[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak piêknie dekorowane emali¹, malowanymi lusterkami i innymi ozdób-
kami, ¿e przykuÅ‚y uwagê Luminary, zanim je do koñca rozÅ‚o¿ono.
 Pomieszczenia handlowe  wyjaSnił Bulgan w odpowiedzi na jej
pytanie.  Im bardziej ozdobne, tym lepiej.
Przesun¹Å‚ dÅ‚oni¹ po oczach, co byÅ‚o ansioniañskim odpowiedni-
kiem mrugniêcia.
 OlSniæ klienta to jedna z głównych zasad i wizytówka Qulunów.
Kupiec zachwycony to kupiec ustêpliwy.
163
Luminara rozsiadÅ‚a siê wygodnie w wyScieÅ‚anym siodle. Suubatar
niósÅ‚ j¹ gÅ‚adko i bez wysiÅ‚ku.
 Chcesz przez to powiedzieæ, ¿e Qulunowie oszukuj¹ w intere-
sach?
 Haja, nie, pani Luminaro. S¹ tacy jak wszyscy kupcy, czy ci przy-
wi¹zani do jednego miejsca, jak w mieScie, czy wêdrowni, jak tu, na
stepie. Niektórzy s¹ caÅ‚kiem uczciwi, inni to zupeÅ‚ni bandyci. Nikt nie
mo¿e powiedzieæ, ¿e naprawdê sobie pohandlowaÅ‚, dopóki nie spróbu-
je handlu z nimi. Dla wielu handlarzy słowa  sprytny oraz  złodziej-
ski maj¹ caÅ‚kowicie wymienne znaczenie.
 Nie przyjechaliSmy tu na zakupy, wiêc to i tak nie ma znaczenia
 uciêÅ‚a Luminara, uniosÅ‚a siê lekko w siodle i powiodÅ‚a wzrokiem po
otaczaj¹cych ich równinach.  Ciekawe, dlaczego tu wÅ‚aSnie rozkÅ‚adaj¹
obóz? Ta kraina nie roi siê chyba od klientów.
Alwari niedbale machn¹Å‚ rêk¹.
 Otwieraj¹ tylko kilka z licznych kramów. Pewnie wierz¹, ¿e klien-
ci wypeÅ‚zn¹ spod trawy.  ZachichotaÅ‚ dobrze jej ju¿ znanym ansioniañ-
skim Smiechem, dodaj¹c na okrasê kilka trzaSniêæ kostkami palców. 
Prawdopodobnie Qulunowie czuliby siê niepewnie, gdyby nie mieli
otwartego bodaj jednego kramu. Nie mogliby zasn¹æ z obawy, ¿e prze-
puszcz¹ potencjalnego klienta.
Przyjêcie, jakie im zgotowano, ró¿niÅ‚o siê znacznie od powitania
przez pocz¹tkowo nieufnych Yiwów. Broni wprawdzie nie pochowano,
ale te¿ nikt nie kierowaÅ‚ jej w stronê przybyszów. Wierzchowce goSci
dostaÅ‚y honorowe miejsca w zagrodzie klanu, Swie¿¹ wodê i paszê. Lu-
minara i jej przyjaciele znalexli siê nagle w obszernym przenoSnym
budynku. Jego wnêtrze zaScielaÅ‚y dywany, poduszki, automatycznie do-
stosowuj¹ce siê do ksztaÅ‚tu ciaÅ‚a; nie brakowaÅ‚o tu wygód, jakich trud-
no by siê spodziewaæ poSród północnych ansioñskich stepów. Czego-
kolwiek za¿¹dali goScie, a Qulunowie mogli dostarczyæ, oferowali na-
tychmiast i bezpÅ‚atnie. Obi-Wan nie byÅ‚ zaskoczony ich hojnoSci¹. Taka
taktyka byÅ‚a powszechnie stosowana do zmiêkczania ewentualnych
klientów.
Barrissa i Anakin nie przejmowali siê takimi szczegółami, pozo-
stawiaj¹c organizacjê spotkania w rêkach swoich mistrzów. Odprê¿yli
siê i rozkoszowali egzotycznymi potrawami i napojami, eleganckimi
bibelotami i malutkimi, piêknie pachn¹cymi stworzonkami, które nie-
ustannie kr¹¿yÅ‚y w powietrzu. Tymczasem Tooqui zachowywaÅ‚ siê dziw-
nie spokojnie. MaÅ‚y Gwurranin na pewno Swietnie siê bawiÅ‚, nurzaj¹c
siê w luksusach z nie mniejszym zapaÅ‚em ni¿ jego przyjaciele. Jednak
164
w gromadzie wysokich obcych istot, na wszelki wypadek wolał poru-
szaæ siê bardzo ostro¿nie, a swoje opinie zachowywaæ dla siebie.
Baiuntu byÅ‚ zachwycony goSæmi spoza planety.
 SpotkaÅ‚em wielu pozaSwiatowców, prowadz¹c interesy  oznaj-
miÅ‚ wieczorem, dziel¹c z nimi komfortowe warunki domu goScinnego.
 W Cuipernam?  Anakin wzi¹Å‚ do ust coS niebieskozielonego
i pulchnego, co okazaÅ‚o siê pyszne.
 W Cuipernam  zgodziÅ‚ siê gospodarz.  I w Doigonie, i w Fle-
rauw. SpotkaÅ‚em grupê waszych pobratymców i caÅ‚kiem sporo innych.
 PoÅ‚o¿yÅ‚ dÅ‚ugopalce dÅ‚onie na wydatnym brzuchu.  Kupcy to odrêbny
gatunek istot. Wygl¹d nie ma z tym nic wspólnego, jak mi siê zdaje.
Qulunowie odkryli tê prawidÅ‚owoSæ w tym samym dniu, kiedy na nasz¹
planetê zawitaÅ‚ pierwszy statek z zewn¹trz.
Mówi¹c, nie przestawaÅ‚ ani na chwilê wrzucaæ sobie do ust maÅ‚ych
fioletowych kulek, które chrupały głoSno, rozgniatane o twarde pod-
niebienie. Anakinowi wydawaÅ‚o siê, ¿e pomiêdzy jednym a drugim kÅ‚ap-
niêciem ust wodza dostrzega wSród nich jakiS ruch, wiêc na wszelki
wypadek wolaÅ‚ nie pytaæ, co to takiego. BywaÅ‚y chwile, kiedy bezpo-
SrednioSæ Jedi zdecydowanie siê przydawaÅ‚a, ale czasami lepiej byÅ‚o
wprowadzaæ w ¿ycie zasadê powSci¹gliwoSci.
 Uwa¿acie, ¿e Qulunowie skorzystali na przyst¹pieniu Ansionu
do Republiki?  zachêcaj¹co zagadnêÅ‚a Luminara.
Gospodarz skrzywiÅ‚ siê lekko.
 WolaÅ‚bym mówiæ raczej o interesach ni¿ o polityce, ale skoro
pytacie& tak, wÅ‚aSnie tak s¹dzê.
 A czy czÅ‚onkowie twojego klanu uwa¿aj¹ podobnie?  Obi-Wan
popijaÅ‚ sÅ‚odki, ciepÅ‚y i orzexwiaj¹cy napój.
 Tego nie potrafiê powiedzieæ. WiêkszoSæ z nich nie jest w ta-
kich sprawach równie biegła jak Baiuntu. Ale podobnie jak wszyscy praw-
dziwi Qulunowie, ofiaruj¹ swoje usÅ‚ugi temu, kto ich zdaniem mo¿e
zapÅ‚aciæ najwiêcej.
 Czyli mo¿na ich kupiæ  zauwa¿yÅ‚ Anakin. Obi-Wan skarciÅ‚ pa-
dawana ostrym spojrzeniem, ale młody człowiek tylko wzruszył ramio-
nami, nie widz¹c w tym pytaniu nic zÅ‚ego. Jego nauczyciel powinien
byÅ‚ ju¿ siê zorientowaæ, ¿e ma bardzo bezpoSredniego padawana.
Ich gospodarz w ka¿dym razie wcale siê nie obraziÅ‚.
 Ka¿dego kupca mo¿na kupiæ, mój wielki bezwÅ‚osy przyjacielu.
Interes to interes, prawda? Dla Qulunów lojalnoSæ jest jeszcze jednym
towarem. Na razie jesteSmy zadowoleni z pełnej reprezentacji Ansionu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl