[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Aazik, najwyrazniej wyczerpany holowaniem przyczepy, zatrzymał się kilka-
naście metrów od brzegu jeziora. Wylazł z niego Van Beneker, jeszcze bardziej
zaniedbany i spocony niż zwykle.
 Wszyscy wysiadać  zawołał do turystów.  Idziemy popatrzeć na jedno
ze sławnych, gorących jezior.
Gundersen zastanawiał się, czy nie powiedzieć Srin gaharowi, by poszedł da-
lej. Cztery pozostałe nildory, zaspokoiwszy swoją ciekawość, oddaliły się już
w stronę drugiego końca jeziora. Postanowił jednak chwilę pozostać. Wiedział, że
lekceważenie członków własnego gatunku nie przydałoby mu uznania w oczach
Srin gahara.
Van Beneker zwrócił się do Gundersena, by go pozdrowić.
 Dzień dobry!  zawołał.  Jak to miło znów pana zobaczyć! Dobrą ma
pan podróż?
Turyści wygramolili się z przyczepy. Byli tacy i zachowywali się zupełnie tak,
jak to sobie Gundersen wyobrażał: zblazowani, znudzeni i przesyceni cudami,
jakie widzieli. Stein, ten właściciel knajpy z doskonałymi ślimakami, sprawdził
przysłonę w kamerze i fachowo dokonał 360-stopniowego hologramu całej sceny,
ale kiedy odbitka wysunęła się powoli ze szczeliny w aparacie, nawet na nią nie
spojrzał  ważne było robienie zdjęć, a nie samo zdjęcie. Watson, lekarz, opo-
wiadał Christopherowi, finansiście, jakąś anegdotę, która dawno temu przestała
być śmieszna, a ten bezmyślnie chichotał. Kobiety, wymięte, wymęczone poby-
tem w dżungli, nie zwracały wcale uwagi na jezioro. Dwie oparły się o łazika
i czekały aż im się powie, co oglądają; dwie inne, skoro spostrzegły obecność
Gundersena, szybko wyciągnęły z torebek szminki.
 Nie zostanę tu długo  zapewnił Srin gahara.
Podszedł Van Beneker.
 Cóż za podróż  wybuchnął.  Co za cholerna droga! No, ale właści-
53
wie powinienem się do tego przyzwyczaić. A jak u pana, wszystko dobrze, panie
Gundersen?
 Nie narzekam.  Gundersen wskazał głową przyczepę.
 SkÄ…d pan wytrzasnÄ…Å‚ takiego grata?
 Zrobiliśmy ją parę lat temu, gdy zepsuła się ciężarówka. Teraz wozimy nią
turystów, kiedy nie uda się zaangażować nildorów.
 WyglÄ…da jak osiemnastowieczna machina.
 Widzi pan, nie pozostało nam tu wiele nowoczesnego sprzętu. Nie mamy
pomocniczych mechanizmów napędowych ani hydraulicznych robotów. No, ale
zawsze znajdzie się parę kółek i jakaś plandeka. To musi wystarczyć.
 Co się stało z tymi nildorami, które przywiozły nas z lotniska do hotelu?
Sądziłem, że skłonne były dla was pracować.
 Czasem chcą, czasem nie chcą  powiedział Van Beneker.  Są nieobli-
czalne. Nie możemy ich zmusić do pracy i nie możemy ich nająć. Możemy tylko
grzecznie poprosić, a jak odmówią  nie ma odwołania. Parę dni temu oznajmiły,
że przez jakiś czas nie będą do naszej dyspozycji, więc musieliśmy wyciągnąć tę
przyczepę. . .  Zniżył głos.  Moim zdaniem, to z powodu tych głupich  małp ,
które uważają, że nildory nie rozumieją po angielsku i powtarzają w kółko:  Ja-
kie to okropne, że taką piękną i wartościową planetę musieliśmy oddać bandzie
słoni .
 W drodze tutaj  stwierdził Gundersen  niektórzy z nich wyrażali zde-
cydowanie liberalne poglądy. Przynajmniej dwóch panów opowiadało się stanow-
czo za przekazaniem władzy mieszkańcom planety.
 A oczywiście. Na Ziemi nałykali się różnych politycznych teorii wolno-
ściowych: oddać światy skolonizowane długo uciskanej ludności miejscowej i te-
mu podobne. A teraz, tutaj, nagle doszli do wniosku, że nildory wcale nie są  lud-
nością , a po prostu zwierzętami, śmiesznymi słoniami i że chyba jednak powinni-
śmy zatrzymać tę planetę dla siebie  Van Beneker splunął.  A nildory słuchają
tego. Udają, że nie znają języka, ale znają, wiem dobrze, że znają. I jak można się
spodziewać, że takich ludzi będą chciały nosić na swoim grzbiecie.
 Rozumiem  odparł Gundersen.
Spojrzał na turystów, którzy wybałuszali oczy na Srin gahara skubiącego opo-
dal młode gałązki. Watson trącił w bok Mirafloresa, a ten zacisnął wargi i pokręcił
głową z dezaprobatą. Gundersen nie mógł dosłyszeć, co mówili, ale domyślał się,
że wyrażali pogardę dla żarłoczności Srin gahara. No bo jakże cywilizowane isto-
ty mogą ściągać trąbą pożywienie z drzewa?
 Zostanie pan i zje z nami lunch, panie Gundersen?  zapytał Van Beneker.
 Dziękuję za zaproszenie  odpowiedział Gundersen.
Usiadł w cieniu, a Van Beneker zebrał swych podopiecznych i poprowadził
ich nad brzeg parującego jeziora. Kiedy już tam byli, Gundersen wstał spokojnie
54
i dołączył do grupy. Zaczął słuchać tego, co mówił przewodnik, ale trudno mu
było skupić uwagę.
 Strefa wysokich temperatur. . . powyżej 70 stopni C. . . w niektórych miej-
scach wyższa, nawet powyżej temperatury wrzenia, a jednak istnieją żywe orga-
nizmy. . . specjalna adaptacja genetyczna. . . nazywamy je ciepłolubne. . . DNA [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl