[ Pobierz całość w formacie PDF ]

traktowała ostrzeżeń poważnie. Teraz wie, że ta siła jest naprawdę ogromna.
- Musimy czekać na zmianę pogody - powiedział Mitti do Fina.
L R
T
Znowu rozległy się grzmoty, z sufitu prowizorycznego szałasu zwisał mech. Mitti
chrzÄ…knÄ…Å‚.
- Trochę to potrwa, jeśli chcesz, to pojadę z tobą do domu, Amalie.
Wiedziała, że robi to dla niej.
- Nie wiesz, gdzie się podziewa mój zarządca? - spytała Fina.
- Siedzi z innymi i gra w karty.
Cały Julius, uśmiechnęła się Amalie. Podziękowała i znowu oparła się o męża. By-
ła zmęczona, nogi ją bolały, dobrze jest tak posiedzieć.
- Amalie, obudz się, przestało padać. Zaspana, przecierała oczy.
- Dlaczego pozwoliłeś mi spać tak długo?
- Odpoczynek był ci potrzebny. Skoro nie możemy pracować, to pojedziemy do
domu. Powiedziałem moim ludziom, że zostanę u ciebie przez kilka dni.
W chwilę pózniej jechali przez gesty las. Woda ciekła z gałęzi, ziemia była prze-
moczona, ale pachniała pięknie, poza tym znowu pojawiło się słońce. Ciemne chmury
oddaliły się nad horyzont.
Julius jechał przodem, Amalie siedziała w siodle przed Mittim. Czuła ciepło jego
ciała.
- Czy to prawda, że czujesz się lepiej? - Spojrzała na niego spod oka.
- Nigdy nie czułem się lepiej - odparł stanowczo.
- Ale to prawda, czy...?
- Cicho, Amalie. Słuchaj, jak śpiewają ptaki, patrz, jak słoneczne światło tańczy
nad ziemią. Tak tu pięknie.
- Rzeczywiście, pięknie - potwierdziła z podziwem i poczuła się dziwnie spokojna.
- Coś szeleści w tych zaroślach, ale nie widzę co - oznajmił Julius, zatrzymując ko-
nia.
Wszyscy spoglÄ…dali teraz w tamtÄ… stronÄ™.
Nieoczekiwanie z zarośli wyłonił się niewysoki człowiek z białą brodą. Aypnął na
nich gniewnie i kołysząc się na krótkich nogach, poszedł przed siebie.
- Wy też go widzieliście? - spytał Julius ze śmiechem.
Amalie przytaknęła.
L R
T
- Tak, to człowieczek nie z tego świata. Widywałam takich już przedtem.
Mitti roześmiał się głośno.
- Ja słyszałem, ale nigdy żadnego nie widziałem.
- Zastanawiam się, czy nie ma ich tu więcej - mówiła Amalie, spoglądając na
wrzosowisko.
Julius zsiadł z konia, ukucnął i wpatrywał się w zarośla.
- Nie, chyba nie - stwierdził.
Nagle zerwał się na równe nogi, bo trzy małe ludziki pojawiły się tuż przy jego
stopach. Pomachały gniewnie i uciekły.
Julius długo patrzył w ślad za nimi.
- A to dopiero przedstawienie - zachichotał.
Resztę podróży odbyli w milczeniu. Kiedy znalezli się na dziedzińcu, niebo po-
nownie pokrywały ciemne chmury.
W holu panowało zamieszanie, Olga znowu gorzej się czuła. Chodziła tam i z po-
wrotem, wzywajÄ…c swojÄ… matkÄ™.
Amalie patrzyła na to z bólem.
- Kochana moja - powiedziała. - Twojej mamy tu nie ma.
Opiekunka chorej nie dawała sobie już z nią rady.
- Nie będę mogła się nią dłużej zajmować - oznajmiła. - Uważam, że powinnaś
odesłać ją do domu, do rodziny.
Amalie słuchała wstrząśnięta. Olga zawsze tyle dla niej znaczyła, nauczyła się ją
szanować. Stara służąca była bardzo związana z Olem, ją też wspierała od pierwszej
chwili. Amalie rozpłakała się. Z bólem patrzyła na chorą. Taki dobry człowiek, przeżyła
długie, pracowite życie. Dlaczego na koniec musi być taka chora?
W jakiś czas potem siedziała na kanapie z Olgą, której trochę się poprawiło. Ama-
lie opowiadała jej o istocie z zaświatów, którą spotkali. Olga słuchała z zainte-
resowaniem.
- Ojciec często mi o takich ludzikach opowiadał. Zresztą ja też ich widywałam.
Obie z mamą wystawiałyśmy dla nich jedzenie. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Mia-
łam bardzo dobrych rodziców.
L R
T
Amalie zdała sobie sprawę, jak niewiele wie o życiu tej kobiety, która pamięta, co
było w dzieciństwie, a zapomina, co przeżyła dziesięć minut temu.
- Kiedyś ojca zaatakował niedzwiedz - powiedziała Olga w zamyśleniu. - Ojciec
polował na niedzwiedzie, nie zliczyłabym, ile ich ustrzelił, zanim sam stał się ofiarą. To
był poważny człowiek i wszyscy go lubili.
Amalie spoglÄ…daÅ‚a na stojÄ…cy w kÄ…cie zegar. Julius pojechaÅ‚ po doktora Bjørliego,
chyba już powinni być. Teraz Olga zachowuje się spokojnie, ale nie wiadomo, kiedy jej
siÄ™ znowu pogorszy.
Na szczęście doktor wkrótce się pojawił.
- No i jak tam dziś u ciebie? - spytał cicho, biorąc staruszkę za ręce. - Jesteś chora.
- Bardzo mi się popsuła pamięć - wyznała Olga.
- A może chciałabyś pojechać do swojej rodziny? Pewnie by się ucieszyli, że do
nich wróciłaś.
- Nie, nie chcę. Chcę mieszkać tutaj.
Amalie wstała.
- No, to postanowione. Znajdziemy Oldze nowÄ… opiekunkÄ™ i zostanie u nas.
- To bardzo ładnie z twojej strony, Amalie - pochwalił doktor. - Myślę, że dla Olgi
podróż byłaby trudna do zniesienia.
Przyszła Berte zapytać, co z Olgą. Tamta na jej widok zerwała się z miejsca.
- Zaprowadz mnie do mojego pokoju - poprosiła.
Wszyscy słuchali w zdumieniu, Berte bez słowa ujęła ją pod rękę i wyprowadziła z
pokoju.
- Ona jest teraz niczym małe dziecko, nie zdaje sobie sprawy z tego, co mówi. Za-
pomni wszystko, co powiedziała, zanim znajdzie się u siebie.
- No, tak - przyznała Amalie.
Doktor przyjrzał jej się uważnie.
- A ty dobrze siÄ™ czujesz?
- Tak, tylko czasem bolą mnie nogi. Przy pierwszej ciąży tego nie odczuwałam.
- No, to może cię zbadam, skoro już tu jestem - rzekł doktor.
Zanim zdążył to zrobić, Olga wróciła do salonu.
L R
T
- Możesz mi pomóc? - zwróciła się do Amalie. - Chciałabym, żebyś mnie zapro-
wadziła do %7łlebu Trolli. Muszę pożegnać się z Olem.
Amalie słuchała zaskoczona. Dlaczego służąca chce iść właśnie tam? Ole spoczy-
wa przecież na cmentarzu. Ale odparła spokojnie:
- Oczywiście, że cię zaprowadzę, jeśli to da ci spokój.
- Dziękuję, to dla mnie bardzo ważne.
Doktor Bjørlie zaczÄ…Å‚ siÄ™ irytować. WyprowadziÅ‚ Amalie z salonu.
- Muszę mieć spokój, żebym mógł cię zbadać - rzekł. - Chodzmy do twojego poko-
ju. - Połóż się na łóżku i podnieś suknię, muszę cię osłuchać - polecił, kiedy znalezli się
na miejscu.
Wyjął z torby długą, drewnianą rurkę i przyłożył do jej wypukłego brzucha. Zaczął
słuchać.
- Serce bije właściwie, ale zdaje mi się, że dziecko jest małe.
Amalie poczuła, że siły ją opuszczają.
- Czy coś z nim nie w porządku? - spytała ochryple.
- Nie, ale za jakiś tydzień chciałbym cię znowu zbadać. Muszę wiedzieć, czy
dziecko rośnie jak należy.
- Dziękuję, doktorze. - Amalie wstała.
- No, to do zobaczenia za tydzień - pożegnał się doktor.
Amalie poprawiła włosy i wróciła do salonu. Doktor wprawdzie twierdzi, że dziec-
ku nic nie dolega, ale ona mimo wszystko się zdenerwowała. Może nie jest w tak za-
awansowanej ciąży, jak sądziła. Czyżby pomyliła się w obliczeniach?
Ze zdumieniem stwierdziła, że Olgi nie ma. Wybiegła do holu, spytała Berte, czy
coÅ› o tym wie.
- Przed chwilą wyszła, wyglądała bardzo dziwnie, jakby myślami była gdzieś dale-
ko. Wołałam za nią, ale nie chciała mnie słuchać, poszła w stronę lasu. Chciałam ci po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl