[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- ProszÄ™, nie...
- Tak trzeba. Zobaczysz. - Rozpinał jej bluzkę, drugą dłonią
podtrzymując głowę Eleny.
- Nie! - Nagle wróciła jej siła. Wyrwała mu się, potykając się o
krzesło. - Powiedziałam, że masz wyjść i mówiłam serio. Wynoś się.
Natychmiast!
Na moment w jego oczach zabłysła niczym niezmącona furia,
mroczna fala grozby. Ale potem znów stały się spokojne i chłodne.
Uśmiechnął się olśniewająco, ale po chwili ten uśmiech zniknął bez
śladu.
- Pójdę sobie - powiedział. - Na razie.
Pokręciła głową, patrząc, jak wychodzi przez przeszklone drzwi.
Summer & Polgara
us
Kiedy się za nim zamknęły, stała tam w milczeniu i usiłowała uspokoić
oddech.
Ta cisza... Ale nie powinno być tak cicho. Spojrzała na zegar i
zobaczyła, że stanął. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, usłyszała
podniesione głosy Meredith i Bonnie.
Wybiegła na korytarz, czując, że nogi się pod nią dziwnie uginają.
Dopięła bluzkę. Tylne drzwi stały otworem. Zobaczyła na zewnątrz
dwie
postacie, pochylające się nad jakimś kształtem, leżącym na trawniku.
- Bonnie? Meredith? Co się stało? Bonnie podniosła wzrok, kiedy
Elena do nich podeszła.
Oczy miała pełne łez.
- Och, Eleno, on nie żyje. Elena z przerażeniem spojrzała na kłębek
sierści u stóp
Bonnie. Pekińczyk leżał na boku, zupełnie nieruchomo i miał otwarte
oczy.
- Bonnie... - wyjąkała.
- Był już stary - odezwała się Bonnie. - Ale nigdy nie sądziłam, że to
się stanie tak szybko. Przecież jeszcze przed chwilą szczekał.
- Lepiej wracajmy do środka - zaproponowała Meredith, a Elena
spojrzała na nią i pokiwała głową. Dzisiaj w nocy lepiej nie stać na
zewnątrz, po ciemku. I to nie była noc na zapraszanie do domu zjaw.
Teraz już to wiedziała chociaż nadal nie rozumiała tego, co się
wydarzyło.
Dopiero kiedy wróciły do salonu, zauważyła, że jej pamiętnik zniknął.
Stefano uniósł głowę znad miękkiej jak aksamit szyi łani. Las pełen
był odgłosów nocy. Nie wiedział, który z nich zakłócił mu spokój.
Kiedy moc jego umysłu się rozproszyła, łania wybudziła się z transu.
Poczuł, jak jej mięśnie drżą, kiedy usiłowała się podnieść.
A więc biegnij, pomyślał, siadając i puszczając zwierzę wolno. Aania
dzwignęła się na nogi i uciekła.
Nasycił się już. Pedantycznie oblizał kąciki ust, czując, jak jego
wilcze kły się cofają i tracą ostrość, nadwrażliwe, jak zawsze po
długim
posiłku. Coraz trudniej było mu się zorientować, kiedy ma już dość.
Ataki zawrotów głowy nie powtórzyły się po tym ostatnim, obok
kościoła, ale żył w strachu, że powrócą.
Summer & Polgara
us
Jednego bał się najbardziej. %7łe pewnego dnia ocknie się, z chaosem w
myślach, i zobaczy pełne gracji ciało Eleny, leżące mu bezwładnie w
ramionach. Jej szczupłą szyję naznaczoną dwiema czerwonymi
rankami.
Jej serce uciszone na zawsze.
Mógł się czegoś takiego spodziewać.
%7łądza krwi, wraz ze wszystkimi siłami i przyjemnościami z nią
związanymi, wciąż stanowiła dla niego tajemnicę. Nawet teraz.
Chociaż
żył z nią codziennie od stuleci, nadal jej nie rozumiał. Jako człowiek
byłby wstrząśnięty samą myślą o piciu tej gęstej, ciepłej substancji z
oddychającego ciała. O ile ktoś w ogóle odważyłby mu się coś
podobnego zaproponować.
Ale nikt go nie pytał o zdanie tamtej nocy, kiedy Katherine go
odmieniła.
Nawet po tych wszystkich latach wspomnienie było wciąż wyrazne.
Spał, kiedy pojawiła się w jego sypialni, poruszając się tak cicho jak
zjawa.
Miała na sobie delikatną płócienną koszulę. Zbliżyła się do niego.
To było w noc przed wyznaczonym przez nią dniem. Dniem, kiedy
miała im oznajmić swój wybór. Przyszła do niego.
Biała dłoń rozsunęła zasłony przy jego łożu. Stefano obudził się i z
przestrachem usiadł. Kiedy zobaczył jej jasne, złote włosy połyskujące
wokół ramion i błękitne oczy pogrążone w mroku, oniemiał ze
zdumienia.
I z miłości. Nigdy w życiu nie widział piękniejszej istoty. Zadrżał i
chciał coś powiedzieć, ale położyła mu na ustach dwa chłodne palce.
- Cii - szepnęła, a łóżko zapadło się nieco bardziej, kiedy położyła
siÄ™ obok niego.
Twarz zapłonęła mu rumieńcem, serce waliło wstydem i
podnieceniem. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie leżała w jego łóżku. A
to
była Katherine. Katherine, której uroda zdawała się być darem
samego
nieba. Katherine, którą kochał bardziej niż własną duszę.
A ponieważ ją kochał, zdobył się na wielki wysiłek. Kiedy wślizgnęła
się pod okrycia i przysunęła tak blisko, że wyczuł zapach chłodnego
nocnego powietrza w fałdach jej cieniutkiej koszuli, udało mu się
odezwać.
Summer & Polgara
us
- Katherine - szepnął. - My... ja mogę zaczekać. Aż pobierzemy się
w kościele. Poproszę ojca, żeby to było w przyszłym tygodniu. To... to
nie tak długo...
- Cii - szepnęła. I znów poczuł ten chłód na skórze. Nic nie mógł już
poradzić, wyciągnął ręce i przytulił ją do siebie. - To, co teraz robimy,
nie ma z tym nic wspólnego - powiedziała i wyciągnęła smukłe palce,
żeby pogłaskać po go szyi.
Zrozumiał. I poczuł strach. Lęk zniknął, kiedy gładziła jego szyję.
Chciał tego, chciał wszystkiego, co pozwoliłoby mu być z Katherine.
- Połóż się, ukochany - szepnęła.
Ukochany. To słowo zaśpiewało w nim, kiedy osuwał się na
poduszkę, unosząc brodę, żeby obnażyć szyję. Strach zniknął,
zastąpiło
go szczęście tak wielkie, że nie dało się go opisać.
Poczuł na piersi lekkie muśnięcie jej włosów i próbował się uspokoić.
Poczuł jej oddech na swojej szyi, potem jej usta. A potem zęby.
Ból go zakłuł, ale leżał bez ruchu i nie wydał żadnego dzwięku,
myśląc tylko o Katherine, o tym, co pragnął jej dać. Niemal od razu
ból
zelżał i poczuł, że traci krew. To wcale nie było tak okropne, jak się
tego
obawiał. Miał wrażenie, że coś jej daje, że ją karmi.
A potem było tak, jakby ich umysły zlały się w jedno, stały się
jednym. Czuł radość Katherine, kiedy piła z niego, jej zachwyt
pojeniem
się ciepłą krwią, która dawała jej życie. I wiedział, że sam umie się
cieszyć tym dawaniem. Ale rzeczywistość zacierała się, znikała granica
między snem a jawą. Nie mógł myśleć jasno, w ogóle nie mógł już
myśleć. Potrafił tylko czuć, a te uczucia wzbijały się spiralą, która
niosła
go coraz wyżej, zrywając ostatnie związki z ziemią.
Jakiś czas pózniej, nie wiedząc, jak się tam znalazł, przekonał się, że
leży w jej ramionach. Tuliła go jak matka tuli maleńkie dziecko. I
naprowadzała jego usta na nagą skórę tuż ponad głębokim dekoltem
nocnej koszuli. Była tam maleńka ranka, zadrapanie rysujące się
ciemniej na tle bladej skóry. Nie czuł strachu. Nie wahał się i kiedy
zachęcającym ruchem pogładziła go po włosach, zaczął ssać.
Precyzyjnym ruchem Stefano otrzepał ziemię z kolan. Zwiat ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]