[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wymówieniem i poszła do szefa działu.
- Pan Drewer wyszedł na kilka minut. Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała
sekretarka.
- Proszę mu to oddać, dobrze? - poprosiła Leith i wróciła do swego biura, gdzie przez
następne dwadzieścia minut starała się pracować w skupieniu.
Nie zdołała na dobre zatopić się w swoich zajęciach, kiedy nagle Naylor wpadł do jej
pokoju z takim impetem, \e podskoczyła w miejscu.
- Wynoś się! - bezceremonialnie polecił Jimmy'emu.
- Tak, proszę pana! - bąknął Jimmy i wyleciał jak z procy.
- Właśnie rozmawiałem z Drewerem - warknął. -Zauwa\ył, \e niedługo pewnie ślub,
więc spytałem, co znowu krą\y po tutejszych liniach. Odpowiedział, \e to jego
osobisty wniosek, który wyciągnął na widok twojego wymówienia.
Leith wiedziała, \e Naylor nie będzie zbyt uszczęśliwiony jej rezygnacją, poniewa\
wytrąca mu z ręki wszystkie atuty.
- Proszę mi powiedzieć, panno Everett - ciągnął groznie - co do cholery pani sobie
myśli, tak po prostu odchodząc?
- Nie mo\esz zabronić mi odejść! - odparła butnie.
- Nie mogę zabronić ci odejść, fakt - zgodził się, kipiąc gniewem - ale na pewno mogę
postarać się o to, \ebyś ju\ nie dostała pracy w swoim zawodzie!
Leith otworzyła usta i wyszeptała z niedowierzaniem:
- Nie zrobiłbyś tego...
- Tylko spróbuj! - warknął. - Telefon, słówko szepnięte do właściwego ucha o tym jak
zawaliłaś kontrakt Norwood & Chambers...
Nie musiał kończyć.
Leith nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czy\by był rzeczywiście zdolny do takiej
podłości?!
- Ty sukinsynu! - syknęła.
Nie dotknęło go to. Nawet nie mrugnął.
- Wszystkiego najlepszego z okazji zaręczyn, kochanie! - wypalił.
ROZDZIAA SMY
Przebrnęła jakoś przez środę i czwartek, ale w piątek, jadąc do pracy, wcią\ nie była
pewna, czy opuści Vaseya za trzy miesiące. Czuła się zbyt zniechęcona, aby szukać
innego zajęcia. Nie miała \adnych perspektyw na znalezienie odpowiedniej pracy.
Ka\dy przyszły pracodawca zmuszony byłby zwrócić się do Vaseya o referencje, a
nie ulegało najmniejszej wątpliwości, \e Naylor Massingham dokładnie zna
zawartość jej kartoteki. Zapewne poinstruował kadry, by informowały go o
wszystkim co dotyczy jego narzeczonej". Mógł jej zaszkodzić w ka\dej chwili.
Parkując samochód zastanawiała się, czy wcią\ jeszcze jest z nim zaręczona? Od
ostatniego, jak\e burzliwego spotkania nie dał znaku \ycia.
- Cześć, Jimmy! - rzuciła wesoło asystentowi. Nie pozwoli, by jej kłopoty stały się
zródłem plotek.
- Witaj, Leith - odparł powa\nie. - Naprawdę bardzo podoba mi się twoja nowa
fryzura.
Leith wróciła do dawnego uczesania. Upieranie się przy nietwarzowym koku
wydawało jej się idiotyczne. Zdjęła te\ okulary. Cielęce spojrzenie, jakim obdarzył ją
Jimmy, przeraziło ją. Tylko tego teraz brakowało, \eby się w niej zadurzył.
- Dzięki - odparła krótko.
O jedenastej Jimmy poszedł na kawę i plotki. Leith pracowała jeszcze przez parę
minut, po czym doszła do wniosku, \e potrzebuje informacji z innego działu.
Była ju\ w połowie korytarza, gdy ujrzała Naylora, zbli\ającego się z przeciwnej
strony.
Serce w niej zamarło w oczekiwaniu na spotkanie, ale jej narzeczony minął ją bez
słowa, lodowate spojrzenie lokując gdzieś ponad jej głową.
Do końca dnia nie mogła znalezć sobie miejsca. Chyba nigdy dotąd nie pracowała
tak nieudolnie. Ale jak mogła się skupić, gdy co chwila, zamiast rozło\onych przed
sobą dokumentów, widziała twarz Naylora. Była taka zimna i obca...
Z zamyślenia wyrwał ją telefon.
- To chyba pan Massingham - oznajmił Jimmy scenicznym szeptem i podał jej
słuchawkę.
Po chwili wahania wzięła ją do ręki.
- Halo - musiała mocno wziąć się w garść, kiedy okazało się, \e Jimmy ma rację.
- Chciałbym się z tobą widzieć - powiedział Naylor beznamiętnie.
- Teraz? - zapytała, zastanawiając się jednocześnie, jak zajdzie gdziekolwiek na tych
trzęsących się nogach.
- Dlaczego nie? - odparł i odło\ył słuchawkę. Co za odmiana! - pomyślała, z lekka
zaniepokojona. Czy\by znów coś knuł?
- Nie zabawię długo - powiedziała do Jimmy'ego. - Idę...
- Do nowego skrzydła?
- Za bystry jesteś na tę pracę - mruknęła wyniośle. Ruszyła korytarzem, czując, \e
zaczyna wpadać w panikę. Czy wezwał ją do swego gabinetu po to, \eby dać jej burę
za spotkanie w korytarzu dziś rano, zastanawiała się, podchodząc do drzwi Moiry
Russell. W końcu on te\ ją zignorował. Nie, nie mógłby być a\ tak nieprzyjemny -
doszła do wniosku i weszła.
- Pan Massingham jest wolny - oznajmiła z uśmiechem Moira Russell.
- Dzięki - odpowiedziała Leith, mając nadzieję, \e uśmiechem pokryje
zdenerwowanie. Zapukała, wzięła głęboki oddech i weszła.
Naylor stał przy biurku, przeglądając jakieś papiery. Serce Leith zabiło mocno -
Bo\e drogi, jak\e ona go kocha!
- Dzień dobry - jakaś aktorka głęboko w jej wnętrzu powitała go uprzejmie na
u\ytek sekretarki. Kiedy wreszcie podniósł oczy, zamknęła drzwi. - Chciałeś widzieć
się ze mną?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]