[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powierzchnia morza połyskiwała perłowo w ich odbitym świetle. W pewnym momencie
Grace uniosła głowę i wbiła wzrok w zmysłowe usta Khalisa. A kiedy wymówiła jego
imię, nie wytrzymał napięcia. Pocałował ją inaczej niż tego popołudnia, zachłannie i na-
miętnie. Potem powoli zdjął jej suknię.
L R
T
- Otwórz oczy - poprosił wśród najczulszych pieszczot i gorących pocałunków. -
Chcę cię kochać całym sobą, sercem, ciałem i duszą.
Grace ponad wszystko pragnęła dać mu to samo po czterech latach wyrzeczeń.
Kiedy zaprowadził ją z powrotem do namiotu, chciała obnażyć przed nim duszę, wyznać
ostatni z sekretów i uzyskać zrozumienie, przebaczenie i miłość. Ale nie wiedziała, od
czego zacząć. Namiętność przyćmiła jej umysł. Kiedy Khalis całował każdy skrawek jej
rozpalonej skóry, przestała w ogóle myśleć, tylko czuła.
Khalis słyszał przyspieszony oddech Grace, jęki i pomruki zadowolenia, ale ciągle
czegoś mu brakowało. Chciał przełamać wszelkie zahamowania, tak żeby otworzyła
przed nim nie tylko ciało, ale też serce i duszę. Czy aby nie wymagał za dużo? Nigdy nie
oczekiwał tak wiele od żadnej kobiety, ale też do żadnej nigdy tak wiele nie czuł.
- Wypowiedz moje imię - poprosił.
- Dlaczego?
- ProszÄ™.
Zależało mu na tym, by je zapamiętała, by potwierdziła łączącą ich więz. Nie za-
mierzał pozwolić, by wyrzuciła je z pamięci wraz z duchami przeszłości. Widok łez, któ-
re napłynęły jej do oczu, głęboko go poruszył. Wyszeptała jego imię, potem wypowie-
działa je głośniej, a na koniec wykrzyczała w ekstazie, tak jak sobie wymarzył.
L R
T
ROZDZIAA ÓSMY
Leżąc w objęciach Khalisa, Grace nie zdołała powstrzymać łez. Zamknęła oczy,
ale wciąż płynęły, jedna za drugą, łzy radości i rozżalenia. Nigdy nie czuła takiej blisko-
ści z mężczyzną i tak straszliwego oddalenia równocześnie. Bała się przed nim otworzyć,
obawiała się siły własnych uczuć. Do końca z nimi walczyła, a potem... przez chwilę od-
niosła wrażenie, że to początek, a nie koniec, że zaczyna nowe życie, jakby wracała z
krainy umarłych. Jak to możliwe, że nie przewidziała, jaką lawinę uczuć wywoła zbliże-
nie z Khalisem? Myśl o tym, że to szczęście nie mogło dłużej trwać, sprawiała jej ból.
Akała bezgłośnie, wtulona plecami w jego pierś. Khalis musiał jednak wyczuć, że płacze,
bo otarł jej policzki opuszkami palców. %7ładne z nich nie wypowiedziało słowa. Po dłu-
giej chwili, gdy łzy przestały płynąć, wzięła głęboki oddech. Khalis pocałował ją w ra-
miÄ™.
- Opowiedz mi wszystko - poprosił półgłosem.
Chciała mu powiedzieć o swoim nieudanym małżeństwie, samolubnym szaleń-
stwie, bolesnym rozwodzie i wciąż trwających konsekwencjach. Do tej pory przedstawiła
mu tylko podstawowe szczegóły, prezentując się raczej jako ofiara niż jako winowaj-
czyni. Teraz wyobraziła sobie, że jeśli wyjawi mu najbrudniejsze sekrety, odczuje ulgę,
ale i wstyd. Poza tym Khalis z pewnością zmieniłby o niej zdanie.
- Dawno niczego takiego nie przeżyłam. To łzy wzruszenia - skłamała.
- Jesteś smutna - zauważył, obserwując ślady łez na policzkach.
- Ale też bardzo, bardzo szczęśliwa.
Khalis nie wyglądał na przekonanego, ale na szczęście dla Grace nie naciskał wię-
cej. Przyciągnął ją tylko bliżej do siebie. Leżała w cieple jego ramion, wsłuchana w regu-
larny oddech, aż w końcu zasnęła.
Kiedy się obudziła, nad namiotem świeciło słońce. Khalis gdzieś wyszedł, chyba
niedaleko, bo przecież przebywali na bezludnej wysepce. Poleżała jeszcze kilka sekund,
wspominając ulotne chwile szczęścia. Pózniej wstała, owinęła się w kaszmirowy szal,
ponieważ wieczorowa suknia nadal leżała pognieciona i wilgotna na piasku kilka metrów
L R
T
dalej. Khalis wrócił z mokrymi włosami i ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Gdy się
do niej uśmiechnął serce jej stopniało.
- Dzień dobry! - zawołał.
- Dzień dobry. Pływałeś?
- Tak. Dobrze spałaś?
- Tak.
- Ale nieprędko zasnęłaś.
- SkÄ…d wiesz?
- Wyczułem.
- Nie przywykłam do spania z kimś. Ale to miłe - dodała zaraz.
Khalis bez skrępowania zrzucił ręcznik i zaczął wciągać wyblakłe dżinsy.
- Skąd je wziąłeś? - spytała, nie tyle z ciekawości, co raczej po to, by odwrócić
własną uwagę od jego nagości.
- Spakowałem dla nas obojga ubrania turystyczne na zmianę, na wypadek gdybyś
zechciała pójść ze mną rano na spacer, chociaż, prawdę mówiąc, nie ma tu wiele do obej-
rzenia.
- Brzmi kusząco - odrzekła, obserwując jego zgrabną sylwetkę.
Khalis usiadł obok niej na poduszkach. Z poważną miną położył jej rękę na kola-
nie.
- A dziś wieczorem polecę z tobą do Paryża - oświadczył nieoczekiwanie.
- Jak to? Dlaczego?
- Zadzwoniłem do szefa mojej kancelarii prawniczej. Niemożliwe, żeby wyrok są-
du w sprawie opieki nad twoją córką był zgodny z prawem. Możemy go podważyć. Być
może nawet znajdziemy coś na Christofidesa. Musi mieć coś na sumieniu. Moi ludzie
właśnie badają jego przeszłość.
- Skąd znasz jego nazwisko? Nigdy go nie wymieniłam.
- Zasięgnąłem informacji.
- Podobno nie lubisz śledzić plotek w internecie?
- Czasami trzeba. Myślałem, że będziesz zadowolona, że chcę walczyć o ciebie. I o
twoją córkę.
L R
T
Grace pokręciła głową, żeby przepędzić niedorzeczną nadzieję, którą w niej rozbu-
dził.
- Szkoda, że mnie nie uprzedziłeś.
- Wolałem się czegoś dowiedzieć, zanim podejmę jakiekolwiek kroki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]