[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szy. Ale tym bardziej rzuca się w oczy, jeśli jesteś smutna. I obawiam się, że nosisz w
sercu jakąś ukrytą troskę, od której nie możesz się uwolnić.
Wahała się przez chwilę. Po chwili rzekła cicho:
— Czy możesz sobie wyobrazić, że dręczy mnie myśl, iż do niczego się na tym
świecie nie przydaję?
Nachylił się nad nią poruszony.
— Do niczego się nie przydajesz, Felizitas? Spójrz na te róże w ogrodzie. Czy one
do niczego się nie przydają? Czyż nie sprawiasz ludziom — twojej matce — pomijając
już nas — radości swoim istnieniem?
Uśmiechnęła się lekko. — Was dopiero znalazłam, i często wydaje mi się to snem,
że są ludzie, którzy chętnie ze mną przebywają. Od dzieciństwa byłam samotna. Już na-
wet najwcześniejsze dzieciństwo stało pod znakiem samotności. Moi rodzice wyżywali
się w Hiszpanii, w życiu towarzyskim i w interesach i mieli mało czasu dla mnie. Mój
ojciec zamieniał ze mną w czasie posiłków raptem parę słów, a matka zaglądała tylko na
chwilę do dziecinnego pokoju. Potem, po śmierci ojca znalazłyśmy się z matką w Niem-
czech i znowu ludzie wokół mnie wydali mi się obcy. Byłam często sama z matką — i
zobaczyłam, że ciążyło mi to, co ciążyć nie powinno. Robiłam sobie wyrzuty z tego po-
wodu i nie mogłam tego zmienić, że natura mojej matki sprawia mi cierpienie. Jesteśmy
sobie całkiem obce, rozumiemy się tak mało, jakbyśmy mówiły dwoma obcymi języka-
mi. I przez to ogarnia mnie smutek! Nikomu innemu oprócz ciebie nie powiedziałabym
tego, a tobie powiedziałam to dlatego, że mnie zapytałeś i że, jak mi się wydaje, rozu-
miesz mnie.
Ciepło i serdecznie popatrzył na nią. — Owszem, Felizitas, rozumiem cię. Może
nawet lepiej niż myślisz. Ja również byłem samotnym człowiekiem po śmierci mojej
ukochanej matki. Czułem się obco w moim otoczeniu, w towarzystwie mojego ojca i ma-
cochy. Dlatego poszedłem w świat. I pozostałem w głębi duszy samotnikiem. Zawsze
tęskniłem za człowiekiem, którego mógłbym dopuścić do najtajniejszych zakamarków
mojej duszy. Nie znalazłem go tam na obczyźnie. To poczucie wewnętrznego osa-
motnienia uczyniło mnie poważnym, ale nie nieszczęśliwym. Zawsze byłem przekonany
o tym, że pewnego dnia spotkam kogoś, kto będzie dzielić ze mną samotność mojej du-
szy i wynagrodzi mi wszystko, czego mi do tej pory brakowało.
Potarła z westchnieniem blade czoło. — Na pewno kogoś takiego spotkasz, kuzy-
nie, gdyż możesz go bez przeszkód szukać.
— A ty tego nie możesz robić, Felizitas? — spytał natarczywie.
Ze słodkim uśmiechem, który poruszył go do głębi, potrząsnęła głową. — Jestem
kobietą, a my kobiety musimy dać się znaleźć — powiedziała rozmarzona.
* * *
Kiedy Heinz i Felizitas rozmawiali ze sobą, a pani Gertruda i pani Helena wróciły
do pokoju, Jutta i Walrad zajęli się oglądaniem szkicownika. Przyniósł go na jej życze-
nie.
Z wielkim zainteresowaniem Jutta przeglądała go. Były tam motywy krajobrazo-
we, które były owocem jego wycieczek. Szkicownik zawierał również parę studiów por-
tretowych.
— To pan maluje również portrety, panie Walrad? — zapytała Jutta z ożywieniem.
— Często najchętniej robi się to, czego się robić nie powinno. Portret jest moją
nieszczęśliwą miłością. Marzyłem o tym, żeby być portrecistą, ale zaprzestałem tego i
poświęciłem się tkactwu artystycznemu. Lepiej być prawdziwym tkaczem, niż byle ja-
kim portrecistą!
— Ależ przecież to są bardzo interesujące studia portretowe! Tutaj — to przecież
mój brat. Niezwykle się panu udał!
— Twarz z tak charakterystycznymi rysami łatwo jest uwiecznić.
Jutta przeglądała dalej aż wreszcie natrafiła na delikatną twarz jakiejś matrony.
— Kto to jest? — zapytała.
— To jest moja mateńka!
— Ma taką dobrą, kochaną twarz i wesołe, śmiejące się oczy!
— Była zawsze dobrą i pogodną istotą, dzielnie znosiła wszelkie trudy życia. Była
do tej pory moją jedyną wielką miłością. Dopóki tu nie przyjechałem, nie miała żadnej
rywalki.
— A teraz ma jakąś? — zapytała gwałtownie.
Skinął głową i przesunął ręką po czole, jakby mu było za gorąco.
— Tak, teraz ma i ta usunęła moją matkę w cień, z czego się jej zresztą zaraz wy-
spowiadałem.
— I co na to powiedziała? — zapytała Jutta cicho.
Zaśmiał się. — Napisała mi:
Tak jest, w porządku, mój chłopcze, wypełnij zawczasu serce, żeby nie pozostało
puste, kiedy twojej mateńki już nie będzie! Ale musi być dobra i kochana ta, która mnie
usuwa w cień i musi cię tak szczerze kochać jak ja, tyle że trochę inaczej. Tyle ci tylko
powiem.
— I — powiedział jej pan?
Spojrzał jej głęboko w oczy. — Tak, powiedziałem jej.
Chciała, odrywając od niego wzrok dalej przeglądać szkicownik. Wyjął jej szybko
książkę z ręki.
— To już koniec — powiedział.
Próbowała zaprzeczyć. — Widzę przecież, że jest tam jeszcze jeden rysunek —
jeszcze jeden portret.
Skinął głową. — Tak jeszcze jeden portret jest w środku, ale nikt nie może go zo-
baczyć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]