[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stanie się coś złego. My, matki, naprawdę mamy szósty zmysł.
Ma pani dzieci?
Sara pokręciła głową. Zrobiło jej się smutno. Znów
poczuła w sercu ukłucie żalu.
- Pewnie w tej chwili jest pani zadowolona. To wielka
odpowiedzialność. Jak mówiłam wcześniej, czułam, że coś
jest nie tak. Potem był telefon od córki. Najpierw poprosiłam,
żeby się nie martwiła. Kiedy dzieci się bawią, tracą poczucie
czasu. Trochę pózniej zadzwoniła ponownie z wiadomością,
że Julie wciąż nie ma w domu. Zabrałam najpotrzebniejsze
rzeczy i przyjechałam natychmiast.
- Marilyn musi być zadowolona, że jest pani przy niej -
powiedziała Sara, gdy schodziły do salonu.
- Mam nadzieję. Wiem natomiast, że on się wścieka. Nie
znosi mnie.
- Mimo wszystko - przerwała jej Sara - oboje będą
zadowoleni, że mają tu kogoś bliskiego.
- Jest pani lekarzem mojej córki?
- Nie, Marilyn jest pacjentką doktora Masona. Mam
zastępstwo w miejscowej przychodni. Załatwiam wizyty
domowe i pomagam w nagłych przypadkach.
Weszły do salonu. Alex rozmawiał z Marilyn i Paulem.
Oboje wyglądali okropnie, byli bladzi i zdenerwowani.
- Dziecko śpi? - spytał Alex. Gdy Sara kiwnęła głową,
dodał: - Dobrze. Zostawiam państwu numer dyżurnego
lekarza, który jest uchwytny przez całą noc. Zaczynam dyżur
jutro rano. Oto mój telefon.
Gdy wyszli, na chodniku ujrzeli policjanta.
- Jakieś wiadomości?
- %7ładnych. - Pokręcił głową. - Poszukiwania trwają, ale
nie przyniosły na razie żadnych rezultatów. Jeśli nadal ich nie
będzie, zaczniemy sprawdzać dom po domu.
- Dobra myśl - rzekła Sara. - Wecie, gdzie nas znalezć,
gdyby zaszła potrzeba.
W milczeniu opuścili posesję. Przed furtką zebrała się
jeszcze większa grapa zdenerwowanych ludzi. Spekulacjom i
plotkom nie było końca.
Gdy wsiedli do samochodu, Sara powiedziała:
- Nie mogę wprost uwierzyć, że to się stało. Taki
cudowny wieczór i nagle tragedia. - Coś ścisnęło ją za gardło i
spojrzała na Alexa. - Sądzisz, że... Jaka jest szansa, że znajdą
dziewczynkę całą i zdrową?
- Trzeba mieć nadzieję.
Oboje dobrze wiedzieli, że z każdą upływającą chwilą
zmniejsza się prawdopodobieństwo uratowania dziecka. W
samochodzie ponownie zapanowało milczenie. Gdy dojeżdżali
do młyna, Alex odezwał się pierwszy.
- Co powiesz o samej rodzinie?
- Trudno oceniać w tych warunkach - odparła.
- A Paul Thomas?
- Dziwny człowiek. Niezbyt sympatyczny - stwierdziła. -
Nie lubią się z matką Marilyn.
- Skąd wiesz? Od niej? - Alex sprawiał wrażenie
zaintrygowanego.
- Tak. Dowiedziałam się też, że Marilyn opuściła ojca
Julie dla Paula. To się nie podobało starszej pani.
- Jakiś szczególny powód?
- Nie wiem, chyba tylko intuicja, jakiś szósty zmysł -
wyjaśniła niepewnie.
- Co masz na myśli? - Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Vi uważa, że on bije dzieci. Zapewne i Marilyn.
- Czy policja o tym wie?
- Nie sądzę, ale w obecnej sytuacji może to wyjść na
światło dzienne.
Gdzieś z daleka dobiegło wycie policyjnych syren.
- Obawiam się, że to początek serii tragicznych wydarzeń
- odezwał się Alex. - Wyobraz sobie taką sytuację: do
ludzi zgromadzonych przed domem jakimś cudem dociera
plotka, że Paul jest odpowiedzialny za zniknięcie
dziewczynki. A jeśli dojdzie do linczu?
- W tej chwili nic już nie możemy zrobić - skonstatowała
Sara.
- Przepraszam, Alex. Kurczak jest pyszny, ale zupełnie
straciłam apetyt.
Alex odsunął talerz. On także nie skończył swej porcji.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Może kieliszek wina? - zaproponował.
Milczała. Na jej twarzy malował się smutek i żal, jakiego
nigdy dotychczas nie widział.
- Co cię tak przygnębiło? - spytał.
- Po prostu nie mogę zapomnieć widoku Marilyn -
odparła.
- Musi biedna przechodzić istne piekło. Gdyby to było
moje dziecko...
- Może nasze? - wtrącił.
- Masz rację, nasze. To potworne! - Jej głos się załamał,
po policzkach spłynęły łzy.
Alex wstał, obszedł stół i przytulił Sarę. Zaczął
uspokajająco gładzić ją po włosach, szeptał do ucha czułe
słowa. Było tak jak za dawnych czasów, kiedy mieszkali
razem.
Sara czuła się teraz bezpieczna. Znalazła oparcie w
silnych, ciepłych ramionach Alexa. Zły świat nie miał już do
niej dostępu.
- Och, kochanie - szepnął. - Co się z nami stało?
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Nie wiedziała, co
się z nią dzieje. Głos rozsądku podpowiadał, że powinna się
wycofać, serce zaś namawiało, by jeszcze mocniej wtuliła się
w ramiona swego dawnego przyjaciela.
Nie dbała już o nic.
ROZDZIAA SZSTY
Obudziło ją ćwierkanie ptaków. Przez kilka chwil leżała
nieruchomo, obserwując na suficie promienie wschodzącego
słońca. Nie wiedziała, jak się zachować. Nie czuła wyrzutów
sumienia. Pózniej, w samotności, pożałuje tego kroku.
Odwróciła głowę i spojrzała na śpiącego obok mężczyznę.
Podświadomie uznała, że wszystko jest w porządku; spała z
ukochanym we wspólnym łóżku. Miniony rok - okres
niezgody i rozłąki - wydawał się tylko złym snem.
Kochali się przez całą noc. Byli spragnieni czułości i
zmęczeni samotnością. To się stało całkiem naturalnie,
spontanicznie. Nie mogli zrozumieć, jaki przypadek sprawił,
że przez dwanaście miesięcy byli rozłączeni. Cała złość i żal,
które między nimi narosły, zniknęły jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki.
Nagle Alex otworzył oczy i jego spojrzenie padło na Sarę.
Przez krótką chwilę nie zdawał sobie sprawy z sytuacji. Potem
wszystko zrozumiał.
- Saro... - wyszeptał zachrypniętym głosem.
- Alex, ja... - zaczęła, ale ją uciszył i przygarnął do siebie.
Poczute ciepło jego ciała i słodycz pocałunków.
- Nic nie mów - wyszeptał jej do ucha. - Wiem, że to nie
powinno było się zdarzyć, ale mniejsza z tym. Nie możemy
dłużej przeczyć, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Było nam
wspaniale jak zawsze. Nie ma sensu dalej się ranić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]