[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szczególnie w szkole o tak szlachetnych tradycjach. A tymczasem, proszę! Wchodzę
do klasy i oto, co widzę? No? Niech pani popatrzy, pani Babińska. - Szerokim gestem
wskazała na tablicę.
Babcia pewnie zdążyła już piętnaście razy przeczytać tekst, jednakże stosownie do
oczekiwań katechetki poświęciła tablicy stosowną chwilę uwagi.
- Tak? - czekała na dalszy ciąg.
- Ta głupia parodia Katechizmu polskiego dziecka Wła-
158
dysława Bełzy obraża dwie wartości wymagające najwyższego szacunku. Po
pierwsze, patriotyzm, po drugie, jest kpiną z największego chrześcijańskiego święta.
Uważam, że umyślnie została napisana przed moją lekcją.
- Zostaniecie dzisiaj po ostatniej godzinie w klasie, porozmawiamy - Była to
absolutna złośliwość ze strony Babci, ponieważ następnego dnia mieliśmy lekcj ę
wychowawczą, odpowiednią akurat do załatwiania takich spraw
- Bezwzględnie żądam, żeby sprawca lub sprawcy zostali przykładnie ukarani.
- Oczywiście. Wymierzę karę stosowną do ciężaru gatunkowego sprawy - Babcia
wyszła.
Wszyscy byli wściekli na Janka, lecz przepadło. Musieliśmy nadprogramowo
wysłuchać pouczającego wykładu wychowawczyni.
- Poczucie humoru jest jak przyprawa, którą należy używać z umiarem. Tym
większym, im przyprawa ostrzejsza. Zgadzasz się z tym, Wolski?
- Tak, pani profesor.
- Reszta klasy też się z tym zgadza?
- Tak, pani profesor - odpowiedzieliśmy monotonnym chórem.
- Wsypujesz do zupy kilogram pieprzu?
- Nie, pani profesor.
- Kto z klasy wsypuje? - Pytanie przemilczeliśmy - Rozumiem, że nie ma amatorów
aż takiego pieprzenia. Wolski, dodajesz do budyniu paprykę?
- Nie, pani profesor.
- Czy w klasie jest może ktoś, kto dodaje? - Nie było. -Wydaje się, Wolski, że jesteś
rozsądnym, młodym człowiekiem w rozsądnej klasie, więc dlaczego wypisujesz po
tablicy takie bzdury i to w najmniej właściwym czasie? Za karę napiszesz referat na
temat greckiej komedii staroattyckiej.
159
W razie następnego, podobnego wybryku, pisać będą wszyscy Dziękuję, do
zobaczenia.
Nie dociekaliśmy, skąd Babcia wiedziała, kto był autorem wiersza. Zakończenie
uważaliśmy za dobre i sprawiedliwe lecz najprawdopodobniej zadziałało prawo serii,
gdyż nazajutrz, też na długiej przerwie, gdy Marek Szalach i Kamil Kostka puszczali
sobie dymka w załomie muru między budynkiem szkoły a salą sportową, zaniosło
tam samego dyrektora. Konsekwencj e wpadki były dla nich dotkliwe. Zostali
wezwani do gabinetu na ostrą reprymendę, w dalszej kolejności obniżono im oceny
ze sprawowania i wezwano do szkoły rodziców, lecz zanim chryja rozwinęła się na
dobre, ledwie wrócili do klasy rzucili w stronę Tomka:
- Pieprzony kabel.
- Co powiedzieliście?
- Kabel! Dyrektorska wtyczka! Szpicel! Tomek skoczył jak oparzony
- Macie na to dowody dupki? Macie? Jeśli nie, natychmiast odszczekajcie te bzdety
Pyskówkę przerwała Babcia, bo akurat wypadła lekcj a wychowawcza. Sprawdziła
obecność, zamknęła dziennik, wstała, wzięła kredę i zamaszyście napisała na tablicy:
UCZEC MA NIE TYLKO PRAWA, ALE IBOWIAZKI. Oho, zanosiło się na ostre
przytruwanie.
- Zdanie, które napisałam, jest czystym truizmem. Nie dla wszystkich jednak.
Niektórzy uważają szkołę za jakąś spelunkę dla zdemoralizowanych młodzieńców,
zapominając, że społeczeństwo, czyli wasi rodzice, krewni, sąsiedzi, bliżsi i dalsi
znajomi płacą z własnej kieszeni niemałe podatki, żeby was nieodpłatnie kształcić.
Słyszycie, Szalach i Kostka? Do szkoły przychodzicie, aby się uczyć, nie palić
papierosy, wąchać jakieś świństwa, czy robić inne bezeceństwa. Społeczeństwu w
dzisiejszych czasach jest zbyt ciężko, by zmuszać je
160
dodatkowo do finansowania waszych nałogów Zrozumieliście? Ale to nie wszystko.
Paląc, pijąc, ćpając, zniszczycie swoje zdrowie i znów społeczeństwo będzie musiało
was leczyć, może nawet utrzymywać jako rencistów niezdolnych do pracy Macie
tego świadomość Szalach i Kostka? Powiedzcie, dlaczego palicie? Najpierw ty,
Szalach. Marek wstał, lecz milczał jak kamień.
- Nie wiesz? Nie potrafisz nawet uzasadnić swojego postępowania? Chyba nie odruch
warunkowy Pawłowa każe ci sięgać po papierosa, więc powinieneś wiedzieć,
dlaczego palisz. A ty Kostka?
Kamil również nabrał wody w usta.
- Też masz kłopot z odpowiedzią? A możesz przynajmniej uzasadnić swoją
niewiedzę? Też nie? Na demencję starczą za wcześnie, czyli rozumiem, że nikotyna
poczyniła już takie spustoszenia w waszych szarych komórkach, iż sprawia wam
trudność odpowiedz na najprostsze pytanie. Usiądzcie.
O tak, Babcię, na ogół nieszkodliwą ględołę, irytacja przeobraża w rzadką jędzę,
która bez słów powszechnie uważanych za obrazliwe potrafi dopiec do żywego.
Marek i Kamil mieli się za fest twardzieli, więc pewnie woleliby dostać z buta w łeb,
niż usłyszeć, że są głupkami. Zawsze butni i pewni siebie, teraz w bezsilnej
wściekłości tylko zaciskali zęby.
Równo z dzwonkiem, gdy Babcia wzięła pod pachę dziennik i wyszła z klasy, Marek
jak z procy wyskoczył z ławki, doskoczył do Tomka, pakującego akurat książki, i z
całej siły walnął go pięścią w głowę. Zaatakowany znienacka upadł, przewracając
krzesło. Napastnik przekonany że wyrównał rachunki, odwrócił się, by odejść, lecz w
tej samej sekundzie Tomek zerwał się na równe nogi i kopnął Marka w tyłek. Teraz
ten, nie mniej zaskoczony bezwładnie poleciał do przodu i wpadł na przechodzącą
akurat Anielę. Razem runęli na podłogę, lecz Aniela nieszczęśliwie zawadziła głową
o kant blatu
i rozcięła sobie łuk brwiowy. Marek z miękkiego lądowania wyszedł bez szwanku,
wstał i nawet nie spojrzawszy na rrii-mowolną ofiarę starcia, znów skoczył do
Tomka, jednak tym razem czekały go gotowe do użytku pięści. Zanim zdążył się
zamachnąć, oberwał prawdziwie bokserski lewy sierpowy w szczękę, prawy hak w
podbródek i jeszcze lewy prosty w nos. Marek zasłonił twarz i padł na wznak jak
długi.
Tymczasem Iza z Matyldą podniosły bladą, wiotką niczym więdnąca mimoza Anielę i
posadziły na krześle. Z rany na czole obfitą strugą spływała krew, więc Matylda
próbowała zatamować ją chusteczką higieniczną.
Kamil, który wcześniej pewien zwycięstwa kumpla, z ironicznym uśmieszkiem
obserwował jego atak, zbaraniał i z rozdziawioną gębą wlepił gały w powalonego
Marka, rozważając, czy go ratować, czy natychmiast pomścić. Wybrał drugą opcję.
Musiał. Był na cenzurowanym. Klasa patrzyła, jego wizerunek twardziela był
zagrożony. A Tomek czekał w gotowej do boju postawie. Cuda się zdarzają, lecz nie
słyszałam, aby chodziły parami. Już cudem było, że przeciętniak pod względem
krzepy, dokopał napakowanemu osiłkowi, więc szansa, że dokopie dwóm osiłkom,
graniczyła z nieprawdopodobieństwem, mimo to Tomek zachowywał się, jakby
stracił rozum.
- No, podejdz tu, pieprzony dupku. Co, strach cię obleciał? - chojrakował.
Ze strony Kamila posypały się bluzgi, których nie sposób przytoczyć, po czym jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]