[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którym Stewart bywał. Czuł się tutaj dobrze. Dziewczęta z
misji, Heni i Mary, siedziały wyszywając, a Stewarta ciotka
zaprzęgła do pomocy w wycinaniu anielskich skrzydeł do
przedstawienia bożonarodzeniowego.
Alisdair Stewart nigdy nie przywykł do towarzystwa
Maorysów, mimo że pomagali mu w budowie jego własnego
domu i prawie we wszystkich poczynaniach gospodarskich.
Natomiast ciotka Morag i Nessie, oddane całym sercem
wspieraniu pastora w jego dziele nawracania na wiarę
chrześcijańską pogańskiego ludu, czuły się swobodnie wśród
konwertytów. Nie raziły ich obce obyczaje, które Alisdairowi
wydawały się barbarzyńskie, nawet jeśli złagodzone przez
edukację ciotki Morag.
Heni i Mary należały do entuzjastycznych młodych
podopiecznych misji. Ubierały się całkowicie po europejsku,
w sposób, który Stewart uważał za jedynie przystojny. Obie
były wprawnymi szwaczkami, a Heni nauczyła się ponadto
pomagać ciotce Morag w układaniu włosów w zgrabne
grajcarki i drobne pomadowane fioki, stanowiące jedyne
ustępstwo statecznej matrony na rzecz próżności. Zostały
niezle wyuczone przyzwoitego zachowania europejskiego,
aczkolwiek poddawały je ustawicznie ciężkim próbom przez
zbyt demonstracyjne okazywanie sobie nawzajem czułości
oraz przez nawyk palenia glinianych fajek.
Kiedy Stewart wracał do bawialni z kilkoma
wystruganymi kawałkami drzewa, wszedł za nim do środka
George Baines, który bywał dość częstym gościem w misji,
chociaż przychodził zwykle tylko, gdy zlecano mu tam coś do
zrobienia. Nie bardzo potrafił się dostosować do subtelności
towarzyskich przestrzeganych przez Stewarta i innych
osadników, narzucił więc sobie zwyczaj czekania na dworze i
picia poczęstunkowej herbaty w kuchni.
Morag uniosła wzrok znad szycia i zwężonymi oczyma
zlustrowała bratanka, który wręczał wystrugane listewki
Nessie.
- Dobrze, że przestałeś tak przesadnie zaczesywać włosy -
zauważyła.
Stewart lekko pokraśniał.
- Widzisz - podjęła unosząc prześcieradło, które zszywała
- przez te otwory będą wyglądały głowy... Pokaż mu jak,
Nessie. W widowisku to będą głowy ofiar. Pastor zamierza dla
efektu użyć krwi zwierzęcej. Będzie to bardzo dramatyczne.
- Bardzo dramatyczne - zawtórowała Nessie.
- Herbata! - przywołała ciotka Morag do porządku swoją
młodszą towarzyszkę.
Kiedy Nessie się poderwała i wyszła, Stewart pochylił się
ku ciotce, z troską na twarzy.
- Ciociu - zapytał z wahaniem - co byś pomyślała o kimś,
kto gra na stole kuchennym jak na fortepianie?
- Jak na fortepianie? - powtórzyła zaskoczona Morag.
- To dziwne, prawda? Przecież stół nie wydaje żadnego
dzwięku.
Ciotka Morag podniosła wzrok na Nessie, która podeszła
do Stewarta z filiżanką herbaty.
- A biskwity? - syknęła na dziewczynę. Po chwili wróciła
do tematu: - Oczywiście, że nie wydaje dzwięku.
- Wiedziałem, że ona jest niema - ciągnął Stewart - ale
teraz zaczynam się obawiać, że może jest z nią coś więcej nie
w porządku. Zastanawiam się, czy ma po kolei w głowie.
- Nie wydaje żadnego dzwięku - powtórzyła w
zamyśleniu Morag.
- Nie, przecież to stół.
- No, z suknią ślubną obeszła się bardzo nieładnie,
podarła całą koronkę. Gdybym tego nie widziała na własne
oczy, tobym przysięgła, że porwała suknię zębami - w tym
miejscu włączyła się Nessie i dokończyły obie oburzonym
chórem - i wytarła o nią nogi.
No, nic wielkiego się jeszcze nie stało - wtrącił śpiesznie
Stewart. - Ale to niepokojące.
George Baines, który stał w ciemnym progu, pijąc herbatę
z cienkiej porcelanowej filiżanki, nie pasującej do jego
grubych palców, słuchał opowieści Stewarta z cieniem
rozbawienia w oczach. Ciotka Morag rozpostarła wachlarz i
zaczęła nim nerwowo machać przed twarzą.
- Tak, tak, oczywiście, trochę niepokojące - potwierdziła
marszcząc brwi.
- Milczenie ma swoje dobre strony - podjął Stewart
mieszając herbatę.
- Ma się rozumieć - przytaknęła Morag i odłożyła
wachlarz.
- Nici! - zażądała podając Nessie igłę do nawleczenia.
Stewart poczuł ulgę.
- Z czasem zrobi się może bardziej czuła - zaryzykował.
- Z całą pewnością - potwierdziła ciotka Morag. - Nikt nie
okazuje nam tyle czułości co zwierzęta domowe, a przecież
one są nieme.
Baines, popijając herbatę, przysłuchiwał się w milczeniu.
Nie zaskoczyła go opowieść o klawiaturze wyrzezbionej na
blacie. Był świadkiem uniesienia, z jakim Ada grała na plaży,
więc miał niejakie zrozumienie dla goryczy, wywołanej
pozbawieniem przedmiotu jej miłości.
Po herbacie Stewart i Baines przemierzyli razem dystans
dzielący ich od siedziby Stewarta, gdzie zastali Florę
uganiającą się na wyimaginowanym kucyku dookoła domu.
Stewart przystąpił niezwłocznie do codziennego rytuału
rąbania drew.
- Sędziwy książę Yorku, on tysiąc żołnierza miał -
śpiewała Flora.
Podskakując jęła zbierać porąbane drwa i układać je w
stos. Jej biały czepeczek i wykrochmalony fartuszek odbijały
czystością i świeżością od czarnego błota. Flora korzystała z
każdej okazji przebywania na dworze, kiedy nie padało, i
zaczęła sama z siebie pomagać Stewartowi w jego pracach
gospodarskich. Lubiła grzebać w ogródku warzywnym i gonić
kurczaki, zaczęła się również zapuszczać w las nieopodal
domu, pobudzając swoje zamiłowanie do przygody. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl