słychać. Pani Jaśmina jest z wami?

Poszła pół godziny temu.

A... mecenas?
-Jest w środku, w sądzie, rozmawia z jakimś starym znajomym.
Listonosz pokiwał głową, poprawiając parę razy czapkę. Nikola zauważyła, że z
kieszeni kurtki wystawał mu zwinięty egzemplarz  Le Monde".

Postanowili zatrzymać Marcelego jeszcze na cztery dni  poinformowała.
Wiktor uniósł twarz podobną do pyszczka fretki. -Aha. - Przez chwilę milczał, po
czym zapytał: - A... na sali była też... policja?

Paru żandarmów.

Mówili coś o śledztwie? To znaczy......nie wiecie,
czy policjanci... sÄ… jeszcze w mieszkaniu Marcelego?
Nikola i Simon pokręcili głowami.

Jeżeli pan chce, możemy zadzwonić do taty.
Paryski lis
 Nie!  Wiktor wrzasnął jak oparzony.  Chodziło mi tylko o... to znaczy... ulica Charlot jest
nieda-

Dwadzieścia minut na piechotę. Pięć na rowerze  potwierdził Simon, kopiąc
w tylne koło roweru Wiktora. - O przepraszam! Nie chciałem!

Niech pan się na niego nie gniewa, panie Wiktorze  wtrąciła siostra.  Mój
brat czasem najpierw coś zrobi, a dopiero potem pomyśli. Simon! Zachowuj się! Bo
pan Cormolles...

Wiktor - poprawił ją listonosz. - Mówcie do mnie Wiktor, bardzo proszę.

Jeśli pan chce, panie... to znaczy... Wiktorze.

Mecenas długo tam jeszcze będzie?  dopytywał się Wiktor, węsząc w
powietrzu, które zalatywało śmieciami.

Skąd mamy wiedzieć?  odpowiedziała Nikola.

Aha... to znaczy... a wy dwoje... wszędzie chodzicie razem, co nie?

Yyy... No tak... Ale o co panu chodzi, Wiktorze?

Umiesz jechać na ramie, chłopcze?
Dziesięć minut pózniej Wiktor i Simon zatrzymali rower przed kamienicą przy ulicy Charlot, gdzie
mieszkał pan Marceli. Teraz, kiedy Simon wiedział już, co się tu
wydarzyło, czuł się trochę nieswojo, wracając w to miejsce.
leko...
Rozdział dzieiąty
-
Wiktor przypiął rower do stojaka grubym łańcuchem, po czym wygładził mundur i
poprawił czapkę.

To ta kamienica?  zapytał pewnym siebie tonem. Spojrzał na tabliczki
domofonu. -» % Aaaa, jest!  Dumont"!
Weszli do bramy.

Ciekawe. Jest portiernia  skomentował Wiktor.
-
Dzień dobry - przywitał się uprzejmie. Wewnątrz budynek wyglądał tak samo
zwyczajnie
jak na zewnÄ…trz.

Słucham?  spytała portierka, chuda kobieta o zmęczonej twarzy i nieco
zezujÄ…cych oczach.
Wiktor wyciągnął z kieszeni rejestr pocztowy i na poczekaniu wymyślił pretekst. -
Przeprowadzamy kontrolę. Mogę pani zająć minutę?

Co za kontrolę? - zapytała kobieta, odrywając się na chwilę od krzyżówki.

Och, jest straszne zamieszanie... Mnóstwo korespondencji nie dociera do
adresatów  wyjaśnił Wiktor.  Dlatego wysyłają nas na kontrolę nazwisk na
skrzynkach pocztowych, żeby zrobić porządek.

A ten to co? - kobieta wskazała na Simona. -Jak nie ma windy, to on biega po
piętrach i sprawdza za mnie nazwiska - Wiktor zrobił przebiegłą minę.

Zeby tylko w centrali nikt się nie dowiedział... Portierka odpowiedziała
porozumiewawczym uśmiechem.
Paryski lis

To co, możemy się brać do roboty?

A bierzcie siÄ™...
Wiktor zanotował nazwiska wypisane na domofonie i podał listę Simonowi. - No,
chłopcze... pobiegaj sobie i sprawdz, czy wszyscy są! - Simon popędził po schodach, a listonosz
oparł się o ścianę.  Młodzież... skąd oni mają tyle energii! Nie to co my, starzy, już prawie nad
grobem...

Uch! Aleś pan powiedział!  wzdrygnęła się portierka.

JakiÅ› problem?
-Jakże? Zabójstwo tu przecież było. Podwójne!

Niemożliwe!  wykrzyknął Wiktor, dając dowód prawdziwego talentu
aktorskiego.  Jak to się stało?
Simon wbiegł na pierwsze piętro. Zastanawiał się, czy naprawdę ma zapisać
wszystkie nazwiska z tabliczek przy dzwonkach, czy od razu biec pod mieszkanie
Marcelego. W końcu postanowił zrobić wszystko porządnie  może portierka będzie
chciała sprawdzić? Przechodził od drzwi do drzwi i odhaczał kolejne pozycje na
liście Wiktora. "
Schody były typowo paryskie: wąskie i strome, ze śliskimi stopniami i wytartymi
poręczami.
Gdy znalazł się na trzecim piętrze, dobiegły go jakieś głosy. Nadstawił uszu. Nagle zastygł w miejscu
jak skamieniały. Usłyszał głos taty!
Rozdział dzieiąty
-
 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl