[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nien w sobie nosić. Zauważyła jednak, że owo uczucie liście prawie niewidoczny, a w dalszych jakby bardziej
ujawnia się wówczas, gdy tylko Tony zaczyna mówić stylizowany.
o bracie, za którym najwyrazniej niezmiernie tęsknił. - A potem? - spytał Morten. - Czy twój brat dostał
więcej pergaminów?
- Mego brata bardzo wczeÅ›nie zaczęły drÄ™czyć upior­
- Tylko mi o nich mówiÅ‚, bo jego kolejnych uro­
ne, stale powtarzające się sny o pogrzebaniu żywcem.
dzin nie spędzaliśmy już razem.
- To straszne! - wykrzyknęła przerażona Unni.
71
70
- Moja matka również wcześnie zmarła - odparł
- A w dzień dwudziestych piątych urodzin?
krótko Tony.
- UmarÅ‚ - odparÅ‚ Tony z zasmuconymi oczyma. Przy­
- Mortenie, czy twojemu ojcu przyÅ›niÅ‚ siÄ™ kiedykol­
kro mu było również z uwagi na Mortena. - Ja miałem
wiek chór mnichów? - spytała Unni.
wówczas dwadzieÅ›cia trzy lata i bardzo ciężko to przy­
- Nie - odparł chłopak zdecydowanie. - Owszem,
jÄ…Å‚em. ZresztÄ… nie otrzÄ…snÄ…Å‚em siÄ™ jeszcze do tej pory.
słyszał o przekleństwie ciążącym na rodzie matki, ale
- Rozumiemy - powiedziała Unni cicho.
uważał to wszystko za wierutne bzdury.
Na chwilę zapadła cisza.
Przez chwilę siedzieli pogrążeni w myślach.
- Ale mam wam coÅ› wiÄ™cej do powiedzenia - ode­
W końcu Morten odezwał się dość żałosnym tonem:
zwaÅ‚ siÄ™ wreszcie Tony, już nieco swobodniejszym to­
- Jak myślicie, czy tu chodzi o coś dobrego, czy
nem. - Moja matka, której z tym rodem nie łączyło
o coś złego? O coś naprawdę złego?
nic poza tym, że poślubiła ojca, również coś przeżyła.
- Doprawdy, trudno to stwierdzić - przyznał Tony. -
- Co takiego?
W każdym razie przyjemne nie jest.
- Potężny chór mnichów śpiewających mszę. To by
Unni postanowiÅ‚a przedstawić swój poglÄ…d na spra­
ło niezwykle silne przeżycie, tak mówiła.
wÄ™.
- Chór mnichów? - powtórzył Morten zamyślony. -
- Moim zdaniem wyglÄ…da to trochÄ™ tak, a trochÄ™
No tak, to znaczy nie, nic takiego nie pamiÄ™tam. W każ­
tak. Tak jakby istniaÅ‚a zarówno dobra, jak i zÅ‚a stro­
dym razie musiało to być bardzo dawno temu. f
na. Chodzi mi o to, Mortenie, że miałeś ten wypadek,
Unni siedziała całkiem nieruchomo. J
jeszcze zanim dotarłeś do granicy dwudziestu pięciu
- Co się stało, Unni? - spytał Tony. .;('
lat. I to na cały rok wcześniej. Jak gdyby ktoś nie chciał
Dziewczyna podniosła na niego wielkie, przerażo- |
dopuścić, żebyś dożył tej granicy.
ne oczy. 1
- Tak - przyznał Tony w zamyśleniu. - Myślę, że to
- Właśnie to przyśniło mi się dziś w nocy. f
może coś oznaczać, Unni. Ale, na miłość boską, o co
- Tobie? - wykrzyknÄ…Å‚ Morten. - Oszukujesz! |
w tym wszystkim chodzi?
- Nie - powstrzymał go Tony. - Nie widzisz, jaka
- Czy twój dziadek, ojciec twego ojca, żyje?
ona blada? Opowiadaj, Unni!
- Nie. Nawet moja babcia nie wiedziała, kim był.
Unni musiała dokładnie powtórzyć swój sen.
- Wobec tego jedyną osobą, do której możemy się
- Identyczny jak mojej matki - stwierdził Tony ze
zwrócić, jest babcia Mortena. To jedyna osoba ze star­
zdumieniem, gdy skoÅ„czyÅ‚a mówić. - Z tÄ… jedynie róż­
szego pokolenia.
nicÄ…, że jej nie przyÅ›niÅ‚ siÄ™ szkolny korytarz, tylko dÅ‚u­
- Racja. - Tony wstaÅ‚. - Ale widzÄ™, Mortenie, że za­
gi tunel. Takie podziemne przejście pod ulicą. Chodzi- j
Å‚
czyna ci już brakować siÅ‚, a i ja muszÄ™ wracać do pra­
ła nim co dzień do pracy za życia mego ojca.
cy. Zobaczymy siÄ™ jutro o tej samej porze? Czy ty rów­
- Jesteś szczęściarzem, że masz matkę - westchnął ;
nież przyjdziesz, Unni?
Morten. - Ja swoją ledwie pamiętam. Wiem jedynie, że
Oboje młodsi kiwnęli głowami. Tony wyszedł tak
była nieszczęśliwa. Ojciec znalazł sobie kochankę.
73
72 i
szybko, że Unni nie miała szans, żeby się do niego
przyłączyć.
- O rany! - westchnÄ…Å‚ po pewnej chwili oszoÅ‚omio­
ny Morten. - Pomyśl tylko, że on jest z nami.
- Ty go znasz? - pytała Unni zdziwiona i bardzo,
9
ale to bardzo zaciekawiona.
- Wiem, kim jest. Ale że przedstawia się jako Tony
Eng, tego nie wiedziałem.
O tej porze roku prÄ™dko siÄ™ Å›ciemniaÅ‚o. Tony, to zna­
- A nie nazywa siÄ™ tak?
czy Antonio, zapewne sądził, że Unni zdąży wrócić do
- Owszem, ale to pewien skrót. Tak naprawdÄ™ na­
domu przed zmrokiem, lecz ona jeszcze przez chwilÄ™ po­
zywa siÄ™ Antonio Vargas. Doktor, czy też prawie dok­
siedziała u Mortena, by przetrawić nowinę o nazwisku
tor Antonio Eng Vargas. Norweskie nazwisko  Eng"
studenta medycyny. Kiedy Tony był razem z nimi, tak
przyjÄ…Å‚ pewnie po matce.
przejęła się rozmową, że prawie całkiem zapomniała
Unni poczuÅ‚a, że usta same otwierajÄ… jej siÄ™ ze zdzi­ o swojej zranionej nodze. Teraz jednak Morten powie­
wienia, i czym prędzej je zamknęła.
dział, że widzi, iż Unni kuleje, zrelacjonowała mu więc
- Antonio Vargas?
to, co przytrafiÅ‚o siÄ™ jej dzieÅ„ wczeÅ›niej. Ogromnie zdzi­
ByÅ‚ wiÄ™c w poÅ‚owie Hiszpanem, a hiszpaÅ„skie ak­
wiło to Mortena i zaczęli rozważać możliwość związku
centy w tej tajemniczej historii, dotyczącej życia
pomiędzy wypadkami, które ich spotkały, aż w końcu
i śmierci młodych ludzi, wydawały się bardzo mocne.
Unni przegapiła autobus i musiała czekać na następny.
Po czyjej on właściwie stoi stronie?
W tym czasie ciemność spowiła miasto i okolicę.
Unni wysiadła na swoim przystanku. Zobaczyła, jak
znikają czerwone tylne światła autobusu, pozostawiając
ją na pastwę ciemności. Mądra po szkodzie i bolesnym
doświadczeniu, zamiast drogą ruszyła przez pole.
Obsiano je oziminÄ…, wiÄ™c po cienkiej warstwie Å›nie­
gu nietrudno było iść. Raz po raz zerkała na drogę,
sprawdzając, czy nie czai się na nią żaden samochód,
'ecz nieliczne pojazdy, przejeżdżające główną drogą,
bijały ją niewinnie. Ich kierowcy pewnie spieszyli się
n
a obiad albo do miasta po gwiazdkowe prezenty.
Unni obrała kurs na swój dom, wabiący zapaloną
na zewnątrz latarnią i rozjaśnionymi oknami.
Niespodziewanie dom zasÅ‚oniÅ‚ jej jakiÅ› cieÅ„. Prze­
kona Unni cała drgnęła.
75
Wcześniej niczego nie słyszała, tymczasem nagle
Po hiszpaÅ„sku? Dlaczego miaÅ‚aby zwracać siÄ™ do te­
w krÄ…g Å›wiatÅ‚a wdarÅ‚ siÄ™ jakiÅ› jezdziec na potężnym czar­
go jezdzca właśnie po hiszpańsku? Przecież nic o nim
nym wierzchowcu. WyrastaÅ‚ przed niÄ… odwrócony bo­
ie wiedziała!
n
kiem. Unni instynktownie zrobiła kilka kroków w tyl,
Chyba Hiszpania padła jej na mózg.
a gwałtowne uderzenia serca wprost sprawiały jej ból.
Unni pobiegÅ‚a do domu, bÅ‚ogosÅ‚awiÄ…c Å›wiatÅ‚o i cie­
Co to za wariat tak pędzi zimą po ciemku? Mógł
pło, jakie czekało na nią za wejściowymi drzwiami,
przecież na nią wpaść!
które starannie zamknęła za sobą na klucz.
Po zarysie postaci na tle bijÄ…cego od tyÅ‚u Å›wiatÅ‚a zo­
Nie wspomniała o tym, co ją spotkało, rodzicom.
rientowała się, że to mężczyzna.
Oni by tego nie zrozumieli, zadawaliby tylko wiele
Jak on siÄ™ ubraÅ‚?! MiaÅ‚ na sobie coÅ› w rodzaju czar­
niepotrzebnych pytań.
nej mnisiej opoÅ„czy, ukÅ‚adajÄ…cej siÄ™ miÄ™kko na lÄ™dz­
Przez pewien czas siedziaÅ‚a u siebie w pokoju. Rozcie­
wiach konia; głowę mężczyzny zakrywał kaptur.
raÅ‚a bolÄ…cÄ… nogÄ™ i zastanawiaÅ‚a siÄ™, czy nie powinna za­
Chociaż Unni byÅ‚a zarazem zÅ‚a i wystraszona, nie zdo­
dzwonić do Antonia i opowiedzieć mu o tajemniczym
byÅ‚a siÄ™ na żaden protest Przerażona wpatrywaÅ‚a siÄ™ tyl­
jezdzca Uf, nie, przecież nie miała numeru jego telefonu.
ko w zjawę, tkwiącą nieruchomo tuż przed nią. Jedynie
W pewnej chwili jej wzrok przyciÄ…gnęło wÅ‚asne od­
koń przebierał kopytami, niespokojnie, lecz bardzo cicho.
bicie w lustrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl