[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rodzaju pokład o długości 50 70 stóp. Ażeby jednak ta wielka ilość belek poprzecznych posiadała rodzaj
oparcia, Polinezyjczycy przymocowują ponad nimi, na ścianach zewnętrznych oraz w środku między obiema
złączonymi łodziami jeszcze 2 3 krokwi wzdłuż. Przednia i tylna część wznosi się o kilka stóp ponad wodę,
część tylna czasami nawet o 20 stóp... Tak połączone łodzie mieszczą około 144 wioślarzy oraz 8 oficerów, z
których czterech stoi na rufach łodzi..."
Do owych 152 ludzi załogi marynarskiej doliczyć należy jeszcze w zasadzie 15 20 zbrojnych. Aódz
dalekomorska mieściła więc zazwyczaj 170 180 ludzi. Na takich statkach można było pokonywać bardzo
znaczne odległości. Odbywano zapewne podróże morskie na trasie wynoszącej około 2000 kilometrów,
przeważnie w obrębie trójkąta polinezyjskiego. Co prawda, już Forster zaznacza, że statki te nie nadawały się
szczególnie do żeglowania bejdewindem i że były skonstruowane raczej do żeglugi fordewindem. Podobne
spostrzeżenie zrobił sto pięćdziesiąt lat pózniej badacz
austriacki Hugo Adolf Bernatzik. W swym opisie podróży po Morzach Południowych wspomina, że jego
łódz z pływakiem równoważnikowym osiąga przy pełnym wietrze szybkość parowca i że mimo pozornej
kruchości przewyższa pod względem własności morskich europejskie żaglowce motorowe. Widząc, jak łódz
stawiała czoło porywistemu wiatrowi i wzburzonemu morzu, zdał sobie sprawę, iż na takich łodziach żaglowych
już w zamierzchłej przeszłości ludzie mogli dotrzeć bezpiecznie na wyspy Oceanu Spokojnego i tam się osiedlić.
Przytaczamy następujący ustęp z jego opisu, gdyż wprost wierzyć się nie chce, aby Polinezyjczycy mogli na
swych prymitywnych łodziach długo manewrować przeciw wiatrom, prądom i falom:
 Manewrowanie nie byÅ‚o bynajmniej Å‚atwe. Przy zwrotach trzeba byÅ‚o obracać łódz o 180°, tak ze rufa
stawała się dziobem, a potężne, ciężkie wiosło sterowe należało w tym celu przenosić na drugi koniec łodzi."
Pokrywa się to w zupełności z przypuszczeniami, którym daliśmy już wyraz w książce Siódma minęła,
ósma przemija, omawiając technikę żeglarską Polinezyjczyków. Czytelnicy, którzy sami stali kiedyś przy sterze
żaglowca, zrozumieją, że nie mogliśmy pominąć tego potwierdzenia zamieszczonych tam rozważań. Do nich też
apeluję. Albowiem przy omawianiu problemu polinezyjskiego doszli do głosu oprócz historyków, geografów i
antropologów także przedstawiciele najbardziej odległych dziedzin wiedzy i umiejętności. Tylko fachowców,
których by to przecież szczególnie zainteresowało, nikt nie pytał o zdanie  mianowicie żeglarzy. Nie ma już
chyba zbyt wielu takich, którzy widzieli na własne oczy polinezyjskie łodzie dalekomorskie albo nawet na nich
żeglowali. Ale, zwłaszcza w świecie anglosaskim, żyje może jeszcze ten lub ów stary żeglarz. Tych powinno się
wreszcie zapytać, czy można manewrując pod wiatr i prąd przepłynąć na statkach tego rodzaju tysiące mil
morskich na wschód!
Po kilkudniowym pobycie na Tahiti Cook wyruszył wreszcie na południe. Trasa jego biegła przez Wyspy
Towarzystwa i Wyspy Przyjacielskie do Nowej Zelandii, a stamtąd znów w stronę bieguna południowego. Tym
razem Cook dotarÅ‚ do 71° szerokoÅ›ci poÅ‚udniowej; dalsze posuwanie siÄ™ na poÅ‚udnie udaremniÅ‚o ponownie nie-
zmierzone pole lodowe.
Podczas podróży do Nowej Zelandii  Adventure" znowu znikła
z pola widzenia, tym razem na dobre, aż do owego odległego dnia, gdy Cook zobaczy ją znów w Plymouth.
Powodzenie drugiej wyprawy zawisło więc wyłącznie od losu  Resolution". Cook zdawał sobie z tego sprawę.
Zapiski w dzienniku podczas owego drugiego wypadu w stronÄ™ Antarktydy odzwierciedlajÄ… trapiÄ…ce go bezu-
stannie troski. Pod datÄ… niedziela, 30 stycznia 1774, czytamy:
 O 4 godzinie rano zauważyliśmy, że chmury na południowym nieboskłonie mają niezwykle biały poblask.
Oznaczało to, że zbliżamy się do pola lodowego. Wkrótce potem dojrzano je z bocianiego gniazda. Można było
rozróżnić 97 gór lodowych, które piętrzyły się nad sobą gubiąc się w chmurach. Sądzę, że tak wielkich gór lodo-
wych nie zaobserwowano nigdy na morzach grenlandzkich...
Na południu za polem lodowym musi leżeć ląd. Ale nie może on być schroniskiem dla ptaków lub innych
stworzeń, gdyż jest prawdopodobnie całkowicie pokryty lodem. Ja, który miałem ambicję dotrzeć na południe
nie tylko dalej niż ktokolwiek przede mną, ale w ogóle tak daleko, jak to jest dla człowieka możliwe, nie martwi-
łem się z powodu tej przeszkody. Wyszła nam ona poniekąd na dobre albo co najmniej zmniejszyła
niebezpieczeństwa i uciążliwości, z którymi związana jest żegluga w okolicach antarktycznych. To, że wróciłem
i wziÄ…Å‚em kurs na północ, nie wymaga dalszego uzasadnienia. ZnajdowaliÅ›my siÄ™ na 71° 10' szerokoÅ›ci
południowej."
Podobnie jak podczas pierwszej wyprawy Cook mógłby był także teraz wrócić do Anglii najkrótszą drogą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl