[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kuchennym stole w swoim mieszkaniu i spoglądała na wprost, jak telewizyjna spikerka
usadowiona przed kamerą. Miała na sobie czarną suknię, tę samą, w której ją chowano. Na jej
twarzy gościł spokój i zdecydowanie. Uniosła przed sobą białą kartkę papieru. Widać było na
niej zapisane odręcznie grubymi, czarnymi literami słowa:  Szklana zupa .
Wysunęła kartkę przed siebie, a potem opuściła ją i wymówiła obydwa słowa. SZKLANA
ZUPA. Skinęła głową, jakby na potwierdzenie, że nikt się nie przesłyszał: SZKLANA ZUPA.
Pierwsze zareagowały dzieci. Dziewczynka, dla której nie znaleziono opiekunki, szybko
zamknęła oczy i pomyślała sobie życzenie. Ponieważ myślała akurat o wróżkach, wyciągnęła
wcale rozsądny wniosek, że nieboszczka w czerni to przywołana przez nią wróżka. Dziewczynka
zażyczyła sobie słoniątka  takiego małego, błękitnego, które zmieściłoby się w jej łóżeczku i
dotrzymywało jej w nocy towarzystwa.
Chłopczyk wiedział, że kobieta, którą zobaczył, to jego ciotka Leni. Ponieważ jednak miał
dość mgliste pojęcie o tym, co znaczy  być martwym , wydał z siebie piskliwy chichot. Dopiero
uczył się czytać, w dodatku po niemiecku. Nie rozumiał angielskich słów  szklana zupa . Tak
więc chichotał i z ciotki, i z głupich, bezsensownych słów, które mu pokazywała. Zapyta ciocię
Leni, co one znaczą, kiedy zobaczy ją następnym razem.
Reakcje dorosłych były rozmaite. Na ich twarzach malowały się zdumienie, konsternacja,
przerażenie  oraz radość tych, którzy wierzyli w takich czy innych Bogów i byli pewni, że
wizja żywej Leni Salomon na jej pogrzebie jest widomym znakiem z niebios. Nikt jednak, nawet
John Flannery, nie pomyślał, że to, czego przed chwilą był świadkiem, widzieli także pozostali
żałobnicy. Na tym polega cud.
Niektórzy rozglądali się zawstydzeni, jak gdyby obawiali się, że inni zajrzą im do głowy i
zobaczą tę dziwaczną wizję, która ich nawiedziła. Wszystkim bowiem się zdawało, że tylko oni
ujrzeli zmarłą Leni. Zakłopotani spuszczali wzrok albo spoglądali w niebo, aby otrzeć łzy, lub
wręcz na trumnę, aby się upewnić, że ciągle tam jest.
Czym jednak była szklana zupa?
DINOZAUROWA MODLITWA
John Flannery wiedział, co oznacza szklana zupa. Gdy tylko zobaczył Leni podnoszącą kartkę
z napisem, okręcił się na pięcie i ruszył przed siebie. Robił wrażenie człowieka, którego nagle
przypiliła osobista potrzeba. Oczy były zbyt szeroko otwarte, dłonie otwierały się i zamykały w
pięści. Gdy dobiegł do samochodu, nie mógł trafić kluczykiem w zamek. W końcu przypomniał
sobie, że można go otworzyć pilotem umieszczonym w kluczyku od stacyjki.
Ledwie wszedł i usiadł na fotelu, zaraz puścił bąka. Choć był to pierwszy bąk w jego życiu,
wszystkie włosy zjeżyły mu się na głowie. Pędząc do samochodu, Flannery nałykał się tyle
powietrza, że jego przerażone ciało musiało je jakoś wypuścić. Przekrzywił się na fotelu i
spojrzał zaskoczony na swój tyłek, niczym pies, któremu zdarzyło się pierdnąć: jakby to, co mu
się przytrafiło, nie miało z nim nic wspólnego.
Wokół unosił się zapach świeżo uwolnionych wiatrów, nowego samochodu i drogiej skórzanej
tapicerki. Flannery gapił się przed siebie; wiedział, że powinien ruszać, ale wciąż nie mógł
oprzytomnieć. Przed chwilą druga strona złamała zasady. Rodziła się jakaś nowa, potężna
dynamika. Gdyby wiedział, że każdy z żałobników widział to, co on, przeraziłby się nie na żarty.
Jako istota ludzka John Flannery nigdy nie pierdnął i nigdy się nie bał. Czego miał się bać?
Cóż mogło przestraszyć taką istotę jak on? Nie musiał jeść, chyba że chciał komuś wmówić, że
jest człowiekiem. W jego piersi nie biło serce, chyba że było to konieczne z wyżej wymienionego
powodu. Oddychał odruchowo, ponieważ narobiłby sobie masę kłopotów, gdyby ktoś zauważył,
że nie oddycha. Miał do wykonania określone zadanie, a ciało było niezbędnym do tego
mundurem. Dotychczas Flannery spisywał się wzorowo. Nigdy jednak, w żadnym ze swych
ludzkich wcieleń, nie spotkał się z czymś takim jak na cmentarzu. Był roztrzęsiony.
%7ływi mają swój świat, a umarli swój. Oddzielające te światy granice są ścisłe i
nieprzekraczalne. Kiedyś była to nienaruszalna świętość, której nie uznawał jedynie Chaos. On
nie zna żadnych granic ani praw. Robi, co chce, toteż Flannery mógł swobodnie śmigać od życia
do śmierci, tam i z powrotem. Potem Isabelle Neukor i Vincent Ettrich przeprawili się na drugą
stronę. Jeszcze bardziej niebezpieczne było to, że przeszła tam również Leni Salomon i przesłała
stamtąd czytelny komunikat. Jej wiadomość zawierała fundamentalny fakt, który ludzkość starała
się pojąć od początku swego istnienia.
Flannery nie wiedział, że inni żałobnicy ujrzeli Leni i jej przesłanie, nie wiedział zatem, że
ludzie ci zobaczyli jedynie dwa angielskie słowa  szklana zupa . Leni przemówiła do żywych
językiem umarłych. Jej komunikat nie dawał się jednak przetłumaczyć. W rezultacie żywi
widzieli słowa, które co prawda znali, ale które kojarzyły im się wyłącznie z surrealistycznym
obrazem.
Dlatego ludzie zareagowali z taką rezerwą. Większość z nich zbyła wizję Leni jako upiorny
nonsens, równie absurdalny jak jej przesłanie. Martwa kobieta podnosi kartkę z napisem  szklana
zupa . I co z tego? Mieli zwrócić się do swoich mężów, żon i sąsiadów i wykrzyknąć w środku
pogrzebu:  Właśnie przywidziała mi się Leni! Pokazała mi znak, który nie miał sensu ? Z
pewnością taka deklaracja nie wywołałaby aplauzu wśród żałobników ani nie wzmogła nastroju
powagi. Nawet jej najlepsze przyjaciółki, Isabelle i Flora, zachowały milczenie, choć obie były
przekonane, że ich wizja oznacza coś ważnego.
W gruncie rzeczy Isabelle była tak zaabsorbowana tym, co zobaczyła, że dopiero po dłuższej
chwili uprzytomniła sobie, że Vincent nie stoi już obok niej. Jego nieobecność specjalnie jej nie
zaskoczyła. Oto cały on  pan Wiercipięta. Ciągle gdzieś go nosiło. Mówił o sobie, że jest
królem zespołu niedoboru uwagi. Isabelle spodziewała się, że zaraz wróci.
Myliła się. Nie tylko John Flannery, ale również Vincent Ettrich wiedział, co znaczy  szklana
zupa . Gdy Leni uniosła kartkę z zapisaną wiadomością, tylko jego oczy otworzyły się nieco
szerzej. Nie wpadł w panikę ani się nie ucieszył. Nie owładnęła nim chęć ucieczki. W języku
umarłych  szklana zupa opisywała i tłumaczyła Mozaikę, a Mozaika była Bogiem. Jedna z
pierwszych lekcji, których człowiek uczył się po śmierci, wyjaśniała Jej istotę i sens.
Kiedy Ettrich oddalał się od kapliczki, jego myśli zaprzątał Tamten Zwiat, patrzył na
wszystko, co śmierć zdołała zagarnąć. Wychodząc za bramę cmentarza, uzmysłowił sobie, jak
wiele się nauczył. Wiedział teraz dużo więcej niż przedtem.
 Niech to szlag!
Oboje, Simon Haden i Leni Salomon, spojrzeli na niedzwiedzia Boba.
 Co się stało?
 Nie udało się.
 Jak to?
 SkÄ…d wiesz?
Niedzwiedz poczochrał się po głowie i odparł rozsierdzonym tonem:
 Szlag szlag szlag. Nie udało się, czy wy to rozumiecie? Już ja się znam na tych sprawach.
Totalna klapa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl